Ratownicy walczyli o życie siedmiolatka już na miejscu wypadku. Doszło do urazowej amputacji ręki. Chłopiec miał też obrażenia wewnętrzne i połamane pozostałe kończyny. W skrajnie ciężkim stanie trafił do szpitala. Wypadek w Ligocie Prószkowskiej pod Opolem przeżył tylko on. Rodzice oraz kilkumiesięczna siostra nie mieli żadnych szans.
Do tego tragicznego zdarzenia doszło w środę przed godziną 16 na leśnym odcinku drogi między Opolem a Prudnikiem. Osobowa toyota zjechała z drogi i uderzyła w drzewo. Samochodem jechali rodzice z dwójką dzieci.
Po uderzeniu w drzewo auto stanęło w ogniu. 35-letni kierowca zginął w płomieniach. Kiedy na miejsce dotarły pierwsze zastępy straży pożarnej, pozostała trójka znajdowała się poza pojazdem. Świadkowie próbowali udzielać im pomocy. Ratownicy reanimowali 30-letnią kobietę, ale nie udało się jej uratować. Niemowlę już nie żyło. Ale nadal na przeżycie szanse miał siedmioletni chłopiec.
"Potworne krwawienie"
- Ratowanie życia rozpoczęło się już na miejscu. Zespół Lotniczego Pogotowia Ratunkowego musiał dołożyć wiele starań, żeby utrzymać chłopca przy życiu, między innymi ze względu na rozległość urazów, a zwłaszcza urazową amputację kończyny górnej prawej, do której doszło na miejscu. Wiązało się to z potwornym krwawieniem - mówi dr Wojciech Walas z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Opolu.
Chłopiec został przetransportowany do szpitala w stanie skrajnie ciężkim. Trafił na blok operacyjny, gdzie chirurdzy dziecięcy i naczyniowi opanowali obfite krwawienie, zamykając uszkodzone naczynia krwionośne. Pozostałe kończyny chłopca były połamane, zaopatrzyli je ortopedzi.
- Doznał także obrażeń narządów wewnętrznych, klatki piersiowej i brzucha, ale wszystko wskazuje na to, że te obrażenia nie są bardzo duże i prawdopodobnie nie będą wymagały żadnego leczenia operacyjnego. Ważne jest to, że nie doszło do ciężkiego urazu głowy, czy złamania kręgosłupa - dodaje lekarz.
Siedmiolatek przebywa na oddziale anestezjologii i intensywnej terapii dzieci, jest podłączony do respiratora. Lekarze utrzymują go w stanie śpiączki farmakologicznej.
Bez śladów hamowania i poślizgu
Tymczasem śledczy nadal nie wiedzą, co mogło być przyczyną wypadku. Nad wyjaśnieniem jego okoliczności pracują policjanci pod nadzorem prokuratury.
- To był prosty, leśny odcinek drogi. Na miejscu nie znaleziono jakichkolwiek śladów hamowania, czy poślizgu. Świadkowie, do których dotarli śledczy, na tę chwilę nie potwierdzili tezy o możliwej przeszkodzie na jezdni w postaci zwierząt czy przedmiotów. Być może odpowiedź da ekspertyza biegłych z zakresu mechaniki, jednak musimy brać pod uwagę stopień zniszczenia pojazdu, który po uderzeniu czołowym w drzewo dodatkowo zaczął się palić. Trudno w tej chwili ocenić szanse na uzyskanie miarodajnych odpowiedzi - twierdzi Stanisław Bar, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu.
Źródło: TVN24 Wrocław/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław