Na pół roku więzienia bez zawieszenia sąd skazał 43-latkę, która wyrzuciła z balkonu na drugim piętrze kamienicy w Białymstoku psa. Zwierzę przeżyło upadek, jednak trzeba było je uśpić. Kobieta tłumaczyła, że musiała się potknąć albo zachwiać, bo była pijana. Sąd uznał, że nie było to okolicznością łagodzącą, ale obciążającą.
Wszystko działo się pod koniec lutego zeszłego roku w centrum Białegostoku. Sytuację widziała osoba, która przechodziła obok i z jej relacji wynikało, że na balkon na drugim piętrze kamienicy wyszła kobieta, wyrzuciła psa, po czym schowała się do środka. Zwierzę upadło na chodnik.
Prowadzący sprawę białostoccy policjanci ustalili, że psa rasy foksterier wyrzuciła 43-latka, która mieszkała w tym mieszkaniu. Badanie alkomatem wykazało, że miała blisko dwa promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Kobiecie postawiono zarzut znęcania się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem.
Prokuratura: wyrzuciła psa być może ze złości, po kłótni z konkubentem
W śledztwie przyznała się do winy. Przed sądem pierwszej instancji mówiła jednak, że zupełnie tej sytuacji nie pamięta z powodu spożytego alkoholu. Zapewniała, że świadomie nie skrzywdziłaby psa, który należał do jej ówczesnego konkubenta. W domu był też drugi pies. Ten należał do niej.
"Albo się potknęłam, albo się zachwiałam, bo byłam pijana" - mówiła wtedy oskarżona.
Prokuratura uważa, że kobieta wyrzuciła psa być może ze złości, po kłótni z konkubentem, do którego zwierzę należało.
Dostała też 10-letni zakaz posiadania jakichkolwiek zwierząt
Sam upadek z wysokości drugiego piętra pies przeżył, ale ostatecznie został uśpiony. Okazało się bowiem, że 14-letnie zwierzę było zaniedbane i nieleczone (m.in. z niewydolności nerek). Prokuratura chciała kary pół roku więzienia bez zawieszenia i taki wyrok zapadł przez sądem rejonowym. Sąd orzekł też 10-letni zakaz posiadania jakichkolwiek zwierząt i nakazał zapłatę 3 tys. zł nawiązki na rzecz białostockiego oddziału TOZ.
ZOBACZ TEŻ: Kary w zawieszeniu dla matki i córki za znęcanie się nad 26 psami. Prowadziły legalną hodowlę
Apelację złożyła sama oskarżona. Chciała kary w zawieszeniu. W jej ocenie, doszło nie do przestępstwa, ale do nieszczęśliwego wypadku po alkoholu. W apelacji napisała, że chodzi teraz na terapię psychologiczną i antyalkoholową, zaczęła pracować, zapewniała też, że nigdy celowo nie skrzywdziłaby zwierzęcia. Utrzymania wyroku chciała prokuratura oraz Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, które miało w sprawie status oskarżyciela posiłkowego.
Sąd: nie próbowała udzielić zwierzęciu pomocy
Sąd Okręgowy w Białymstoku oddalił apelację 43-latki i utrzymał karę. Tłumaczenia, jakoby doszło do nieszczęśliwego wypadku, uznał za linię obrony. Odwoływał się też do zeznań naocznego świadka wyrzucenia zwierzęcia przez balkon. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Dorota Niewińska zwracała uwagę, że oskarżona zupełnie nie zareagowała na to, co się stało, nie zainteresowała się losem psa i nie próbowała udzielić mu pomocy.
- To zachowanie całkowicie sprzeczne z tym, co deklaruje oskarżona, a mianowicie z przypadkowością zdarzenia oraz tym, że nigdy nie wyrządziłaby krzywdy zwierzęciu - uzasadniała sędzia.
Być dać jasny sygnał społeczeństwu
Uznała, że nie można w tej sprawie mówić o rażącej niewspółmierności kary. Mówiła też, że kara - również w odbiorze społecznym - ma być jasnym, jednoznacznym sygnałem, że takie zachowanie "nie może być akceptowane, a posiadanie zwierząt wiąże się z koniecznością takiego zachowania, aby nie dopuścić do zadawania im bólu i cierpień".
- Społeczeństwo musi otrzymać jasny sygnał, iż to, jak człowiek zachowuje się wobec zwierząt, świadczy o jego człowieczeństwie - mówiła sędzia.
Podkreślała, że stan nietrzeźwości nie był okolicznością łagodzącą, a obciążającą.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TOZ Białystok