77-letni grzybiarz zaginął w czwartek, odnaleziono go dopiero we wtorek w lesie pomiędzy miejscowościami Szymonków i Komorzno (woj. opolskie). Przez kilka dni, bez jedzenia i picia, leżał zesztywniały, wyziębiony i poraniony w dołku w zaroślach. Ale przeżył.
Starszy mężczyzna, mieszkaniec Wołczyna, wyszedł na grzyby w czwartek 20 października, jednak dopiero w poniedziałek jego syn zgłosił zaginięcie na policję. Funkcjonariusze rozpoczęli poszukiwania w miejscowych lasach. Akcja trwała do późnych godzin nocnych, ale mężczyzny nie udało się odnaleźć. Kolejnego dnia wznowiono poszukiwania, już z pomocą strażaków z okolicznych jednostek Ochotniczej Straży Pożarnej. Łącznie zaangażowanych było ponad 40 osób.
- Idąc do lasu szukać 77-latka w takich warunkach, po tylu dniach od zaginięcia, wszyscy raczej nastawiają się na najgorsze. Ale ta sytuacja i jej finał pokazują, że warto wierzyć i mieć nadzieję do samego końca - podkreśla Karol Grzyb, oficer prasowy straży pożarnej w Kluczborku.
Najpierw znaleźli rower, później 77-latka. "Leżał w dołku"
Nieocenione w całej akcji poszukiwawczej okazały się narzędzia do namierzania sygnału GSM. Jak się okazało, 77-latek używał starszego modelu telefonu, dzięki czemu bateria wytrzymała kilka dni. Policyjny sprzęt pozwolił mniej więcej określić położenie komórki, a tym samym zawęzić pole poszukiwań.
- Najpierw znaleźliśmy rower tego pana, już wtedy wiedzieliśmy, że jesteśmy blisko. Potem ktoś krzyknął, że znalazł 77-latka. Leżał on w dołku. Był w kiepskim stanie, wychłodzony, prawdopodobnie były to już początki hipotermii. Ale przytomny. Kiedy nawiązaliśmy z nim kontakt w trakcie udzielania kwalifikowanej pierwszej pomocy, pan sam przyznał, że "w czwartek wpadł do dziury". I od tamtej pory w niej leżał - mówi Grzyb.
Odleżyny na brzuchu
Jeszcze w trakcie poszukiwań jeden z mieszkańców pobliskiej miejscowości, znajomy 77-latka, potwierdził, że widział go w czwartek idącego na grzyby. Mężczyzna miał problemy z chodzeniem, wspierał się rowerem. W miejscu, gdzie go znaleziono, musiał stracić równowagę i się przewrócić.
- Mógł stracić przytomność, a potem zesztywnieć. Kiedy go znaleźliśmy, leżał na brzuchu, twarzą do ziemi, nie ruszał się. Jak wpadł w czwartek w ten dołek, tak pozostawał w nim nieruchomy do wtorku. Miał odleżyny na brzuchu, na rękach i nogach z przodu. Pan był mokry, poraniony, zabrudzony. Zaczęliśmy go rozbierać i myć, aby potem móc go ogrzać. Dopiero po dłuższym czasie udało się rozprostować jego ręce - przekazuje rzecznik kluczborskich strażaków.
Mężczyznę najpierw przewieziono quadem do karetki, potem zespół ratownictwa medycznego przetransportował go do szpitala w Kluczborku. Jego stan jest stabilny.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: KP PSP Kluczbork