Miłośnicy "spacerowania" po cienkiej taśmie zawieszonej kilkadziesiąt metrów nad ziemią organizują we Wrocławiu warsztaty, na których uczyć będą tajników slicklinu. - To świetne uczucie i ogromna satysfakcja - zachęcają mieszkańców stolicy Dolnego Śląska.
- Najtrudniej się przełamać. Wielu ludzi ogarnia strach i nie są w stanie ani oderwać rąk od taśmy, ani tym bardziej wstać i zrobić pierwszy krok. Moment wstawania jest zdecydowanie najtrudniejszy – opowiada Marcin Korzeniewski, slackliner, który na co dzień z grupą Slachouse organizuje profesjonalne pokazy chodzenia po taśmie.
Teraz wraz z kolegą Damianem Czermakiem zakładają sekcję slacklinową we Wrocławiu i zapraszają 24 listopada na warsztaty. Do sekcji będzie mógł przystąpić każdy.
– Otwarcie zaplanowaliśmy, jako nocną imprezę. Pewnie będzie DJ oraz masa zawodów "lajnowych". Wcześniej, jeśli pogoda pozwoli zorganizujemy highline w kamieniołomie w Chwałkowie. A w niedzielę z kolei długie taśmy zawisną w Parku Szczytnickim – zapowiada Damian Czermak.
Młody sport
Slackline to młody sport. Narodził się w latach 80. w USA. Wspinacze dla zabawy zaczęli chodzić po łańcuchach przy parkingu samochodowym. Spodobało im się to na tyle, że zaczęli szukać innych materiałów, najbardziej odpowiednich dla tego sportu. Nie wiadomo kiedy dokładnie taśmy przywędrowały do Polski, ale od 2006 roku zdobywają coraz większą grupę fanów.
– To niesamowite stać na taśmie 30 metrów nad ziemią bez żadnego punktu oparcia, walczyć o każdy krok ze swoim strachem. Czujesz wtedy wolność, rzeczywistość przestaje istnieć. Przejście każdej liny daje mi ogromną motywację. To świetne uczucie i ogromna satysfakcja. Każdy powinien tego spróbować – zachęca Damian Czermak.
150-osobowa społeczność
Nauka slicklinu rozpoczyna się od oswojenia się z taśmą. W tym celu rozwiesza się ją nisko nad ziemią. – Potrzeba tygodnia, aby przyzwyczaić się do chodzenia po taśmie. Pierwsze kroki zawsze kończą się upadkiem – przyznaje Korzeniewski.
Nisko zawieszona taśma to slackline, tzw. luźna (slack) taśma (line). Jest też trickline. Gdy potrafimy już swobodnie spacerować po linie, to możemy na niej wykonywać różnego typu ewolucje, nawet salta. Taśma zawieszona na dużych wysokościach to wysoka(high) line(taśma).
We Wrocławiu działa ok. 150-osobowa społeczność slacklinowa.
Lubińscy wariaci
Swoje umiejętności miłośnicy slicklinu prezentowali w tym roku m.in.: w Lubinie. Taśmy o długości kilkudziesięciu metrów zawieszone były ponad 30 metrów nad ziemia między blokami na jednym z osiedli. Próbę przejścia na drugą stronę i z powrotem podjęło ponad 20 osób. Udało się tylko trzem. Pokonanie tego dystansu zajęło im od 5 do 15 minut.
– Ludzie co chwilę dzwonili na policję, bo nie wiedzieli, że to legalna inicjatywa. Stali w oknach, robili zdjęcia. Mówili, że jesteśmy wariatami i samobójcami. To była trudna taśma. Na trudność wpływa elastyczność taśmy, rozciągliwość i warunki pogodowe - tłumaczy Korzeniewski.
- Oczywiście każdy śmiałek jest ubezpieczony. Ubrany jest w uprząż i przypięty do liny na wypadek upadku. Dodatkowo taśmy highlinowe są rozwieszone podwójnie, gdyby jedna się urwała, druga ciągle będzie ubezpieczać - dodaje.
Wszyscy chętni będą mogli spróbować sił na linie 24 listopada we Wrocławiu. Wtedy na ściance wspinaczkowej Fpinka przy ul Długosza odbędą się warsztaty slackline. Wstęp jest wolny.
Autor: Grzegorz Demczyszak/bieru/par / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Magdalena Szady