Sebastian Wiśniewski był wicedyrektorem Caritas diecezji białostockiej. Już nie pełni tej funkcji, bo złożył akt apostazji i wystąpił z Kościoła katolickiego. Jak mówi, na jego decyzję wpłynęło nie tylko blisko 50 lat życia jako katolika, ale także kilkanaście lat pracy w instytucji charytatywnej nadzorowanej przez Konferencję Episkopatu Polski.
Wicedyrektor białostockiego Caritas złożył dokumenty na początku września, jednak, jak podkreśla, jego decyzja została podjęta po długim namyśle.
- To nie jest jakiś foch, to jest wynik lat pracy w Caritas i obserwacji. Oprócz tego przez prawie 50 lat byłem katolikiem, obserwowałem to wszystko. Szczególnie duże znaczenie miało uciekanie od ohydnych przestępstw, czyli od pedofilii, udawanie, że tego nie ma w Kościele, oprócz tego przeróżne malwersacje z panem Rydzykiem w roli głównej. To nie jest Kościół katolicki, to jest korporacja. To, plus 16 lat pracy w Caritas, zadecydowało - wylicza Wiśniewski w rozmowie z tvn24.pl.
"Nie można ekskomunikować kogoś, kogo nie ma"
Jak tłumaczy, wciąż czuje się osobą wierzącą. - Jestem w Trzecim Zborze Chrześcijan Baptystów RP "Wspólnota Dobrej Nadziei" w Białymstoku, moja "praktyka" trwa. Natomiast nie mogę być członkiem organizacji, która w jakimś zakresie kryje przestępców – wylicza były wicedyrektor Caritas.
Na pytanie, czy po złożeniu aktu apostazji i nałożeniu ekskomuniki, która jest nakładana automatycznie, czuje, że coś stracił, odpowiada, że nie, bo sprawa jest świeża.
- I nie bardzo rozumiem, jak to jest, bo ja wcześniej odszedłem z Kościoła, niż nałożono na mnie ekskomunikę. Nie można ekskomunikować kogoś, kogo nie ma - zauważa nasz rozmówca.
Jak podaje na swojej stronie Fundacja Wolność od Religii, zajmująca się między innymi ochroną praw mniejszości bezwyznaniowej, ekskomunika latae sententiae następuje automatycznie po złożeniu oświadczenia woli o wystąpieniu z Kościoła.
Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum prywatne