Przed nami szczyt trzeciej fali i święta, w które zwykle spotykaliśmy się z bliskimi. Resort zdrowia jeszcze nie przedstawił listy ewentualnych obostrzeń na ten czas. - Trzeba uniemożliwić spotkania w większym gronie, należy pozamykać kościoły. W trakcie tego drastycznego lockdownu trzeba będzie maksymalnie przyspieszyć program szczepień – uważa profesor Marta Wawrzynowicz-Syczewska, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych, Hepatologii i Transplantacji Wątroby szpitala w Szczecinie.
Szczyt trzeciej fali jeszcze jest przed nami – powiedział we wtorek Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia. Według najnowszych danych z resortu, poprzedniej doby zakażenie koronawirusem potwierdzono u 16 741 osób, a zmarło 396 chorych.
- Mimo dzisiejszego, niedużego jak na ostatnie dni, wzrostu (…) to nie jest to jeszcze żadna oznaka, że epidemia w naszym kraju spowalnia. Najważniejsze są zestawienia tygodniowe, a one nadal budzą nasz duży niepokój – zaznaczył rzecznik Wojciech Andrusiewicz i przypomniał, że średnia tygodniowa liczba zakażeń jest na dość dużym pułapie 22,5 tys.
Zaraportowana we wtorek liczba zakażeń jest o około 2,5 tys. większa niż przed tygodniem. I o te najnowsze dane oraz o pomysły, jak tę krzywą zachorowań wypłaszczać, pytamy ekspertów na antenie TVN24. OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W TVN24 GO>>>
"To dzisiejsze wahnięcie w dół wcale nie napawa mnie optymizmem"
- To jest efekt zachorowań sprzed dwóch, trzech tygodni, ponieważ te zgony nie następują od razu. Natomiast to dzisiejsze wahnięcie w dół wcale nie napawa mnie optymizmem, dlatego że okres hospitalizacji to od dwóch do trzech tygodni. A pod koniec tygodnia zwykle te wskaźniki wzrastają, zobaczymy, co będzie dalej – powiedziała prof. Joanna Zajkowska, podlaski wojewódzki konsultant do spraw epidemiologicznych.
Profesor opowiedziała również, jak obecnie wygląda sytuacja w podlaskich szpitalach. Wskazała, że na razie tamtejsze szpitale dysponują jeszcze wolnymi miejscami, ale nie wszystkie. - Szpital zakaźny już jest prawie wysycony, jeśli chodzi o zajętość miejsc. Uruchamiany jest drugi szpital tymczasowy, który będzie stanowił bufor, jeżeli nie będziemy w stanie pomieścić pacjentów. (...) Dużo osób choruje w domu i w tej drugiej fazie choroby dopiero trafia do szpitala. I tutaj często jesteśmy bezradni, bo wszystkie możliwości terapii są wyczerpane – mówiła prof. Zajkowska.
Profesor Zajkowska ma nadzieję, że w Polsce nie dojdzie do czarnego scenariusza i że dzięki restrykcjom i licznym apelom o rozsądek uda się zapanować nad pandemią. - Myślę, że te rozmowy o świętach, gdzie zalecamy jednak ograniczyć możliwość kontaktowania się i podróżowania, że jednak to spowolni pandemię. I że nawet jeśli będziemy mieć do czynienia ze wznoszącą się krzywą zachorowań, to ona będzie w miarę łagodna. To dałoby możliwość hospitalizacji tym osobom, które ulegną zakażeniu – tłumaczy.
Konsultant przyznała też, że bardzo jej się podobają rekomendacje w Niemczech. - One nie są takie kategoryczne, restrykcyjne. Nie polegają na tym, że mamy siedzieć w domu, tylko zwracają uwagę na te wszystkie punkty, gdzie się zakażamy. Wprowadzają możliwość pracy zdalnej, ograniczanie spotkań rodzinnych i świątecznych oraz robienie zakupów w okolicach okołoświątecznych – dodaje prof. Zajkowska.
- Nie znamy jeszcze dokładnych planów ministerstwa na obostrzenia przed świętami. Jakie mogą być konsekwencje, jeśli ktoś zbyt luźno będzie podchodził do obowiązujących obostrzeń? – dopytywała na antenie TVN24 Joanna Kryńska.
- To po prostu przyniesienie zakażenia do domu i wzięcie odpowiedzialności za zdrowie osób, z którymi się spotykamy. Wszyscy chcemy się spotykać, każdy z nas ma jakieś swoje socjalne i rodzinne relacje, które chce podtrzymać, ale pomyślmy o innych, nie o sobie. To my bierzemy odpowiedzialność za możliwe zakażenia. Wtedy, gdy chorujemy bezobjawowo też – dodała prof. Zajkowska.
Albo radykalne działania, albo system się załamie
Z kolei profesor Marta Wawrzynowicz-Syczewska, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych, Hepatologii i Transplantacji Wątroby szpitala w Szczecinie podkreślała na antenie TVN24, że sytuacja w służbie zdrowia staje się krytyczna. Wskazywała, że liczba zajętych łóżek i osób wymagających wsparcia ze strony respiratora rośnie bardzo szybko. - Mam obawę, że zaraz padniemy. Że ludzie będą umierać w karetkach przed szpitalami albo w swoich domach. Jeśli nie zmienimy czegoś bardzo radykalnie, to po prostu nie damy (dłużej - red.) rady – mówiła.
Żeby nie doszło do takiego scenariusza - jej zdaniem - należy wprowadzić "coś na kształt godziny policyjnej": - Trzeba uniemożliwić spotkania w większym gronie. Na czas zbliżających się świąt należy pozamykać kościoły. W trakcie tego drastycznego lockdownu trzeba będzie maksymalnie przyspieszyć program szczepień – wskazywała profesor Wawrzynowicz-Syczewska.
Gość TVN24 przypominał, że najwięcej zakażeń jest w zakładach pracy. Ludzie przynoszą wirusa do domu i zakażają domowników. Dlatego też niezbędne jest wprowadzenie - tam, gdzie to tylko możliwe - pracy zdalnej. - Gdzieś żyć musimy. Ale teraz trzeba zawiesić wszelkie kontakty międzyludzkie, które nie są absolutnie niezbędne – dodała profesor. Mówiła, że najbardziej zagrożone są osoby pracujące w niewielkich, zamkniętych pomieszczeniach.
Pytana o to, kiedy chory na COVID-19 powinien szukać pomocy specjalisty, profesor Marta Wawrzynowicz-Syczewska wskazywała, że należy to zrobić, kiedy pojawia się uczucie duszności. Alarmować musi nas też wysoka, utrzymująca się przez kilka dni gorączka i poczucie ogólnego osłabienia. - Często ludzie wyczekują w nadziei, że przebieg ich choroby będzie lżejszy. Zaznaczam jednak, że terapia jest najbardziej efektywna w początkowym przebiegu choroby, kiedy mamy większe możliwości interweniowania – mówił gość TVN24.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum TVN