Nawet kilkadziesiąt godzin w potrzasku mogły spędzić dwie małe sarenki, które wpadły do studni w Pątnowie Legnickim na Dolnym Śląsku. Ich "wołanie o pomoc" usłyszała jedna z mieszkanek. Dzięki pomocy strażaków i operatora koparki udało się uratować zwierzęta i przekazać matce, która cały czas czuwała w okolicy.
- Ja je słyszałam przynajmniej od dwóch dni, kiedy chodziłam z psem do lasu. Ale na początku nie wiedziałam, że są w studzience. To było w trawie, zarośnięte, mało widoczne - opowiada Sylwia Woźniak, mieszkanka Pątnowa.
Jak mówi, kilka razy zobaczyła w tamtym miejscu, dość blisko zabudowań, dorosłą sarnę. - Wtedy zaczęłam marudzić w domu, żeby to sprawdzić. Poszedł ze mną tato i okazało się, że do studzienki wpadły dwie sarenki. Nie było możliwości, aby wyciągnąć je samodzielnie - przyznaje kobieta, której zwierzęta być może zawdzięczają życie.
Sarenki z matką
Na miejsce wezwano straż pożarną, ale ich wyposażenie było niewystarczające. - Trzeba było wezwać operatora koparki, który przekopał teren, tworząc dojście do uwięzionych sarenek - mówi Marcin Senderski, oficer prasowy legnickiej straży pożarnej.
Strażacy ostrożnie wyciągnęli przestraszone, piszczące zwierzęta na powierzchnię i przekazali je w ręce matki i siostry pani Sylwii.
Sarenki były zmęczone, ale w ogólnie dobrym stanie. Dostały wody, a potem oddaliły się - jak twierdzi nasza rozmówczyni - w kierunku matki, która od kilku dni kręciła się w okolicy.
Do zdarzenia doszło w Pątnowie Legnickim:
Autor: ib/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Sylwia Woźniak