Dekoracyjna fasada, wzniesionego prawdopodobnie na przełomie XIX i XX wieku, budynku urzędu gminy miała być zasłonięta styropianem. Służby konserwatorskie wstrzymały jednak prace i rozpoczęły postępowanie, które ma dać odpowiedź czy obiekt trafi do rejestru zabytków. Wójt jest bardzo zdziwiony.
Wojewódzki konserwator zabytków wstrzymał termomodernizację budynku przy ulicy Konopnickiej 26 w Baniach Mazurskich, czyli siedziby urzędu gminy. Stało się to po tym, jak - między innymi w mediach społecznościowych - pojawiły się ostre głosy krytyki. Robotnicy zaczęli bowiem skuwać gzymsy i zasłaniać ozdobną fasadę budynku styropianem.
- Gdy się o tym dowiedzieliśmy, wstrzymaliśmy prace i wszczęliśmy procedurę wpisu obiektu do rejestru zabytków. Budynek powstał prawdopodobnie na przełomie XIX i XX wieku. To czy spełnia ustawowe przesłanki do objęcia go wpisem do rejestru, okaże się po przeprowadzeniu postępowania. Do tego czasu inwestor nie może kontynuować termomodernizacji – zaznacza Dariusz Barton, warmińsko-mazurski konserwator zabytków.
"W mojej ocenie nie zrobiliśmy nic wbrew prawu"
Wójt Łukasz Kuliś jest bardzo zdziwiony tą decyzją. - Starostwo w Gołdapi wydało nam prawomocne pozwolenie na budowę, pozyskaliśmy fundusze unijne i już od kilku miesięcy prowadzimy prace. Zbudowaliśmy już połowę dachu i położyliśmy styropian na trzech pozostałych ścianach, z których przez lata odpadał tynk. Dopiero gdy zabraliśmy się za termomodernizację ściany frontowej zaczął się szum – mówi.
Gdy zwracamy uwagę, że trzech pozostałych ścian nie ma co porównywać z ozdobną fasadą budynku, przyznaje że faktycznie jest ona obecnie "cegiełkowa".
– Choć z drogiej strony, mam informacje od mieszkańców, że obecny wygląd elewacji frontowej nie jest oryginalny, bo przez lata się zmieniał. Zastanawiające jest też to, że gdy w latach 2010 i 2013 mój poprzednik wymieniał okna i drzwi, to służby konserwatorskie nie reagowały. W mojej ocenie, zarówno wtedy, jak i obecnie nie zrobiliśmy nic wbrew prawu. Budynek nie był objęty żadną formą ochrony, więc mogliśmy położyć na elewację styropian – mówi.
Budynek w wykazie adresowym
Zdaniem służb konserwatorskich siedziba urzędu jest jednak zabytkiem ewidencyjnym. - Sprawa jest dość skomplikowana. Żeby ją zrozumieć trzeba cofnąć się do kwietnia 2010 roku, kiedy to weszły w życie zmiany w przepisach o ochronie zabytków, w którym ustawodawca wprowadził ciążący na wójtach, burmistrzach i prezydentach obowiązek zakładania tak zwanych gminnych ewidencji zabytków. Służby konserwatorskie w całym kraju wysyłały wtedy do gmin wykazy adresowe obiektów, które miały być ujęte we wspomnianych ewidencjach. Samorządy dostały dwa lata na założenie ewidencji. Wykazy trafiały też do starostw, czyli organów wydających pozwolenia na budowę – wyjaśnia Dariusz Barton.
Dodaje, że jeśli jakiś samorząd nie założył gminnej ewidencji zabytków, to budynki ujęte w – przesłanym przez konserwatora - wykazie adresowym są i tak traktowane przez służby konserwatorskie, jako obiekty figurujące w ewidencji.
- Oznacza to, że wszelkie remonty wymagające pozwolenia na budowę – a nawiasem mówiąc, w przypadku wymiany drzwi czy okien pozwolenia takie nie jest wymagane - muszą być z nami uzgadniane. Niektórzy określają to jako "ukrytą formą ochrony", która uruchamia się w momencie, gdy właściciel rozpoczyna jakieś prace. Sprawdziliśmy, że gmina Banie Mazurskie nie prowadzi gminnej ewidencji zabytków, ale budynek, o którym mowa figuruje w wykazie, który w 2010 roku wysłaliśmy zarówno do urzędu gminy, jak i do starostwa w Gołdapi – twierdzi konserwator.
Wójt nie znalazł pisma z 2010 roku w archiwum, w starostwie nie szukano
Wójt zaznacza, że sprawuje swoją funkcję od grudnia 2014 roku, więc siłą rzeczy nie mógł cztery lata wcześniej być adresatem korespondencji od konserwatora, to zapytał o to pracowników, którzy już wtedy byli zatrudnieni w urzędzie. – Żaden nie przypominał sobie pisma od konserwatora w tej sprawie. Nie znaleźliśmy go też w naszym archiwum. Wystąpiliśmy do urzędu ochrony zabytków o przesłanie potwierdzenia wysłania pisma. Nie mamy jeszcze odpowiedzi – mówi.
Natomiast w starostwie w Gołdapi pisma od konserwatora z 2010 roku na razie nie szukano.
– Nawet, jeśli jest gdzieś w naszym archiwum, to i tak nie rozumiemy stanowiska konserwatora. Gminna ewidencja zabytków ma to do siebie, że musi być założona przez wójta. Skoro wójt, tak jak w tym przypadku, jej nie założył, to siłą rzeczy obiekt nie może być wpisany do czegoś, co nie istnieje. Prawo budowlane mówi jasno – mamy uzgadniać wydawane przez nas pozwolenia na budowę wtedy, gdy jakiś obiekt figuruje w ewidencji - mówi Łukasz Kasprzyk, naczelnik wydziału budownictwa i ochrony środowiska w starostwie w Gołdapi.
"Nie było podstaw do podważenia wizji projektanta"
Projekt termomodernizacji budynku zakłada, że po położeniu styropianu powierzchnia fasady między gzymsami i kolumnami – czyli lwia cześć elewacji – ma zostać otynkowana na biało. Tak, by elewacja frontowa "pasowała" do pozostałych.
- Skoro projektant, któremu zleciliśmy prace uznał, że taki wygląd fasady będzie właściwy, a nie było sygnałów ze strony mieszkańców, że coś jest nie w porządku, to nie mieliśmy podstaw, by wizję projektanta podważyć. Gdyby pojawiły się jakiekolwiek wątpliwości, że komuś może się nie spodobać to co robimy, to rozważylibyśmy ocieplenie tej ściany od wewnątrz. Niemniej i tak uważam że nowa fasada będzie pewnym odwzorowaniem poprzedniej. Miało tu być przeprowadzone boniowanie – mówi wójt.
Kierownik ełckiej delegatury WUOZ w Olsztynie Joanna Sobolewska komentuje, że nawet najwierniejsze odwzorowanie oznacza utratę przez budynek wartości artystycznej i historycznej jego pierwotnego wyglądu.
- Trzeba też pamiętać, że termomodernizacja oznacza konieczność skucia odstających elementów ściany. Czyli w tym przypadku – zniszczenie wszystkich detali architektonicznych. Na szczęście udało się szybko zareagować i robotnicy zbili tylko część gzymsów na parterze. Jeśli zabytek znajdzie się w rejestrze, to będziemy mogli nakazać właścicielowi przywrócenie go do jak najlepszego stanu – zaznacza.
"Jest duże prawdopodobieństwo, że będziemy musieli zwracać pieniądze unijne"
Wójt obawia się, jak takie działanie służb konserwatorskich wpłynie na kwestie finansowe. – Koszty miały zamknąć się w kwocie ponad 885 tysięcy złotych, z czego ponad pół miliona stanowi dofinansowanie unijne. Jeśli budynek czy nawet jego część znajdzie się w rejestrze zabytków, to jest duże prawdopodobieństwo, że pieniądze pozyskane z UE będziemy musieli zwracać. Miały być one przeznaczone między innymi na położenie paneli fotowoltaicznych na dachu. Pytanie, czy zgodzi się na to konserwator – zastanawia się Łukasz Kuliś.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Kondratowicz / Urząd Gminy w Baniach Mazurskich