Dziś powinna mieć 19 lat, ale po tym jak opuściła szpital nikt jej już nie widział. Dziewczynka z Brzegu Dolnego, którą matka miała oddać pod opiekę obcym ludziom, zniknęła bez śladu. Przez lata policja, prokuratura, sąd i opieka społeczna nie były w stanie wyjaśnić tajemniczego zniknięcia dziecka.
Był 1993 rok. Dziewczynka zniknęła zaraz po urodzeniu, gdy razem z matką opuściła szpital. Po kilku dniach, gdy do domu przyszła pielęgniarka środowiskowa, dziecka już nie było. Matka tłumaczyła, że dziewczynka jest u rodziny w Bolesławcu, ale tamtejszy ośrodek pomocy społecznej nie znalazł ani dziecka ani rzekomych opiekunów. Sprawą zajęła się więc prokuratura i policja. Śledczy sprawdzali czy matka sprzedała dziecko.
- Prokurator uznał, że nie doszło do handlu ludźmi albowiem matka dziecka nie otrzymała za dziecko żadnych pieniędzy, żadnych korzyści – mówi Małgorzata Klaus, rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu w rozmowie z Sylwią Widziak, reporterką programu „Blisko Ludzi” w TTV.
Sprawa została umorzona, mimo że prokurator opierał się tylko na zeznaniach rodziców dziecka. W uzasadnieniu do decyzji przyznał, że nie wie gdzie jest dziecko. Stwierdził jedynie, ze prawdopodobnie przebywa w Niemczech.
Śladów nie ma
- Niedopełnienie elementarnych obowiązków przez przedstawiciela prokuratury. Nie mógł wykluczyć, że to dziecko nie jest ofiarą przestępstwa – komentuje mecenas Krzysztof Budnik.
Prokurator, który kilkanaście lat temu prowadził sprawę, nie żyje. Jednak jego postanowienie sprzed lat, po ponownej analizie dokumentów, prokuratura uznała za niezasadne i zamierza rozpocząć śledztwo na nowo.
- Należało wykonać jeszcze szereg czynności, a przede wszystkim ustalić gdzie faktycznie dziecko się znajduje. Wykonujemy czynności zmierzające do wzruszenia tego postępowania – przyznaje Klaus.
„Nie zabiłam, chciałam oddać”
Dziewczyna powinna mieć dziś 19 lat. O tym, co się z nią stało, nic nie wie jej matka. W rozmowie z reporterką TTV przyznała, że oddała córkę, bo nie miała pieniędzy na jej wychowanie. Parę, która wzięła dziewczynkę poznała przypadkowo w jednej z wrocławskich kawiarni.
- Ja już byłam tak trochę w ciąży. Podeszli do mnie i zaczęli od razu gadkę… Myśmy się zastanawiali. Myślę sobie, no faktycznie, tyle dzieci mam, te troje dzieci. Może ktoś nie ma tego dziecka no to… No przecież nie zabiłam tylko chciała oddać. Tak żeśmy się spotykali, oni przyjeżdżali do nas. Normalnie wszystko było jak się należy – wspomina kobieta.
Po tym jak oddała dziecko, para nagle zniknęła. Do dzisiaj nikt ich nie znalazł, a śladu po legalnej adopcji nie ma.
Adres dziecka nieznany
Po kilku latach o dziewczynkę upomniała się szkoła podstawowa. Dziecko nadal widniało w spisie ludności Brzegu Dolnego. Dyrekcja placówki wezwała więc matkę dziewczynki, by dziecko wywiązało się z obowiązku szkolnego.
- Kobieta tłumaczyła, że dziecko zostało oddane do adopcji i dostarczy stosowne dokumenty. O ile pamiętam, nie dostarczyła – mówi Ilona Haza, pedagog z podstawówki w Brzegu.
Szkoła powiadomiła więc sąd rejonowy w Wołowie i prokuraturę. W odpowiedzi otrzymali informację, że dziecko nie przebywa u swoich rodziców, a adres jego pobytu jest nieznany.
- Nie może być tak, że nie ma człowieka i nie ma informacji – mówi Elżbieta Walim, ówczesna dyrektorka szkoły. Pamięta, że ojciec dziewczynki pojawiał się na wywiadówkach u innych dzieci, ale na temat zaginionej córki milczał.
Nikt nic nie wie
Jak to się stało, że sąd nie nakazał rozpoczęcia poszukiwań dziecka tylko zadowolił się lakoniczną informacją, że dziecka nie ma?
- Sąd po otrzymaniu informacji, że małoletnia nie przebywa w miejscu zamieszkania nie miał podstaw do prowadzenia sprawy o nierealizowanie przez nią obowiązku szkolnego, bo należało ustalić gdzie małoletnia przebywa. Była powiadomiona policja i prokuratura, stąd należało wnioskować, że organy te zajmą się ustalaniem miejsca jej pobytu – wyjaśnia sędzia Marek Poteralski, rzecznik Sądu Okręgowego we Wrocławiu.
Prokuratura twierdzi jednak, że dokumenty, które do niej wpłynęły nie były zawiadomieniem o przestępstwie, ale o tym, że dziecko nie realizuje obowiązku szkolnego.
- Jeżeli sąd ustalił, że w tym zakresie doszło do przestępstwa to powinien nas o tym zawiadomić . Nic nie wiem, aby takie zawiadomienie – mówi Jakub Przystupa z wrocławskiej prokuratury.
- Sąd nie jest organem ścigania. Sąd rodzinny dysponował jedynie możliwością przeprowadzenia wywiadu środowiskowego przez kuratora i to uczynił – odpowiada rzecznik sądu.
O poszukiwaniach dziewczynki śladu w dokumentach nie znalazła też policja.
- Nie natrafiliśmy na żaden ślad, żaden dokument sądu, który wskazywałby na to, że sąd skierował się do policji wnioskując o przeprowadzenie w tej sprawie czynności – mówi asp. Paweł Petrykowski z dolnośląskiej policji.
Dziecko trzeba znaleźć
- Nikt nie jest w stanie wskazać, gdzie dziecko przebywa. Powinniśmy żyć niepokojem czy to dziecko cały czas nie czeka na naszą pomoc. Dlatego naszym obowiązkiem jest jego odnalezienie – mówi mecenas Budnik.
Takiego zadania ponownie podjęła się prokuratura. Po 19 latach.
Autor: Sylwia Widziak, ansa//kv / Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV