- Radość, uściski, wzruszenie. Zbiorowe śpiewy na pokładzie. Jesteśmy rekordzistami świata! - cieszą się uczestnicy wyprawy Selma Expeditions. Bo jeszcze żaden jacht żaglowy nie dopłynął tak daleko na południe. Załoga pokonała lód oraz niesprzyjający wiatr i dotarła do lądolodu w Zatoce Wielorybów u wybrzeży Antarktydy. Gratulacje za ten wyczyn spływają do nich ze wszystkich stron świata, ale jeden telefon był dla nich szczególny.
Do lądolodu załoga dotarła w czwartek przed północą polskiego czasu. Jak wyjaśniał kapitan, bliżej Bieguna Południowego już być nie mogą. To bezwzględny rekord świata w żegludze morskiej na południe. Selma nie tylko wpłynęła do Zatoki Wielorybów, ale również dobiła do jej brzegów. CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT.
Gratulacje od Bronisława Komorowskiego
- Telefony się urywają. Dostajemy wiadomości z gratulacjami i wyrazy wsparcia od naszych rodzin, przyjaciół, znajomych. Bardzo nas cieszą także bezpośrednie SMS-y z gratulacjami od osób obserwujących wiernie naszą wyprawę. Dzięki temu, mimo ponad -20 stopni mrozu, robi się wyraźnie cieplej - relacjonują żeglarze i od kilku dni rekordziści świata.
Polsko-czeskiej ekipie, oddalonej o ponad 18 tys. km, pogratulował osobiście sam prezydent RP. To ten telefon był dla nich wyjątkowy. Bowiem przed wyprawą prezydent podarował załodze Selmy polską banderę, którą wbili w lód po dobiciu do brzegu w Zatoce Wielorybów. Nie ukrywają, że telefonem z Warszawy byli zaskoczeni.
- Pompujemy ponton i przygotowujemy obiad. Dokumentacja fotograficzna, wideo, meldunek do Polski. Symboliczny toast nalewką Leona. Nagle zaczynają się urywać telefony. Stacje radiowe, prasa, telewizja. Nagle kolejny telefon na specjalnej linii awaryjnej. To kancelaria prezydenta! Bronisław Komorowski osobiście zadzwonił z gratulacjami, które przekazał całej załodze na ręce Kapitana. Na prawdę byliśmy pod wrażeniem - wspomina załoga Selmy.
Po drodze chcą jeszcze zdobyć wulkan
Ustanowienie rekordu świata to jednak jeszcze nie koniec wyprawy. W drodze powrotnej część załogi chce podjąć próbę wejścia na szczyt góry Erebus, słynnego, aktywnego wulkanu. Ma wysokość około 3800 m n.p.m. i jest widoczny z odległości kilkudziesięciu mil. Ostatnio do jego erupcji doszło 3 lata temu.
- Pierwszym człowiekiem, który tu dotarł 174 lata temu, był szkocki badacz James Clark Ross. Główny statek jego wyprawy nazywał się HMS Erebus i stąd nazwa góry. W kraterze wulkanu znajduje się stałe jezioro lawowe, jedno z czterech istniejących na Ziemi - wyjaśniają żeglarze.
Dlatego, by zdobyć górę, obrali kurs na Wyspę Rossa. Z Zatoki Wielorybów to około 450 Mil czyli ponad 680 km. To około 3 dni drogi do przepłynięcia. Morze Rossa muszą opuścić na początku marca, bo potem cały akwen zamarza na kolejny rok.
Ściany lodu i -40 stopni Celsjusza
Do końca całej wyprawy załodze zostało około 6000 mil, czyli ponad 11 tys. km. Jak tłumaczą, najważniejsze znowu stają się kolejne wachty, praca przy żaglach i odladzaniu pokładu oraz lin.
- Płyniemy w południowym wietrze wiejącym od bieguna. Wiatr się wzmaga, temperatura na pokładzie spada poniżej -20 stopni Celsjusza, a odczuwalna to -40 stopni. Czuć chłód Antarktydy. Pozamarzały nam wszystkie okienka, nawet w kambuzie zamarza herbata w szklankach - opisują rekordziści.
- Płyniemy wzdłuż fantastycznej, Wielkiej Bariery lodowca szelfowego Rossa, czasami dochodzącej do ponad 40 metrów wysokości. Zdarzają się nawet wielkie, 80-cio metrowe, pionowe ściany lodu. Jest pięknie i surowo. Po to tu przypłynęliśmy - opowiadają zachwyceni i dodają: - Niesie nas ogromna fala życzliwości, która dotarła tutaj aż z Polski. Jeszcze raz bardzo za nią dziękujemy.
KPT. KUŹNIAR O WYPRAWIE SELMA EXPEDITIONS:
Rekord świata ku pamięci Ernesta Shackletona
W czwartek około godz. 23:00 czasu polskiego jednostka dotarła do lądolodu w Zatoce Wielorybów. Jak podkreślał kapitan, dalej na południe płynąć już nie można. Pojawiają się tam tylko pingwiny. Tuż po zacumowaniu jachtu ekipa wbiła polską banderę w lód. - Jesteśmy w zatoce, z której najbliżej jest do bieguna południowego. Po 17 tys. mil morskich żeglugi jesteśmy na najdalszym krańcu świata. Udało nam się dopłynąć dalej, niż wszystkim innym jednostkom - wyjaśnił w czwartek kpt. Kuźniar.
Swój wyczyn ekipa dedykowała Ernestowi Shackletonowi, który sto lat temu wyprawił się na biegun południowy. On również swoją jednostką wpłynął wtedy do Zatoki Wielorybów. Shackleton jest uznawany za najwybitniejszego badacza Antakrtydy.
Kilka dni temu do Zatoki Wielorybów dotarła również ekipa Katharsis II. Ich jacht wpłynął tam, ale nie dobił do brzegu. Tej ekipie przewodził Mariusza Kopra. Jacht pod brytyjską banderą, ale z polską załogą na pokładzie, płynął głównie przy wsparciu silnika, w przeciwieństwie do Selmy, która płynęła prawie cały czas na żaglach. Selma dotarła jeszcze dalej niż Katharsis II.
ZOBACZ JAK EKIPA SELMY DOBIJA DO BRZEGU W ZATOCE WIELORYBÓW:
Autor: balu / Źródło: TVN 24 Wrocław, selmaexpeditions.com
Źródło zdjęcia głównego: selmaexpeditions.com