Lekarze przyznają: mamy wzmożony ruch położniczy. W dobie koronawirusa to problem, biorąc pod uwagę komplikacje na wrocławskich porodówkach. Obecnie funkcjonują tylko dwie z czterech. - Położnictwo wymaga szybkich testów antygenowych - uważa jeden z naszych rozmówców.
Szpital przy ulicy Kamieńskiego przez stwierdzone przypadki zakażeń koronawirusem do odwołania wstrzymał przyjęcia na porodówkę. Klinika przy Chałubińskiego kilka tygodni temu przeznaczona została wyłącznie dla ciężarnych zakażonych koronawirusem. Oznacza to, że we Wrocławiu obecnie funkcjonują tylko dwie porodówki - w szpitalach przy ulicy Borowskiej i im. Falkiewicza na Brochowie.
Oddział patologii ciąży zablokowany
- Mamy wzmożony ruch położniczy. Porody nie wybierają czasu. One są, toczą się, położnictwo musi żyć swoim życiem - mówi Mariusz Zimmer, kierownik II Katedry i Kliniki Ginekologii i Położnictwa Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
Na Borowskiej funkcjonuje tzw. porodówka biała, czyli przyjmująca pacjentki zdrowe. - Co nie znaczy, że nie rozwiązaliśmy covidowo bardzo ciężką pacjentkę. To jest przerażające, że młoda kobieta, w bardzo ciężkim stanie, musi walczyć o życie. Covid działa, jest groźną chorobą - przestrzega Zimmer.
Lekarz przyznaje, że oddział patologii ciąży jest już zablokowany. Nie ma też miejsc respiratorowych na neonatologii, gdzie trafiają nowo narodzone dzieci.
"Szybkie testy wymagane"
Kierownik Kliniki Ginekologii i Położnictwa uważa, że dobrym rozwiązaniem - zwiększającym bezpieczeństwo zarówno personelu, jak i innych ciężarnych - byłoby przeprowadzanie szybkich testów.
- Są takie testy, choćby antygenowe, które po 15 minutach dają nam wynik z kim mamy do czynienia. Czy ta pacjentka jest potencjalnie zakaźną, czy nie. Zupełnie zmienia sposób postępowania na sali porodowej. Położnictwo wymaga szybkich testów antygenowych. Po 7-10 godzinach, kiedy mamy testy PCR, to już jest za późno. Może taka pacjentka bezobjawowa zakazić cały oddział porodowy - zaznacza lekarz.
Na Brochowie są jeszcze miejsca
Nieco bardziej optymistyczne wieści płyną ze szpitala im. Falkiewicza na Brochowie. Tam na oddziale położniczym znajduje się łącznie 112 łóżek. Obecne obłożenie jest na poziomie około 60 procent.
- My na razie nie boimy się tego, że miejsc nam zabraknie. Przede wszystkim ze względu na to, że pacjentki położnicze są to pacjentki, które mają dość krótki czas przebywania w szpitalu. Tym bardziej w okresie pandemii - mówi Michał Przybycień, rzecznik placówki.
Architektura szpitala pozwala na podzielenie oddziału ginekologiczno-położniczego na trzy piętra. Jeśli na oddziale pojawiłaby się pacjentka covidowa, personel jest w stanie izolować takie przypadki.
Nie dać się zdominować sytuacji
Udało nam się porozmawiać z panią Martą, ciężarną kobietą, która ma rodzić w ciągu sześciu tygodniu. Jak mówi, miała rodzić na Kamieńskiego, bo dziecko po porodzie może potrzebować specjalistycznej opieki.
- Dochodzą do mnie informacje od niektórych dziewczyn, które już są po porodzie, że zostały odesłane z powodu przepełnienia na oddziale. Oddział na Kamieńskiego jest zamknięty, nie przyjmują nowych pacjentek, nawet z akcją porodu - mówi Marta Sługocka-Zelke i dodaje, że obawia się, co będzie za te sześć tygodni.
Mariusz Zimmer z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego przy Borowskiej apeluje aby "nie dać się zdominować sytuacji covidowej". I przytacza przykład z ostatnich dni, kiedy mieli dwa przypadki ciąży obumarłych, kiedy kobiety za późno przyjechały do szpitala.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław