Zielona murawa, pierwsza we Wrocławiu tartanowa bieżnia, świetnie wyposażone zaplecze sportowe i tłumy zawodników - tak dawniej wyglądała codzienność kompleksu między ul. Skarbowców i Racławicką, należącego do Wojskowego Klubu Sportowego "Śląsk". Jednak pech prześladował to miejsce od początku. Dziś popada w ruinę.
Wojskowi z Wrocławia na potrzeby swojego klubu sportowego chcieli przejąć przedwojenny Stadion Olimpijski. Jednak pomysł spalił na panewce i wojskowe areny postanowiono wybudować przy ul. Skarbowców.
Dlaczego tam?
- Od wojny były to tereny właściwie niezagospodarowane. Istniało tu kilka połączonych wysypisk, gdzie po 1945 roku zwożono gruzy. Poza tym nic się nie działo, a klub przecież potrzebował miejsca - wspomina Zdzisław Kokot, trener i ówczesny kierownik sekcji lekkoatletycznej Wojskowego Klubu Sportowego.
Poza tym kompleks miał służyć jako miejsce rekreacji dla budującego się w pobliżu osiedla.
Wielkie plany i rzeczywistość
Na początku lat 80. do prac budowlanych przystąpiły zastępy wojskowych. Pracujący tu żołnierze przyjeżdżali spoza Wrocławia, głównie z Żagania, Żar i Świdnicy.
- Mieszkali w barakach i namiotach. Budowa szła szybko i nie kosztowała wiele, bo wszystko odbywało się siłami wojska - mówi Kokot.
Plany był wielkie. Obok stadionu i boiska miały powstać: hala lekkoatletyczna, hotel dla 40 gości i restauracja. Powstał basen.
- Woda do niego miała być czerpana z podziemi, ale przez żelazo była brązowa. Dlatego zdecydowano się na wybudowanie stacji uzdatniania. Inwestycja była olbrzymia, a w efekcie basen był czynny tylko przez miesiąc w roku - stwierdza trener.
Inaczej było ze stadionem. Od otwarcia w 1983 roku tętnił życiem. W końcu, jak wspominają ówcześni działacze, powstał on z myślą o Lekkoatletycznych Mistrzostwach Świata.
Unikalny i przygotowany na wszystko
Co wyróżniało ten obiekt?
Jako pierwszy i jedyny, w tym czasie we Wrocławiu, miał tartanową nawierzchnię. Co więcej, wyspecjalizowane zaplecze sportowe robiło wrażenie.
- To miejsce wspominam z dużym sentymentem. Zaplecze było fenomenalne, właściwie było tu wszystko, co potrzebne do trenowania - wspomina Robert Maćkowiak, sprinter i wielokrotny mistrz świata i Europy, który na początku kariery trenował na wojskowych obiektach.
Zawodnicy ćwiczyć mogli nie tylko pod gołym niebem, ale także na siłowni. Natomiast po wyczerpującym treningu regenerowali siły w gabinecie odnowy biologicznej i saunie.
Jak przypominają sportowcy, na początku lat 80. stadion spełniał wszystkie warunki, by rozgrywać na nim największe sportowe imprezy.
Niedokończona historia
Obok nowoczesnego miejsca dla lekkoatletów powstało boisko piłkarskie. Jednak pierwsza drużyna WKS-u oficjalnego meczu nigdy tu nie rozegrała. W trakcie budowy stworzono tylko płytę, trybun nigdy nie dokończono.
- Na tym lekkoatletycznym były piękne trybuny. Z kolei na boisku piłkarskim usypano tylko wał ziemi. Tak zostało - opisuje Łukasz Repeła, który w latach 90. jako młodzik WKS-u trenował i grał na obiektach przy ul. Skarbowców.
Natomiast lekkoatletyczna arena początkowo nie miała murawy. Jak opisuje Kokot stadion w tym czasie był "księżycowy". Jednak, gdy trawa już się pojawiła, była jedną z najbardziej zadbanych w stolicy Dolnego Śląska. Płyta była nawadniana, a trawa dwa razy dziennie zraszana.
- Standard był wysoki. Piłkarze na wiosnę niszczyli stadiony, wszędzie było kartoflisko, a tu trawa była zawsze zielona - dodaje trener.
Opinię trenera potwierdzają zawodnicy, którzy na początku lat 90. rozgrywali na stadionie mecze. - Murawa była świetnie utrzymana. O trawę bardzo dbano, było tu bardzo równo - twierdzi Repeła.
Fortuna mu nie sprzyjała?
Początkowo zawody na stadionie, zarówno te polskie, jak i międzynarodowe, odbywały się regularnie. To tu wychowali się mistrzowie Polski i reprezentanci kraju w skokach, rzutach i sprintach. Jednak według niektórych od początku kompleks sportowy prześladował pech. W połowie lat 80., w kilka lat po otwarciu, na stadionie doszło do nieszczęśliwego wypadku.
- Młody młociarz z Czech w trakcie rozgrzewki trafił sędziego, który niespodziewanie znalazł się w zasięgu rzutu, w głowę. Arbiter odwrócił się bokiem i został niefortunnie uderzony - opisuje płk. Henryk Alberski, ówczesny prezes sekcji lekkoatletycznej WKS. Rannego sędziego przewieziono do szpitala. Nie udało się go uratować, mężczyzna zmarł.
Natomiast do miejskich legend należą pogłoski o tym, że przez silny wiatr stadion nie nadawał się do wyczynowego uprawiania sportu.
- To plotki. Warunki były korzystne, ale na górze trybun zawsze wiało niesamowicie. Jednak wiatr raczej nie miał wpływu na późniejsze losy stadionu - ocenia Alberski.
"Serce boli"
Dlaczego więc dziś przy ul. Skarbowców nie można obejrzeć sportowych rozgrywek?
Do połowy lat 90. XX wieku wszystko szło w dobrą stronę. Dziś kompleks nie nadaje się do wyczynowego uprawiania sportu. W 2003 roku Agencja Mienia Wojskowego sprzedała teren prywatnemu inwestorowi pod budowę osiedla mieszkaniowego.
Po dawnej świetności i nowoczesności niewiele pozostało. Stadion i boisko są ogrodzone i pilnie strzeżone przez ochroniarza z psem.
- Wielka szkoda, że historia tego obiektu skończyła się w ten sposób. Liczyłem, że jak powstaną okoliczne osiedla, to stadion będzie działał na pełnych obrotach. Serce trochę boli, że coś co powstało przestało działać - kwituje sprinter.
Podobnego zdania są inni, którzy mieli okazję trenować na tym kompleksie.
- Gdyby takie obiekty powstały dziś, cieszyłyby się dużym powodzeniem. Na pewno zrobiłyby furorę - twierdzi Repeła.
Pozostałości po dawnej świetności wciąż stoją między ul. Skarbowców a Racławicką:
Autor: Tamara Barriga //mz/kwoj / Źródło: TVN24 Wrocław