Różową poświatę najlepiej było widać w nocy z soboty na niedzielę. To właśnie wtedy fotograf udał się na przedmieścia Poznania, żeby mieć pewność, że zjawiska nie przyćmi łuna miejskich świateł.
Skąd wiedział, że się pojawi? - Znam taką stronę, gdzie podglądam warunki kosmiczne docierającego do nas wiatru słonecznego. Wiadomo, że jak ma inne parametry niż zazwyczaj, może przytrafić się niespodzianka - opowiada Leszek Bartczak, fotograf z pasji.
Rozbłysk na Słońcu
Jak mówi, kiedy dowiedział się, że w zeszły wtorek nastąpił na Słońcu słaby rozbłysk, zaczął przypuszczać, że szykuje się piękne przedstawienie. - Kiedy masa powstała po takim rozbłysku dociera do Ziemi, potrafi zaburzyć naszą magnetosferę - objaśnia Bartczak.
- Wzbudziło to moje zaciekawienie, pojechałem na Morasko z aparatem, chociaż miałem inne plany na wieczór - mówi.
- Ta zorza była jednak bardzo niespodziewana, nie zapowiadano nawet burz magnetycznych - dodaje. Najpiękniejsze "przedstawienie" odbyło się między północą a godziną pierwszą.
Fotograf tłumaczy, gdzie najlepiej podziwiać efekty przybycia słonecznego wiatru: - Z samego miasta ciężko zauważyć zorzę. Trzeba udać się w takie miejsce, gdzie dobrze widać północną stronę. Świecenie zorzowe odbywa się kilkaset albo nawet tysiąc kilometrów od nas. Jeśli mamy jednak dobre warunki, widać je i u nas - kończy.
Autor: ww/gp/jb / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: facebook.com/Piorunująco