Małgorzata S. po raz drugi stanęła przed sądem. Już raz została uniewinniona od zarzutu zabójstwa. W ciało ojca swoich dzieci wbiła nóż. Jednak sąd stwierdził, że nie przekroczyła granic obrony koniecznej. Ją samą nazwał ofiarą przemocy domowej. Sąd Apelacyjny wyrok uchylił. Sprawa zaczęła się od nowa.
Oskarżona przed sądem odpowiada z wolnej stopy. Na sali pojawiła się w towarzystwie swojego obrońcy. Odpowiadała na zadawane jej pytania.
- Coś do mnie pierwszy powiedział. Ja mu odpowiedziałam. On mnie zaczął wyzywać. Podeszłam do niego. Chciałam go uderzyć w twarz - mówiła w piątek przed sądem kobieta oskarżona o zabójstwo swojego partnera. I dodawała, że uderzyć konkubenta chciała, bo tak się umawiali. Gdy był pijany i zaczynał się awanturować miała, dla uspokojenia go, uderzyć mężczyznę ręką w twarz.
Tym razem nie zdążyła. Jak relacjonowała, chwycił ją za szyję i zaczął dusić. - Złapałam nóż z szafki. Zadałam cios. Nawet nie pamiętam, kiedy wyciągnęłam ten nóż. Prowadził mnie na łóżko, cały czas dusząc. Ostatnim tchem powiedziałam, że cieknie z niego. Wtedy mnie puścił - opowiadała w piątek Małgorzata S. podczas pierwszej rozprawy w powtórzonym procesie.
Jako świadek miała zeznawać matka oskarżonej. Do przesłuchania przed sądem jednak nie doszło, bo kobieta była pod wpływem alkoholu. Została ukarana grzywną.
Najpierw alkohol, później feralna awantura
10 kwietnia 2016 roku policja otrzymała zgłoszenie o tym, że w wiosce pod Świdnicą mężczyzna został ugodzony nożem. Gdy funkcjonariusze weszli do domu, ranny leżał na podłodze. Był nieprzytomny. Nad nim klęczała S.
Tego dnia para piła alkohol. On więcej. Pił często, ona rzadziej. W domu dochodziło do awantur. Czasami do rękoczynów, choć o tym 26-latka nie lubiła mówić nawet najbliższym.
Niemal dwa lata temu, w niedzielne popołudnie, doszło do kolejnej kłótni. Mężczyzna zaczął wyzywać S. Później, jak relacjonowała, zaczął ją dusić. Odruchowo, jak twierdziła, chwyciła za leżący na szafce nóż. I zadała cios w klatkę piersiową swojego partnera. Ten miał jeszcze rzucić ją na łóżko.
To wtedy S. zauważyła, że z rany leci krew. Mężczyzna wyszedł na korytarz. Powiedział konkubinie, by wezwała pogotowie.
Wszystko rozgrywało się na oczach kilkuletnich dzieci pary. Przed przyjazdem ratowników chłopca i dziewczynkę odebrała sąsiadka. - Słyszałam, jak jedzie pogotowie i w tym czasie on wypuścił ostatnie tchnienie - powiedziała 26-latka podczas przesłuchania. I dodała: "Ja go nie chciałam zabić, ja go kochałam".
A prokuratura później oceni: oskarżona przedstawiła trzy wersje zdarzenia. - W którym momencie mówi prawdę, a w którym momencie kłamie? - zastanawiał się Marek Rusin, szef Prokuratury Rejonowej w Świdnicy.
"Nie chciałam go zabić i strasznie żałuję"
Kobieta usłyszała zarzut zabójstwa. Została tymczasowo aresztowana. Prokurator napisał w akcie oskarżenia: "Oskarżam Małgorzatę S. o to, że (...) działając w bezpośrednim zamiarze pozbawienia życia Jana S. zadała mu w klatkę piersiową jeden cios nożem o długości 13 cm, powodując w ten sposób obrażenia w postaci rany kłutej (...) w efekcie czego doszło do śmierci pokrzywdzonego. Przy czym czynu tego dopuściła się mając w znacznym stopniu ograniczoną zdolność do pokierowania swoim postępowaniem".
Do więzienia nie trafiła, choć prokurator domagał się wymierzenia jej kary ośmiu lat pozbawienia wolności. - Do popełnienia zarzucanego czynu przyznaję się. Do zabójstwa się nie przyznaję, bo ja go nie chciałam zabić i strasznie tego żałuję. Kochałam go. Potwierdzam, że zadałam konkubentowi ugodzenie nożem - mówiła 26-latka przed sądem. Później dodawała jeszcze: "Gdybym mogła cofnąć czas, to na pewno bym tego nie zrobiła".
Sąd uwierzył i uniewinnił oskarżoną. - Uznał, że działała w ramach obrony koniecznej, broniła swojego życia - mówiła reporterowi "Uwagi" TVN Agnieszka Połyniak z Sądu Okręgowego w Świdnicy.
A w pisemnym uzasadnieniu wyroku sędzia zanotował: "Chwycenie leżącego na szafce noża, a następnie zadanie jednego ciosu w klatkę piersiową pokrzywdzonego miało na celu jedynie odparcie bezpośredniego, bezprawnego zamachu na jej życie i zdrowie". Wskazywał też, że S. była ofiarą przemocy domowej, a jej partner agresorem.
Wyrok nie był prawomocny.
Sąd przychylił się do wniosku matki ofiary i prokuratury
Z rozstrzygnięciem nie zgodził się oskarżyciel publiczny i oskarżyciel posiłkowy, czyli pełnomocnik matki zabitego mężczyzny.
W odwołaniu się od wyroku wskazano, że rozstrzygnięcie sądu pierwszej instancji jest "chybione i stanowczo przedwczesne". Dlatego matka ofiary domagała się uchylenia wyroku i przekazania go do sądu celem ponownego rozpatrzenia. Tego samego chciała prokuratura.
W grudniu 2017 roku Sąd Apelacyjny we Wrocławiu do wniosków się przychylił. Taka decyzja zapadła po przesłuchaniu trzech nowych świadków. Ci zeznawali na niekorzyść S.
2 marca S. ponownie stanęła przed sądem.
Sprawą Małgorzaty S. zajmie się Sąd Okręgowy w Świdnicy:
Autor: tam/gp/mś / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław