Zaczęło się od kilku podobnych zgłoszeń - o chłopcu, który w poniedziałek (18 sierpnia) chodził bez opieki po Augustowie. Do policji zadzwonił też, wypoczywający akurat w Augustowie, aspirant sztabowy Mariusz Kowalski, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Łęczycy, który jako jedyny zaopiekował się malcem.
- Razem z rodziną jechaliśmy sobie ścieżką rowerową, ten chłopiec szedł chodnikiem obok ścieżki, dochodził do przejścia dla pieszych. Jego postura była filigranowa, malutki chłopiec z plecaczkiem, wyróżniał się w tłumie. Widząc, że nikt nie trzyma go za rączkę, nikt nie sprawuje nad nim opieki, zatrzymaliśmy się i zapytaliśmy, o co w ogóle chodzi. Chłopiec był wystraszony - mówi TVN24 Kowalski.
Zadzwonił na numer alarmowy. Po chwili funkcjonariusze byli już na miejscu.
"Dyżurny skierował do pomocy augustowską dzielnicową. Policjantka nawiązała kontakt z chłopcem i ustaliła, gdzie mieszka" - poinformowano w komunikacie na stronie Komendy Powiatowej Policji w Augustowie.
Rodzice chcieli odebrać syna z przedszkola, dziecka nie było
Pięciolatek zaprowadził policjantkę pod wskazany adres, jednak w domu nikogo nie było. Jak się okazało, w tym czasie rodzice chłopca byli w przedszkolu, by odebrać syna.
"Dopiero wtedy dowiedzieli się, że dziecka tam nie ma, a personel placówki nie wie, gdzie jest i co się z nim dzieje" - podali policjanci.
Rodzice od razu pojechali do komendy, by to zgłosić. Tam dowiedzieli się, że syn został znaleziony i jest pod opieką funkcjonariuszy.
Dyrektorka: dziecko nie powinno opuścić placówki, ale to się zdarzyło
Chłopiec sam przeszedł ponad kilometr - taka odległość dzieli przedszkole do ulicy Hożej, gdzie zaopiekował się nim policjant.
Trwa postępowanie wyjaśniające w tej sprawie. Do niebezpiecznej sytuacji odniosła się na antenie TVN24 Elżbieta Baranowska, dyrektorka Niepublicznego Przedszkola "U Kubusia Puchatka" w Augustowie.
- Dzieci traktuję jako najwyższą wartość. Bezpieczeństwo dzieci i ich dobrostan w naszym przedszkolu był największą wartością. Funkcjonują i funkcjonowały procedury bezpieczeństwa, za które wszyscy odpowiadaliśmy i odpowiadamy. Zdarzyło się nieszczęście, dziecko nie powinno opuścić placówki, ale to się zdarzyło, co jest dla nas trudne. Kadra, która sprawowała tego dnia opiekę to są dobrzy pracownicy, natomiast miało to miejsce i biorę odpowiedzialność za wszystko, co się zdarzyło - podkreśliła.
Policja poinformowała, że prowadzi czynności w celu ustalenia, czy doszło do narażenia dziecka na utratę życia lub zdrowia. Grozi za to do pięciu lat więzienia.
Autorka/Autor: tm, MAK/ tam
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24