Sąd w styczniu skazał 40-latka z Białegostoku na pół roku więzienia bez zawieszenia. Wyrok jest nieprawomocny. Ogłaszając go, sędzia "z przekąsem" stwierdził, że "za jedyny pozytywny aspekt tej sprawy można by uznać fakt, że zwierzę nie cierpiało". Teraz sprawą zajmie się sąd II instancji, gdyż apelację złożyła obrona. Oskarżony przed sądem nie przyznał się do popełnienia przestępstwa, ale - według sądu - skazanie umożliwił "ciąg poszlak", między innymi to, że mężczyzna opowiedział o zdarzeniu członkom rodziny.
Będzie ciąg dalszy procesu 40-latka z Białegostoku, skazanego w I instancji za zastrzelenie z broni śrutowej psa swojej matki. W styczniu zapadł w tej sprawie wyrok pół roku więzienia bez zawieszenia. Teraz do Sądu Okręgowego w Białymstoku trafiła apelacja złożona przez obrońcę. Termin rozprawy nie został jeszcze wyznaczony.
Matka przyszła na komendę
W październiku 2020 roku do białostockich policjantów zgłosiła się kobieta, która stwierdziła, że podejrzewa syna o zabicie jej psa. Pokazała świeży kopiec ziemi na swojej posesji. Funkcjonariusze odkopali martwe zwierzę, a dwa dni później zatrzymali syna kobiety.
Okazało się, że przyczyną śmierci niedużego psa (mieszańca) była rana postrzałowa. Śledztwo prowadziła Prokuratura Rejonowa Białystok-Południe. Oskarżyła 40-latka o uśmiercenie psa ze szczególnym okrucieństwem, za co grozi do pięciu lat więzienia. Zdaniem śledczych mężczyzna użył nieustalonej broni śrutowej.
Sąd Rejonowy w Białymstoku wziął pod uwagę opinię biegłego weterynarza, który ocenił, iż pies nie cierpiał, bo niemal od razu doszło do jego śmierci. Mężczyzna nie odpowiadał więc za szczególne okrucieństwo wobec zwierzęcia.
Obrona chciała uniewinnienia
Oskarżony nie przyznał się do winy. Na początku procesu mówił przed sądem, że w czasie, gdy doszło do zabicia psa, nie mieszkał na stałe w domu, bo był w konflikcie z ówczesną konkubiną. Twierdził, że znalazł zwierzę martwe na działce, więc je zakopał, bo chciał "postąpić humanitarnie". Wcześniej, w śledztwie, zapewniał, że w domu nie było żadnej broni.
Obrona od początku chciała uniewinnienia, powoływała się na brak dowodów i na konflikt w rodzinie jako powód zeznań obciążających oskarżonego. Sąd rejonowy uznał jednak jego winę i skazał go nieprawomocnie na pół roku więzienia.
Powiedział rodzinie, co zrobił
Sędzia Andrzej Kochanowski mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku, że co prawda nie było dowodów bezpośrednich, ale możliwe było udowodnienie winy poprzez ciąg poszlak, które jednoznacznie wskazują na sprawstwo oskarżonego.
Wśród nich sąd wymienił zeznania najbliższych oskarżonego, którym 40-latek przyznał się, że psa zabił, i wskazał swoją motywację. - Drobne sprzeczności w zeznaniach świadków nie negują ogólnej wiarygodności ich zeznań - mówił sędzia. Dodał - zaznaczając, że robi to "z przekąsem" - że za jedyny pozytywny aspekt tej sprawy można by uznać fakt, że zwierzę nie cierpiało.
- Ale śmierć zwierzęcia to sytuacja poważna i wymaga odpowiedniego, poważnego potraktowania również w zakresie wymiaru kary - podkreślał Kochanowski.
Wyrok bez zawieszenia
Argumentując, dlaczego zapadł wyrok więzienia bez zawieszenia, sędzia stwierdził, że motywacja sprawcy nie daje się usprawiedliwić zarówno w kategoriach prawnych, jak i moralnych.
- Wpływ na wysokość kary miała też wcześniejsza karalność oskarżonego za inne czyny - zaznaczył sędzia. Jak w 2020 roku informowała policja, mężczyzna był poszukiwany do odbycia kary dwóch lat i 10 miesięcy pozbawienia wolności między innymi za kradzież oraz prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości.
Sędzia dodał też, że wyrok jest sygnałem dla społeczeństwa, że tego rodzaju postępowanie wiąże się z "odpowiednią reakcją karną".
Źródło: TVN24/PAP
Źródło zdjęcia głównego: Podlaska policja