To był ostatni dzień trwającej blisko dwa tygodnie modernizacji zbiornika na paliwo na stacji benzynowej w Zgorzelcu (Dolnośląskie). Wcześniej ekipa specjalistów wykonywała szereg prac w jego środku, łącznie ze spawaniem. - Jak na razie nie wiemy, dlaczego doszło do wybuchu, teoretycznie nie miało prawa się to wydarzyć - mówi Jolanta Lipińska-Grzeszczuk, zastępca prokuratora rejonowego w Zgorzelcu.
W piątek po godzinie 13 na stacji benzynowej przy ulicy Daszyńskiego doszło do wybuchu zbiornika na paliwo. Z ustaleń służb pracujących na miejscu wynikało, że trzech serwisantów firmy z Bytomia oraz pracownik dozoru technicznego prowadzili prace remontowe zbiornika.
- Kiedy nastąpił wybuch, w zbiorniku znajdował się jeden z mężczyzn. Siła eksplozji była tak duża, że pracownika wyrzuciło na dach sąsiedniego budynku, przebił ten dach i wpadł do środka - mówił Wojciech Piechowicz z Państwowej Straży Pożarnej w Zgorzelcu.
Mężczyzna zginął na miejscu. Jego dwaj koledzy z pracy, którzy znajdowali się przy serwisowanym zbiorniku, zostali ranni. Początkowo trafili do miejscowego szpitala, ale ich obrażenia wymagały specjalistycznej opieki na oddziałach oparzeniowych. 58-latek w ciężkim stanie z poparzoną większością ciała i drogami oddechowymi został przetransportowany do Poznania. 28-latek w lepszym stanie trafił do szpitala w Nowej Soli.
Na miejscu działania prowadziło kilkanaście zastępów straży pożarnej, w tym grupa operacyjna dolnośląskiego komendanta wojewódzkiego z Wrocławia i specjalistyczne jednostki z Chojnowa i Legnicy. Strażakom udało się ugasić pożar, nie doszło do jego rozprzestrzenienia.
Prokuratura: teoretycznie nie miało prawa się to wydarzyć
W piątek na miejscu, już po zakończonej akcji gaśniczej, swoje czynności prowadzili policjanci z grupy dochodzeniowo-śledczej pod nadzorem prokuratora. Przeprowadzono oględziny, zabezpieczono część dokumentacji, wstępnie rozpytano świadków zdarzenia.
W poniedziałek rano cała dokumentacja trafiła do Prokuratury Rejonowej w Zgorzelcu. Jak mówi nam zastępca prokuratora rejonowego Jolanta Lipińska-Grzeszczuk, zostanie wszczęte śledztwo, najprawdopodobniej z art. 155 Kodeksu karnego oraz art. 220 Kodeksu karnego, czyli o nieumyślne spowodowanie śmierci oraz narażenie życia albo zdrowia pracownika.
- Z naszych dotychczasowych ustaleń wynika, że profesjonalna firma ze Śląska przeprowadzała modernizację zbiornika na paliwo, które trafiało do dystrybutorów. Prace trwały od 9 stycznia. Na piątek, 20 stycznia, zaplanowano odebranie zbiornika, to był ostatni dzień modernizacji - mówi Lipińska-Grzeszczuk.
Zbiornik był pusty, w środku nie było paliwa. Ustalono również, że w poprzednie dni wielokrotnie prowadzone były prace wewnątrz zbiornika, łącznie ze spawaniem. W trakcie oględzin stwierdzono, że zbiornik ten nie był połączony z innymi.
- Pozostało jeszcze sporo dokumentacji do zabezpieczenia, musi zostać powołany biegły, który zna się na technologii modernizacji zbiorników. Jak na razie nie wiemy, dlaczego doszło do wybuchu, teoretycznie nie miało prawa się to wydarzyć. Aby to ustalić, potrzebujemy specjalistycznych ekspertyz - zaznacza zastępca prokuratora rejonowego w Zgorzelcu.
Orlen: stacja nie należy do Grupy Lotos
Z pierwszych informacji wynikało, że stacja benzynowa, na której doszło do wybuchu, należy do Grupy Lotos. PKN Orlen zdementował jednak tę informację.
Obiekt jest własnością węgierskiej sieci MOL. Nie doszło jeszcze do zmiany brandu po przejęciu jej przez węgierski koncern - poinformowano.
Warunkiem fuzji PKN Orlen i Grupy Lotos było przejęcie przez węgierski koncern MOL 400 stacji Grupy Lotos. "Stacja, na której doszło do wybuchu, jest jedną z nich" - wyjaśniono.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24