Ta sprawa nie należała do łatwych. Oprócz oskarżonego i jego żony, nie było naocznych świadków. Sporządzono aż cztery opinie biegłych. Ostatecznie 70-letni kierowca, który był oskarżony o spowodowanie śmiertelnego wypadku w centrum Białegostoku został prawomocnie uniewinniony. Sąd uznał, że zawinił 59-letni pieszy, który wszedł na jezdnię bezpośrednio przed samochód.
Do wypadku doszło w lutym 2018 roku w ścisłym centrum Białegostoku - na skrzyżowaniu ulic Bohaterów Getta i Żabiej. 59-letni mężczyzna doznał bardzo poważnych obrażeń i zmarł w szpitalu, po tym jak został potrącony na przejściu.
Po wypadku policja podawała na podstawie wstępnych ustaleń, że pieszy mógł wbiec na jezdnię tuż przed nadjeżdżający samochód.
Prokuratura zarzucała oskarżonemu spóźnioną reakcję
Prokuratura ostatecznie oskarżyła jednak kierowcę o to, że umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym w ten sposób, że - zbliżając się do przejścia dla pieszych - nie zachował szczególnej ostrożności i spóźnił się z reakcją na wejście pieszego na jezdnię, na skutek czego doszło do potrącenia i obrażeń skutkujących śmiercią.
W sumie w sprawie były cztery opinie biegłych, ale brakowało innych dowodów (przede wszystkim naocznych świadków, oprócz oskarżonego i jego żony), które pozwoliłyby jednoznacznie ustalić, jak zachowywał się pieszy.
Sąd Najwyższy nakazał ponowne rozpoznanie apelacji
Sąd Rejonowy w Białymstoku ocenił - biorąc pod uwagę jedną z opinii z zakresu ruchu drogowego, którą uznał za najpełniejszą, najbardziej wszechstronną i opartą o wszelkie eksperckie ustalenia - iż pieszy nie zachował należytej ostrożności i wbiegł na przejście, nie dając kierowcy szans na właściwą reakcję.
W lutym 2021 roku oskarżony został nieprawomocnie uniewinniony. W październiku sąd wyższej instancji - czyli sąd okręgowy - wyrok ten jednak uchylił, uwzględniając apelacje złożone przez prokuraturę i pełnomocnika oskarżyciela posiłkowego, czyli żony zmarłego. Sprawa trafiła do ponownego rozpoznania przez sąd rejonowy.
Do rozprawy jednak nie doszło, bo w międzyczasie okazało się, że obrońca złożył do Sądu Najwyższego skargę od wyroku drugiej instancji, a SN tę skargę uwzględnił i nakazał sądowi okręgowemu ponowne rozpoznanie apelacji.
Prawomocny wyrok uniewinniający
Po ponownym jej rozpoznaniu, białostocki sąd okręgowy utrzymał w piątek (27 maja) w mocy wyrok uniewinniający.
- Materiał dowodowy zgromadzony w sprawie jest kompletny i nie ma konieczności, ani możliwości jego uzupełnienia, nie było naocznych świadków - poza oskarżonym i jego żoną - ani zapisu monitoringu z miejsca wypadku. Sąd rejonowy przeprowadził w tej sprawie skrupulatne i pogłębione postępowanie, wydał prawidłowy wyrok - uzasadniał sędzia Wiesław Żywolewski.
Czytaj też: Na czerwonym świetle wbiegł na pasy, wprost pod nadjeżdżający samochód. "Spieszył się na tramwaj"
Podkreślił przy tym, że obecne przepisy procedury karnej nie dają możliwości uchylenia wyroku uniewinniającego, jeśli - po wyczerpaniu drogi dowodowej - sąd odwoławczy nie jest przekonany, że powinno dojść do skazania oskarżonego.
- W tej sprawie takiego przekonania - o konieczności skazania oskarżonego - sąd odwoławczy absolutnie nie ma - mówił.
"Niebezpieczną sytuację na drodze spowodował nie kierowca, a pieszy"
Według sądu okręgowego, pierwsza instancja prawidłowo oceniła jedną z czterech wydanych opinii jako "miarodajną, drobiazgowo rzeczową, wyczerpującą, logiczną, spójną z całością pozostałego materiału dowodowego".
Sędzia Żywolewski przypominał, że według tej opinii, niebezpieczną sytuację na drodze spowodował nie kierowca, a pieszy, choć kierowca też powinien był uważniej obserwować to, co dzieje się na drodze. Ale biegły ten uznał, że między taką nieuważną obserwacją sytuacji ze strony kierowcy, a powstaniem zagrożenia na drodze, które ostatecznie zakończyło się potrąceniem pieszego, nie ma związku przyczynowo-skutkowego.
- Kierujący pojazdem nie miał możliwości uniknięcia wypadku. Nie mógł, w momencie wejścia pieszego na jezdnię, skutecznie zahamować, ani nawet zmniejszyć prędkości - ocenił sąd.
Auto było 11 metrów od przejścia, gdy znalazł się na nim pieszy
Biegły, na którego opinii oparty został wyrok wyliczył, że samochód był około 11 metrów od przejścia, gdy znalazł się na nim pieszy, a do zatrzymania potrzeba było ponad 22 metrów.
Sędzia Żywolewski zwrócił uwagę, że obecne przepisy dużo bardziej chronią pieszego niż te, które obowiązywały wówczas.
- Wówczas to moment wejścia pieszego na przejście dla pieszych stanowił formalne powstanie stanu zagrożenia, który obligował kierującego do podjęcia konkretnej reakcji obronnej. W omawianym przypadku taka reakcja obronna była skazana na niepowodzenie - mówił.
Na publikacji wyroku nie było stron. Na razie nie wiadomo, czy np. prokuratura będzie składała od prawomocnego wyroku kasację.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Google Street View