Policja przeszukała prywatną posesję w Juszkowym Grodzie w województwie podlaskim, kilkanaście kilometrów od strefy przygranicznej z Białorusią. Funkcjonariusze twierdzili, że dotarło do nich powiadomienie na telefon 112, iż ktoś ukrywa migrantów w domkach w gospodarstwie agroturystycznym. Przebieg działań właścicielki zarejestrowały na nagraniu. Są oburzone sposobem, w jaki została przeprowadzona interwencja. Policja, którą poprosiliśmy o ustosunkowanie się do ich zastrzeżeń, jak dotąd sprawy nie komentuje.
Do zdarzenia doszło w czwartek po godzinie 19. Patrol policji wszedł na teren posesji, na której znajduje się gospodarstwo agroturystyczne. Według relacji prowadzących biznes kobiet, funkcjonariusze głośno pukali do drzwi domku udostępnianego gościom. Przestraszone właścicielki, siostry Katarzyna Łukaszuk i Karolina Lewszuk, widząc osoby w kominiarkach, z bronią, kręcące się po ich terenie, wzięły psa i wyszły na zewnątrz, by sprawdzić, co się dzieje.
Powiadomienie o ukrywanych migrantach
Na nagraniu, które otrzymaliśmy od właścicielek agroturystyki, słychać, jak policjanci proszą kobiety, by otworzyły im domek, by mogli go przeszukać. Jak tłumaczyli, dostali na numer 112 informację, że mogą tu być ukrywani migranci. Sami zdążyli wcześniej zajrzeć przez okna i stwierdzili, że na dole nikogo nie ma, ale chcieliby sprawdzić jeszcze górę - oznajmili.
Policjanci - jak twierdzą kobiety - nie mieli nakazu przeszukania. Tłumaczyli, że dostali sygnał i po prostu muszą sprawdzić, czy zgłoszenie jest prawdziwe. - A skąd mamy wiedzieć, że państwo są policją prawdziwą? - pytały kobiety, co słychać na nagraniu. - Jesteśmy umundurowani - usłyszały.
- Dalsza dyskusja nie miała sensu - mówi Karolina Lewszuk. Jak podkreśla, policjantka zasugerowała, że jeśli drzwi do domu nie otworzą, "to zjedzie się tu więcej służb". - Jak nam ten pan (policjant) powiedział, ze względu na napiętą sytuację w regionie mogliby wejść na siłę – mówi kobieta w rozmowie z reporterem TVN24 Piotrem Czabanem.
- Po prostu wyważyliby te drzwi – dodaje jej siostra.
Właścicielki: wywierali na nas presję
Gospodarstwo agroturystyczne nie jest na terenie objętym stanem wyjątkowym. Właścicielki agroturystyki uznały interwencję za niedopuszczalną. Tym razem w domku nikogo nie było, jednak - przekonują kobiety - mogłyby go komuś wynajmować, a policjanci swoim zachowaniem mogli ich klientów przestraszyć.
- Wydaje mi się, że jakby trochę wywierali presję na nas, wykorzystywali naszą niewiedzę. Czułyśmy nacisk, że musimy ich tam wpuścić – mówi Katarzyna Łukaszuk. Jak twierdzą kobiety, podczas interwencji "panował chaos" i nie były udzielane informacje. - Przede wszystkim nie przedstawiono nam się, nie wiedziałyśmy, z kim mamy do czynienia - dodają. - Byłyśmy same, to jest miejsce na totalnym odludziu - opowiadają.
- Jesteśmy nadal w stresie. Ja każdego wieczoru jeszcze sobie przypominam tę sytuację - mówi Katarzyna Łukaszuk.
Funkcjonariusze naruszyli prawo?
- W wyjątkowych okolicznościach - gdy ktoś ucieka przed policją, istnieje próba zniszczenia dowodów - to wtedy rzeczywiście można bez nakazu prokuratorskiego, "na blachę", wejść do kogoś do mieszkania – wyjaśnia dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Jego zdaniem jednak w tym przypadku mogło dojść do przekroczenia prawa przez funkcjonariuszy.
Analizując konkretną sytuację, Kładoczny przyznaje, że kobiety mogły mieć "poczucie zdenerwowania, dezorientacji". Podkreślił, że funkcjonariusze mogli "czuć się bezkarnie", bo "wszystko jest tłumaczone stanem nadzwyczajnym".
Właścicielki kolejnego dnia postanowiły zweryfikować informacje o zgłoszeniu na 112 o rzekomo ukrywających się w ich domku migrantach. – Uzyskałyśmy tylko informację, że takiego zgłoszenia w naszej miejscowości nie było. Wtedy podwójnie się zaniepokoiłyśmy – mówi Karolina Lewszuk.
Później zgłosił się do nich przedstawiciel Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku, przekonując, że jednak takie zgłoszenie wystąpiło. Potwierdził też - jak podają kobiety - że interweniującymi rzeczywiście byli policjanci
Policja nie komentuje
Podlaska policja jak dotąd nie komentuje sprawy, choć od kilku dni nasza redakcja zabiega o ustosunkowanie się do sprawy. "Odpowiemy w terminie przewidzianym przepisami prawa. Najwcześniej będzie to możliwe dopiero po ustaleniu okoliczności" – napisał do Piotra Czabana, reportera TVN24, Tomasz Krupa, rzecznik prasowy komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
Nie wiadomo, czy podczas interwencji funkcjonariusze użyli kamerek nasobnych i nagrali przebieg akcji. Właścicielki agroturystyki rozważają złożenie zażalenia na sposób działania policji.
Źródło: TVN24.pl