Kiedy powstawał, nikt nie przypuszczał, że będzie świadkiem pogromu Żydów. Na płytach nagrobków wciąż widać ślady po kulach, a o poległych żołnierzach przypomina pomnik z 432 nazwiskami. Cmentarz Żydowski z jedynym w Polsce polem urnowym, przypomina o tragicznej historii wrocławskich Żydów.
Najstarsza wrocławska nekropolia żydowska znajdowała się przy ul. Gwarnej, niedaleko Dworca Głównego. Zamknięto ją jednak już w połowie XIX wieku, a w zamian założono cmentarz przy ul. Ślężnej. Kiedy i na nim skończyły się miejsca, zapadła decyzja o powstaniu nowej nekropolii.
- Pod koniec XIX wieku gmina żydowska we Wrocławiu nie była liczna. Była jednak jedną z najbardziej znaczących w Niemczech i jej władze zastanawiały się nad zakupem nowego miejsca przeznaczonego na pochówki. Tym bardziej, że na cmentarzu przy ulicy Ślężnej nie było już gdzie chować zmarłych – mówi Aleksander Gleichgewicht, przewodniczący Gminy Wyznaniowej Żydowskiej we Wrocławiu.
"Przekręt" z ziemią na cmentarz
Rozważano różne lokalizacje. Ostatecznie zdecydowano się na miejsce przy ówczesnej Szosie Berlińskiej (dziś ul. Lotnicza), na terenie wsi Cosel.
Najważniejszym argumentem była niezbyt wygórowana cena. - W radzie miejskiej dużą część stanowili Żydzi, którzy doprowadzili do wykupienia ziemi przez miasto od hrabiego z Pilczyc. To następnie sprzedało teren gminie żydowskiej. Dziś takie działanie nazwalibyśmy pewnie przekrętem – mówi Jerzy Kichler, były przewodniczący Gminy Wyznaniowej Żydowskiej we Wrocławiu.
Pierwsze prace na terenie przyszłego cmentarza rozpoczęły się w 1900 roku. Zaczęto od drenowania i wyrównywania terenu, co było szczególnie ważne ze względu na bliskość rzeki i niebezpieczestwo zalania.
Dzięki studni, cmentarz miał dostęp do bieżącej, oczyszczonej już wody. Właśnie dlatego na skrzyżowaniach ścieżek pojawiły się krany. Wzdłuż alejek stanęły natomiast lampy gazowe. Cały teren przed cmentarzem wybudowano w formie półkola, którą udało się zachować do dziś.
– Wszystko po to, by łatwo było dojechać powozami i karawanami pogrzebowymi – tłumaczy były przewodniczący.
Cmentarz poległych
Po dwóch latach od rozpoczęcia prac, na cmentarzu odbył się pierwszy pogrzeb. Pochowano wtedy Salomona Branna, ojca znanego badacza historii Żydów, Markusa Branna.
– W przeciwieństwie do cmentarza przy ulicy Ślężnej nie pochowano tu żadnych noblistów, ale przede wszystkim rodziny wybitnych wrocławskich Żydów: profesorów uniwersyteckich, bankierów i kupców – mówi Gleichgewicht.
Cmentarz podzielony został na prawie 30 pól. Wśód nich jest pole honorowe oraz kwatera żołnierzy żydowskich poległych na frontach wojennych. Na pomniki umieszczono tablicę z nazwiskami 432 zabitych Żydów. Jednak nie wszyscy, którzy zginęli podczas I wojny światowej, są tu pochowani.
Pochówek wbrew tradycji
Obok, znajduje się pole urnowe - jedyne w Polsce i jedno z niewielu w Europie. Powstało w latach 20., kedy grupa wrocławskich Żydów założyła stowarzyszenie i przekonała gminę, by zezwoliła na taką metodę pochówku.
– Kremacja jest niezgodna z żydowską tradycją, ale wrocławscy nowocześni Żydzi naciskali na taką formę. Nikogo to nie raziło. Jednak po wojnie zrezygnowano z tego sposobu. W kontekście Holokaustu skojarzenia były przykre i jednoznaczne – przypomina Kichler.
Zanim zakazano kremacji, tą metodą na cmentarzu przy Lotniczej pochowano prawie 80 osób.
Oprócz zorganizowanych kwater są tu też groby tworzone naprędce i niedbale. Podczas II wojny światowej na terenie cmentarza w zbiorowej mogile pochowano grupę więźniów obozu koncentracyjnego.
– W zbiorowej mogile, obok cmentarza, pochowani byli też niemieccy żołnierze, którzy zginęli podczas oblężenia Wrocławia. Jednak kilka lat temu grób ekshumowano, a szczątki przewieziono na cmentarz w Nadolicach Wielkich. Było to niezwykłe połączenie losów żydowskich z niemieckimi – zauważa Gleichgewicht.
Budynki, których nie ma
Na terenie cmentarza powstał też kompleks budynków, które miały duże znaczenie dla działania nekropolii. Jeszcze w latach 70. XX wieku, po prawej stronie od głównego wejścia, stał budynek administacji cmentarza.
- Oprócz archiwum, działała tu też kwiaciarnia, niewielki bar dla strudzonych po podróży z centrum miasta i kancelaria. W tym samym budynku były też mieszkania grabarza, ogrodnika i inspektora cmentarnego – wylicza Kichler.
Tu też, przed wybuchem II wojny światej, Niemcy kazali utworzyć dom dla małżeństw żydowsko-chrześcijańskich. Podczas wojny w budynku zarządcy działała stacja szpitalna. Udzielano w niej pomocy m.in. więźniom z pobliskich obozów koncentracyjnych.
Przed wojną istniała też kaplica, w której Żydzi mieszkający w pobliżu nekropolii mogli odprawiać sobotnie nabożeństwa. Podczas wojny, w Domu Modlitw, urządzono magazyny wojskowe. Połączona była jednak z domem pogrzebowym, który jako jedyny wykorzystywany był zgodnie ze swoim przeznaczeniem. W trakcie wojny przygotowywano w nim do pochówki zmarłych we Wrocławiu Żydów.
- Dziś budynek jest zrujnowany. Jeśli w ciągu dwóch lat nie zostanie wyremontowany to zniknie całkowicie, a jest to jedyny tego typu obiekt zachowany w Polsce – podkreśla były przewodniczący.
Próby czasu nie przetrwała już kaplica. Wyburzono ją w latach 70. Nie ma też śladu po szklarniach, które do końca lat 90. zamieszkiwali bezdomni. Wyprowadzili się po pożarze, jaki wybuchł tam w 2000 roku.
Przywracanie historii
Po zakończeniu II wojny światowej cmentarz przy ul. Lotniczej był stale niszczony.
– Rabowanie grobów było nagminne. Inskrypcje były przecierane, a płyty wykorzystywano do innych celów – twierdzi Gleichgewicht. I dodaje: – Wciąż trwają prace nad przywróceniem świetności tej nekropolii. Spod grubej warstwy humusu i bujnej roślinności miesięcznie wydobywanych jest około 30 macew. Na cmentarzu zachowało się prawie 8 tysięcy nagrobków.
W latach 80. nekropolia została wpisana do rejestru zabytków. Wrocławski cmentarz żydowski jest piątym pod względem wielkości w Polsce. Większe są w tylko w Łodzi, Warszawie, Krakowie i Białymstoku.
Autor: Tamara Barriga/ansa/roody / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Wratislaviae Amici