Konserwator zabytków nakazał odbudowę wyburzonej przędzalni lnu w Mysłakowicach. Właściciel terenu nie zgadza się z tą decyzją i odwołuje się do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Co na to Bogdan Zdrojewski?
Prace przy rozbiórce XIX-wiecznej przędzalni zakładów lniarskich "Orzeł" rozpoczęły się w styczniu. Dziś została tylko jedna ściana boczna. Reszta została wyburzona, a teren jest otoczony siatką. - Widok jest zatrważający. Ta ściana stoi i straszy - alarmuje Grzegorz Truchanowicz, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Mysłakowicach.
Jak się dowiedzieliśmy, właściciel nie zwrócił się do konserwatora zabytków o zezwolenie na prowadzenie prac. - Nikt się nie zgłosił, a przędzalnia zaczęła znikać z powierzchni ziemi. To ewidentna samowola. Naszej zgody na to nie ma - mówił już pod koniec stycznia Wojciech Kapałczyński, jeleniogórski konserwator zabytków.
Wskazywał, że jednym z możliwych rozwiązań sytuacji jest wydanie decyzji o konieczności odbudowy przędzalni.
Żądają "przywrócenia do stanu pierwotnego"
Tak też się stało.
- Decyzją konserwatora zabytków obiekt ma zostać przywrócony do stanu pierwotnego, czyli ma zostać po prostu odbudowany. Decyzję podjęliśmy w lutym – potwierdza we wtorek Kapałczyński.
Jednak to nie oznacza końca problemów. Właściciel sprzeciwia się bowiem postanowieniu konserwatora. - Nie daje za wygraną i odwołuje się do ministra kultury - przyznaje Kapałczyński.
Mężczyzna odwołał się zarówno od decyzji wstrzymującej prace rozbiórkowe, jak i od nakazującej odbudowę obiektu.
Nie wszystko da się też odtworzyć. - Nie wiem czy decyzja nakazująca odbudowę jest dobrym pomysłem. To co najcenniejsze zostało już zniszczone, metalowe stropy i żeliwne kolumny zostały gdzieś wywiezione - informuje Truchanowicz. I dodaje: - Kara właścicielowi jak najbardziej się należy. Takie działania należy ukrócić.
Sprawą zajmuje się już jeleniogórska prokuratura. Za świadome niszczenie zabytku prawo przewiduje nawet do 5 lat więzienia.
Nadzór z ministerstwa
Minister kultury Bogdan Zdrojewski stoi po stronie konserwatora. Jego zdaniem zburzenie przędzalni było samowolnym działaniem właściciela. Dodaje też, że konserwator generalny ma szczególną pieczę nad sprawą Mysłakowic, a na finał tej historii uważnie patrzeć będą wszyscy właściciele zabytkowych obiektów.
- Jeśli sprawca nie zostanie surowo ukarany, zapalimy zielone światło dla tych, którzy chętnie by spalili albo rozebrali swoje pałace czy fabryki, żeby korzystniej sprzedać działkę - cytuje słowa ministra jego rzecznik, Maciej Babczyński.
"To nie jest częsty przypadek"
W Polsce dochodzi do wielu dewastacji zabytków, ale dolnośląska konserwator twierdzi, że w regionie nie jest to plaga.
– Czasami się to rzeczywiście zdarza, ale rzadko dochodzi do kompletnego zniszczenia zabytkowego obiektu. Czasami niszczone są one w trakcie realizacji jakichś inwestycji, gdy podejmowane są działania niezgodne z projektem – ocenia Barbara Nowak-Obelinda, dolnośląski wojewódzki konserwator zabytków. Przyznaje, że sama spotkała się z taką sytuacją kilkanaście lat temu. – W Szczawnie Zdroju obiekt wpisany do rejestru zabytków został wysadzony w powietrze przy pomocy dynamitu. Jednak wtedy obowiązywał inny stan prawny i nie mogliśmy karać takich osób – wyjaśnia Nowak-Obelinda.
Takie możliwości dała konserwatorom nowa ustawa o ochronie zabytków z 2003 roku. Cztery lata temu we Wrocławiu doszło bezprawnego rozebrania kamienicy z 1875 roku. Budynek należała do wrocławskiej kurii, jednak powiatowy inspektor nadzoru budowlanego i konserwator zdecydowali o konieczności odbudowy obiektu. Duchowni zastosowali się do nakazu.
Na niej wzorowali się inni
Przędzalnia to jeden z najcenniejszych obiektów w kompleksie zakładów lniarskich. Zakład ufundował Fryderyk Wilhelm II, władca Prus. Budowa rozpoczęła się w 1839 roku, a już 5 lat później ruszyła produkcja. W czasach biedy i kryzysu przemysł w Mysłakowicach zatrudniał bezrobotnych tkaczy z Kotliny Jeleniogórskiej.
Na tym zakładzie wzorowano powstające później fabryki lnu w Niemczech i Polsce. Nowoczesne na owe czasy, żeliwne podpory i konstrukcja miały ograniczyć zagrożenie pożarowe. W latach prosperity pracowało tu około 3 tys. osób. Później nadeszły ciężkie czasy dla przemysłu lniarskiego.
W 2010 roku syndyk ogłosił upadłość zakładu. "Orzeł" został wykupiony, ale w jednym z budynków wciąż tka się i wykańcza materiały.
Zabudowania zakładu lniarskiego "Orzeł" znajdują się w Mysłakowicach:
Autor: tam/balu/roody/mz / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Grzegorz Truchanowicz