Postępowanie prokuratorskie w sprawie wolontariuszy na granicy umorzone

Wolontariusze naliczyli, że w akcji brało udział dwanaście radiowozów (zdjęcie z grudnia)
Prokurator Karol Radziwonowicz: materiał dowodowy nie dał podstaw do postawienia zarzutów (materiał z 9.09.2022)
Źródło: TVN24

Prokuratura Rejonowa w Białymstoku umorzyła śledztwo w sprawie wolontariuszy warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej. W skonfiskowanych laptopach i telefonach nie znaleziono dowodów, które świadczyłyby o tym, że brali oni udział w przemycie ludzi. KIK na odkupienie wolontariuszom sprzętu oraz zapewnienie im pomocy prawnej wydał około 100 tysięcy złotych.

- Wtedy wyglądało to bardzo poważnie – duża liczba policjantów, nocne przesłuchania, konfiskata komputerów i telefonów. To wszystko była dla nas ogromnym zaskoczeniem i bardzo to wszyscy przeżyliśmy - mówi Jakub Kiersnowski, prezes warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej.

Chodzi o wydarzenia z połowy grudnia, kiedy to policja weszła do punktu pomocy humanitarnej, który KIK zorganizował w gminie Gródek przy granicy z Białorusią.

Wolontariusze naliczyli, że w akcji brało udział dwanaście radiowozów (zdjęcie z grudnia)
Wolontariusze naliczyli, że w akcji brało udział dwanaście radiowozów (zdjęcie z grudnia)
Źródło: TVN24

Policja podejrzewała, że mogło dojść do popełnienia przestępstwa

Aktywistka z Grupy Granica Katarzyna Staszewska mówiła w grudniu przed kamerą TVN24, że na miejscu było około 12 samochodów policyjnych.

- Z naszej perspektywy to kolejny przykład zastraszania i represji wobec osób, które angażują się w pomoc humanitarną - ratowanie życia zziębniętych i cierpiących osób – powiedziała.

Podinspektor Tomasz Krupa, rzecznik podlaskiej policji, wyjaśniał, że mundurowi prowadzili czynności w związku z podejrzeniem popełniania przestępstwa organizowania pomocnictwa przy nielegalnym przekraczaniu granicy.

Mundurowi przesłuchali wolontariuszy. Zabrali telefony i komputery. Nikogo nie zatrzymali.

Prokuratura umorzyła postępowanie

"Po półrocznym śledztwie Prokuratura Rejonowa w Białymstoku umorzyła śledztwo w głośnej sprawie wolontariuszy Klubu Inteligencji Katolickiej pomagającym migrantom na granicy PL-BY, uznając, że nie doszło do popełnienia przestępstwa!" – poinformowała w środę, 7 września, na Twitterze Marta Górczyńska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Jej słowa potwierdził w rozmowie telefonicznej z naszą reporterką Karol Radziwonowicz, szef Prokuratury Rejonowej w Białymstoku. Stwierdził, że śledztwo zostało umorzone z uwagi na fakt braku danych uzasadniających popełnienie przestępstwa przez wolontariuszy. Dodał, że śledztwo oparte było przede wszystkim na analizie nośników elektronicznych i nie wykazało, aby wolontariusze brali udział w przemycie ludzi. Stwierdził, że decyzja jest prawomocna.

Nikt nie usłyszał zarzutów

Cytowany na wstępie Jakub Kiersnowski mówi, że choć postępowanie zostało umorzone pod koniec czerwca, to KIK dowiedział się o tym dopiero teraz.

- Nikt nas wcześniej nie informował. Nie byliśmy zresztą stroną, bo postępowanie toczyło się w sprawie, co oznacza że nikt nie usłyszał żadnych zarzutów. Mam zgłosić się na komisariat w Warszawie po odbiór telefonów i komputerów należących do KIK-u, które nam skonfiskowano - zaznacza.

KIK poniósł koszty w wysokości około 100 tysięcy złotych

Natomiast jeśli chodzi o prywatne telefony i laptopy wolontariuszy, które również zostały skonfiskowane, podejrzewa, że zostały już im oddane.

Policja prowadziła przeszukania (zdjęcie z grudnia)
Policja prowadziła przeszukania (zdjęcie z grudnia)
Źródło: TVN24

- Od jednego z nich wiem, że dostał go z powrotem w lipcu - mówi szef warszawskiego KIK-u.

Dodaje, że nikogo nie trzeba chyba przekonywać, że półroczne przetrzymywanie przez policję telefonu z prywatnymi kontaktami, zdjęciami itd. jest bardzo uciążliwe.

- Dużo nas to też kosztowało w sensie finansowym. Czuliśmy się w obowiązku odkupić naszym wolontariuszom laptopy i telefony, które im skonfiskowano. Wydawaliśmy też pieniądze na obsługę prawną. Wszystko to pochłonęło około 100 tysięcy złotych pochodzących ze zbiórek publicznych. Pieniądze te można było przeznaczyć choćby na pomoc osobom na granicy - mówi Jakub Kiersnowski.

Sprawa trafiła do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka

Pytany, czy będzie występował do policji czy też prokuratury o pokrycie tych kosztów, mówi, że się nad tym zastanawia.

Czytaj też: "Stan wyjątkowo nieludzki". Protesty w wielu miastach przeciwko działaniom władz na granicy z Białorusią

– Aczkolwiek nie liczę, że ktoś nam te pieniądze zwróci. Nasze zażalenia na działania policji czy też konfiskatę sprzętu były, jak do tej pory, odrzucane przez sądy. Za pośrednictwem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka złożyliśmy już na to skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka – podkreśla nasz rozmówca.

Jest jeszcze sprawa wolontariuszki Weroniki Klemby

Dodaje, że we wspomnianej kwocie około 100 tys. zł mieszczą się też koszty pełnomocnictwa prawnego, które KIK zapewnił swojej wolontariuszce Weronice Klembie.

- W marcu została zatrzymana, kiedy jechała na granicę polsko-białoruską. Wiozła jedynie jedzenie i ubrania dla osób potrzebujących pomocy. Usłyszała zarzut usiłowania pomocy w nielegalnym przekraczaniu granicy. Tutaj wiemy, że postępowanie jest jeszcze w toku. Na szczęście sąd dwukrotnie odrzucił wniosek o tymczasowy areszt. Będzie występował do prokuratury z wnioskiem o umorzenie postępowania – zaznacza.

Dalej działają

Przy granicy nadal działa punkt warszawskiego KIK-u.

– Razem z pozostałymi aktywistami, a przede wszystkim mieszkańcami okolicznych terenów chcącymi pomagać ludziom, których życie jest zagrożone, przygotowujemy się do nadejścia zimy – podkreśla.

TVN24 HD
Dowiedz się więcej:

TVN24 HD

Czytaj także: