- To normalna procedura, podobna do tej obowiązującej przy ustawianiu dzieci na lekcjach wychowania fizycznego - broni regulaminu obowiązującego przy wejściu do klas szkoły podstawowej nr 2 w Legnicy jej dyrektorka. Szkolna musztra podoba się też części rodziców. Budzi natomiast oburzenie ekspertów.
Dyrekcja w sprawie regulaminu wejścia do klasy nie ma sobie nic do zarzucenia. - To potrzebne ze względu na specyfikę naszej szkoły. Prowadzimy oddziały terapeutyczne, uczęszczają do nas dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, szczególnie te które mają problemy z zachowaniem od dzieci z autyzmem przez ADHD, zachowania buntownicze i problemy neurologiczne - wyjaśnia Magdalena Sługocka-Sulewska, dyrektorka placówki.
Jednak części rodziców takie tłumaczenia nie przekonują. Według nich "regulamin jest poniżający dla człowieka", "to podejście jak do zwierzęcia, jak do psa". Według regulaminu dzieci przed wejściem do klasy muszą m.in. w ciszy stać prosto, nie stykać się, mieć plecaki położone tuż przy prawej nodze, patrzeć prosto, a ręce mieć ułożone wzdłuż tułowia. Rodzice zarzucają nauczycielom, że podczas szkolnej musztry ci krzyczą na dzieci.
Musztra jak bufor
Zdaniem dyrektorki o krzyku i poniżaniu nie ma mowy.
- Nie wygląda to też tak jak przedstawiają niektóre media. To normalna procedura podobna do tej obowiązującej przy ustawianiu dzieci na lekcjach wychowania fizycznego. Dzieci wtedy ustawiane są w rzędzie, tak samo jak podczas zbierania się przed klasą - wyjaśnia Sługocka-Sulewska. I dodaje, że egzekwowanie regulaminu "bardzo pozytywnie" działa na dzieci. - To taki bufor między rozkrzyczaną i roześmianą przerwą, a przejściem do konstruktywnej pracy w klasie - twierdzi dyrektorka.
W sukurs władzom szkoły idzie grupa rodziców, której musztra się podoba. - Mój syn czuje się tu fantastycznie. To rewelacyjny pomysł, dziecko zmieniło się nie do poznania. Wcześniej miał problemy z nauką, teraz ich nie ma - mówi matka jednego z uczniów. I chwali dyrekcję i grono pedagogiczne za współpracę z rodzicami.
"Myślałem, że to jakiś internetowy żart"
W pozytywne skutki legnickiej musztry wątpią eksperci. Zdaniem dr Aleksandry Piotrowskiej, pedagoga szkolnego i psychologa dziecięcego z Uniwersytetu Warszawskiego dyscyplina może służyć tylko i wyłącznie zademonstrowaniu przez nauczycieli ich możliwości i pozycji.
Głos w tej sprawie na antenie TVN24 zabrała też minister edukacji narodowej. - Nie oczekujemy sytuacji zarządzania strachem grupą dzieci, po to, żeby nauczyciel miał pełną swobodę przez 45 minut - powiedziała Joanna Kluzik-Rostkowska. I dodała, że "nie jest pewna, czy w ministerstwie obrony narodowej są aż takie zasady".
Z kolei Rzecznik Praw Dziecka sytuację w legnickiej podstawówce nazwał "absolutnie niedopuszczalną". - Na początku myślałem, że to jest jakiś internetowy żart - stwierdził Marek Michalak.
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław