Jechali w stronę Wrocławia autostradą A4. W foteliku siedział przypięty pasami ich 16-miesięczny syn. W pewnym momencie dziecko przestało oddychać. Przerażeni rodzice dodzwonili się na straż pożarną. - Nie wiem, gdzie jestem. On mi umiera - krzyczał ojciec chłopca. Strażak wymógł na nim informację, na którym odcinku drogi się znajdują, potem instruował mężczyznę, co robić, aby przywrócić dziecku oddech.
- Stoję na drodze na A4, dziecko mi się dusi. Nie wiem, na którym kilometrze jesteśmy. Proszę pana on mi umiera tutaj. W ogóle nie oddycha, jakby padaczki dostał - takie informacje, przestraszony ojciec 16-miesięcznego chłopca, przekazał dyżurnemu straży pożarnej, którzy przez telefon pomagał w ratowaniu dziecka.
Do dramatycznej sytuacji doszło w czwartek, przed godziną 13. Rodzice ze swoim dzieckiem podróżowali autostradą A4 w kierunku Wrocławia. W pewnym momencie chłopczyk miał zacząć się dusić. Przerażeni rodzice dzwonili po pomoc medyczną, połączyli się ze strażą pożarną. Dyżurni stanęli na wysokości zadania i przez telefon udzieli profesjonalnej pomocy, instruowali ojca chłopca, co robić do przyjazdu karetki.
Jak z niemowlakiem
- Najpierw trzeba było uspokoić rodziców. Przeszliśmy odpowiednie szkolenia, więc wiemy, jak rozmawiać z ludźmi pod wpływem stresu - mówi tvn24.pl asp. Łukasz Pieluszczak z opolskiej straży pożarnej.
- Mimo że chłopiec był starszy, zastosowaliśmy procedurę taką samą, jak w przypadku niemowląt. Kazaliśmy więc położyć dziecko na przedramieniu, z głową do dołu i odchyloną do tyłu. To wystarczyło, żeby dziecko znów zaczęło oddychać - opowiada strażak.
Zaczęło. Pogotowie ratunkowe przewiozło chłopca do Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu. Jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.
Jeśli wiemy, gdzie jesteśmy pomoc nadejdzie szybciej
Jak się dowiadujemy, pierwsze służby ratownicze pojawiły się we wskazanym miejscu już po 14 minutach. Czas oczekiwania na pomoc mógłby trwać krócej, gdyby nie problemy z ustaleniem miejsca zdarzenia.
- Rodzina jechała autostradą A4 do Wrocławia. Zatrzymali się w drodze, ale nie potrafili dokładnie powiedzieć gdzie się znajdują. Określenie tego miejsca zajęło 1,5 minuty. To ważne, aby ludzie zgłaszający precyzyjnie podawali swoje położenie. Wtedy szybciej możemy wysłać do nich pomoc - podkreśla Pieluszczak.
Autor: zuza / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24