Nie mógł nie wiedzieć, że przewozi migrantów, którzy nielegalnie przekroczyli granicę, taka teza razi wręcz naiwnością. Tak stwierdził sąd podczas procesu odwoławczego Uzbeka, który został w pierwszej instancji skazany na trzy i pół roku więzienia. Wyrok został utrzymany i jest już prawomocny. Mężczyzna, uciekając przed pościgiem Straży Granicznej, zjechał w pobliżu miejscowości Soce (Podlasie) z drogi i dachował. Zginęły dwie osoby.
Do wypadku doszło w maju 2023 roku koło miejscowości Soce (Podlaskie), na drodze wojewódzkiej nr 685 z Hajnówki do Zabłudowa. Auto zjechało z drogi i dachowało. Na miejscu zginął jeden z pasażerów. Kierowca toyoty rav4 i dziewięć innych osób trafiło do szpitali. Dzień po wypadku zmarła druga osoba, kolejny pasażer.
Pochodzący z Uzbekistanu (mieszkający i pracujący w Polsce) kierowca został oskarżony o nieumyślne doprowadzenie do katastrofy w ruchu lądowym i pomocnictwo w nielegalnym przekroczeniu granicy przez grupę dziesięciu Afgańczyków.
Samochód koziołkował przez ponad 40 metrów, po czym dachował
Według śledczych kierowca uciekając przed pościgiem funkcjonariuszy SG nie zachował ostrożności, nie dostosował prędkości do warunków na drodze, przewoził zbyt wiele osób i na zakręcie stracił panowanie nad autem, zjechał na lewą stronę drogi, wpadając do przydrożnego rowu i uderzając w jego skarpę, po czym toyota dachowała. Samochód koziołkował przez ponad 40 metrów i zatrzymał się na dachu.
W tym samym procesie oskarżeni zostali również dwaj inni obywatele Uzbekistanu, którzy odpowiadali za organizację i pomocnictwo przy nielegalnym przekroczeniu granicy z Białorusi do Polski. Kary w ich przypadku - które sąd odwoławczy również utrzymał - to rok i cztery miesiące oraz rok więzienia. Sąd orzekł też wobec nich przepadek korzyści finansowych, które osiągnęli za to przestępstwo - łącznie 8,5 tys. zł.
Prokuratura chciała dla kierowcy pięciu i pół roku więzienia
Wyroki pierwszej instancji zaskarżyły obie strony. Prokuratura chciała wyższych kar dla całej trójki oskarżonych. Dla kierowcy - kary łącznej pięciu i pół roku więzienia, a dla pozostałych dwóch osób - dwóch i pół roku oraz dwóch lat więzienia. Obrona chciała uniewinnienia lub łagodniejszych kar.
Białostocki sąd apelacyjny utrzymał wyrok. Poprawił jedynie tzw. podstawę wymiaru kar. Była to jednak pomyłka "na granicy błędu pisarskiego".
Sąd: nie mógł nie wiedzieć
Kierowca w pierwszej instancji - a obrońca w apelacji - przedstawił wersję, według której nie wiedział, że przewozi migrantów, którzy nielegalnie przekroczyli granicę.
- Taka teza razi wręcz naiwnością - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Janusz Sulima.
Przypominał, że oskarżony Uzbek mieszkał w Polsce i obracał się w środowisku obcokrajowców.
- Więc nie mógł nie wiedzieć o tym, że imigranci, głównie z krajów azjatyckich, szturmują wschodnią granicę Polski, żeby później przedostać się do krajów zachodnich - uzasadniał sędzia.
Jechał na tzw. pinezkę
Przypominał, że kierowca miał obiecane pieniądze za przewóz, poruszał się samochodem wypożyczonym przez kolejnego z oskarżonych, jechał w miejsce odbioru na tzw. pinezkę, czyli według wskazań GPS.
- Kiedy tam dojechał, otworzył nie tylko drzwi do samochodu, ale i bagażnik, te osoby szybko podbiegły do tego samochodu, część z nich wsiadła na tylne siedzenie auta, a część zapakowała się do bagażnika - powiedział sędzia Sulima.
Podkreślił, że te wszystkie okoliczności jednoznacznie wskazują, że kierowca wiedział, iż będzie przewoził nielegalnych migrantów.
Sąd o wyważonych karach wobec pozostałych oskarżonych
Sąd uznał również za udowodniony udział w przemycie ludzi z Białorusi i Polski, i role pozostałych dwóch oskarżonych.
Odnosząc się do kar, które sąd odwoławczy uznał za wyważone, sędzia Sulima zaznaczył, że - z jednej strony - czyny popełnione przez oskarżonych "godzą w bezpieczeństwo naszego państwa, od kilku lat stały się one wręcz nagminne na terenach przygranicznych", ale z drugiej - Uzbecy nie byli wcześniej karani, nie można ich też uznać za głównych organizatorów tego procederu.
W przypadku kierowcy sąd wziął pod uwagę, że do katastrofy drogowej doprowadził on nieumyślnie, "ani nie chciał, ani nie godził się na taki skutek", nie był pod wpływem alkoholu czy narkotyków.
- Nie wydaje się, aby istniała potrzeba podwyższania wymierzonej wobec niego za ten czyn kary (...), o co wnosił prokurator - dodał sędzia Sulima.
Operacja "Śluza" - kryzys wywołany przez Łukaszenkę
Kryzys migracyjny na granicach Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą został wywołany przez Alaksandra Łukaszenkę, który jest oskarżany o prowadzenie wojny hybrydowej. Polega ona na zorganizowanym przerzucie migrantów na terytorium Polski, Litwy i Łotwy. Łukaszenka w ciągu ponad 28 lat swoich rządów nieraz straszył Europę osłabieniem kontroli granic.
Czytaj też: Operacja "Śluza" - skąd latały samoloty do Mińska? Oto, co wynika z analizy tysięcy rejsów
Akcję ściągania migrantów na Białoruś z Bliskiego Wschodu czy Afryki, by wywołać kryzys migracyjny, opisał na swoim blogu już wcześniej dziennikarz białoruskiego opozycyjnego kanału Nexta Tadeusz Giczan. Wyjaśniał, że białoruskie służby prowadzą w ten sposób wymyśloną przed 10 laty operację "Śluza". Pod pozorem wycieczek do Mińska, obiecując przerzucenie do Europy Zachodniej, reżim Łukaszenki sprowadził tysiące migrantów na Białoruś. Następnie przewozi ich na granice państw UE, gdzie służby białoruskie zmuszają ich, by je nielegalnie przekraczali. Ta operacja wciąż trwa.
Organizacje pomocowe o sytuacji na granicy
Organizacje niosące pomoc humanitarną na granicy polsko-białoruskiej twierdzą, że pomimo zmiany rządów w Polsce wobec migrantów nadal łamane jest prawo. Przekonują, że mają udokumentowane przypadki wyrzucania za granicę z Białorusią osób, które wyraźnie i w obecności wolontariuszy prosiły o ochronę międzynarodową. W czasie jednej z konferencji prasowych zaprezentowano drastyczny film udostępniony przez Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne, na którym widać przeciąganie bezwładnego ciała kobiety przez bramkę w płocie granicznym i porzucanie jej po drugiej stronie.
Organizacje pomocowe domagają się od rządu przywrócenia praworządności na pograniczu polsko-białoruskim, prowadzenia polityki ochrony granic z poszanowaniem prawa międzynarodowego oraz krajowego gwarantującego dostęp do procedury ubiegania się o ochronę międzynarodową i przestrzeganie zasady non-refoulement, wszczynania przewidzianych prawem postępowań administracyjnych wobec osób przekraczających granicę, natychmiastowego zatrzymania przemocy na granicy wobec osób w drodze i pociągnięcie do odpowiedzialności winnych przemocy.
"Wiemy o osobach w ciężkim stanie zdrowia wyrzucanych z ambulansów wojskowych, a także wywożonych wprost ze szpitali. Za druty i płot graniczny trafiają mężczyźni, kobiety z dziećmi oraz małoletni bez opieki. Wywózkom cały czas towarzyszy przemoc ze strony polskich służb: używanie gazu łzawiącego, bicie, rozbieranie do naga, kopanie, rzucanie na ziemię, skuwanie kajdankami, niszczenie telefonów i dokumentów, odbieranie plecaków z prowiantem oraz czystą wodą. Ludzie opowiadają nam, że groźbą lub przemocą fizyczną są zmuszani do podpisywania oświadczeń, że nie chcą się ubiegać o ochronę międzynarodową w Polsce, a następnie wywożeni są za płot" - czytamy we wspólnym oświadczeniu organizacji.
Czytaj więcej w tvn24.pl: Kryzys na granicy polsko-białoruskiej
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: KPP w Hajnówce