Nowatorski, kolorowy i wykraczający poza schematy albo toporny, szkaradny i dziwaczny. Od przeszło dwóch dekad wrocławski Solpol wzbudza skrajne emocje. Początkowo oblegany przez klientów, nie wytrzymał wyścigu z powstającymi centrami handlowymi. Prawdopodobnie będzie wyburzony.
Solpol powstał na początku lat 90. Miał oddawać ducha przemian, przełamywać schematy i być nowoczesny. - Wtedy taki był - przekonują do dziś jego architekci.
I dodają, że na stworzenie koncepcji mieli... kilka dni. - Na 5 dni przed terminem przetargu zgłosił się do nas inwestor, Zygmunt Solorz-Żak. Mieliśmy więc 5 dni i 5 nocy. Pracowaliśmy w pocie czoła, gdybyśmy się wtedy nie wyrobili, dziś mogłoby nie być takiego Solpolu - wspomina Wojciech Jarząbek, autor projektu.
Dopasowany do okolicy i trendów
Jakie były założenia? - Chodziło o to, żeby stworzyć element z wieżą, bo budynek miał stanąć w pobliżu kościoła. Zresztą we Wrocławiu wiele obiektów ma wieże, to wpisywało się w krajobraz miasta – wspomina Jan Matkowski, architekt który pomagał w projektowaniu Solpolu.
Siedziba domu handlowego miała być prosta, ale i charakterystyczna. Architektów ograniczała wielkość działki i historyczna zabudowa. - Projekt nawiązywał do wszystkiego, co stoi obok. Chodziło nam o to żeby go dobrze wkomponować. Bryłę odchyliliśmy i cofnęliśmy, by nie zasłonić sąsiedniego gotyckiego kościoła – podkreśla Jarząbek.
Komponować miały się też kolory. Piaskowa część elewacji i różowe akcenty miały nawiązywać do innych budynków przy ul. Świdnickiej. Skąd mocny turkus i intensywny fiolet? - Akurat wtedy takie były modne. 5 lat później pewnie nie zostałyby użyte – przyznaje Jarząbek.
Myśleli, że to więzienie
Większość prac budowlanych wykonywały zagraniczne firmy. Zza granicy sprowadzano też część materiałów. Lokalna prasa zachwycała się tym, że dzięki zastosowanym rozwiązaniom "budynek oddycha".
- Wszystko było dla nas nowością. Byliśmy wtedy zaściankiem budowlanym, a tu spotkaliśmy się z nowoczesną technologią. Dla nas to było coś niesamowitego – podkreśla architekt.
To, co dla projektantów było zaskakujące, dziwiło też mieszkańców Wrocławia. Matkowski wspomina jak pewnego dnia stał obok placu budowy i słyszał jak przechodzący obok ludzie dziwili się gołym betonowym ścianom z dziurami. – Przystanęli i zaczęli się głośno zastanawiać czy to będzie jakieś więzienie, czy coś zupełnie innego – śmieje się mężczyzna.
"Europa na Świdnickiej"
Budynek został postawiony w 114 dni. Później nastąpiło kilka miesięcy przerwy na ustalenie jak należy go wykończyć i kto ma się tym zająć. Po ponad rocznej budowie Solpol był gotowy. Na spragnionych zakupów wrocławian czekały windy, klimatyzacja i schody ruchome, które prowadziły tylko w górę budynku. – Na dół trzeba było schodzić pieszo. Gdybyśmy chcieli wsadzić tam więcej schodów ruchomych, nie zostałoby za wiele miejsca na handel – twierdzi Jarząbek.
Dzień przed oficjalnym otwarciem sklepu gazety pisały o nadchodzącej wielkimi krokami "Europie na Świdnickiej". W poniedziałek 6 grudnia 1993 roku, o godzinie 13.50, otwarto drzwi Solpolu. Wcześniej niż planowano, bo ciekawski tłum nie mógł doczekać się zakupowego szału, a obsługa budynku bała się o wytrzymałość drzwi.
Od rana na ul. Świdnickiej ustawiła bowiem się kolejka zniecierpliwionych wrocławian. Jak relacjonowała "Gazeta Wyborcza", handlowcy byli jednak rozczarowani, bo większość klientów przyszła nie na zakupy, a "tylko obejrzeć wnętrze sklepu".
Proboszczowi się nie spodobał
Siedziba domu towarowego dzieliła mieszkańców miasta. Dla niektórych był dziwadłem i "szkaradztwem", dla proboszcza z sąsiadującej z Solpolem parafii był "pomalowanym w odpustowe kolory bunkrem", a dla innych kolorowym pawiem.
– Wtedy Rynek nie wyglądał tak jak dziś. Wokół było szaro, buro i ponuro, a Solpol wniósł kolor. Był całkowitą nowością – wspomina Michał, wówczas 10-letni chłopiec, który niecodziennym budynkiem był zachwycony. Z kolei 9-letni wtedy Daniel pamięta dyskusje w szkole i krytykę wyrażaną w rozmowach dorosłych. – Zastanawiano się czy tak kolorowy budynek, który wygląda jak papuga, może stać w historycznym centrum miasta – opowiada dziś dorosły mieszkaniec Wrocławia.
We Wrocławiu nie było wtedy centrów handlowych, a zakupy w tym miejscu były ich namiastką. Co więcej, znajdowały się tu sklepy, których nie było w innych punktach miasta. - Najlepsze wkłady do piór mieli właśnie tutaj – przypomina Daniel.
Raz, dwa, trzy …
Przez 22 lata budynek wrósł w krajobraz miasta. Większość mieszkańców przyzwyczaiła się do niego, ale dla tych, którzy widzą go pierwszy raz, wciąż może być szokiem. – Gdy go zobaczyłem poraził mnie swoją topornością. Dla mnie to makabryła. Rozumiem, że po upadku komuny Polacy oczekiwali czegoś nadzwyczajnego i pewnie Solpol miał być awangardowym, niespotykanym budynkiem, ale architekt przesadził – mówi zniesmaczony Piotr, który pierwszą styczność z nielubianym przez siebie budynkiem miał pod koniec XX wieku.
To mniej więcej wtedy powstał Solpol II, który stanął niemal naprzeciwko swojego "starszego brata". Projektem zajął się Jarząbek. Pierwotnie planowano połączyć dwa budynki nadziemną kładką. – Solpol II miał być dopełnieniem tego pierwszego i stąd taki pomysł. Kładka miała mieć charakter mostu zwodzonego. Zresztą była historycznie uzasadniona, bo kiedyś na Świdnickiej dwa budynki były już w ten sposób połączone – przypomina Jarząbek.
Na taką realizację nie zgodziła się jednak - powołana na wniosek architekta miejskiego - rada techniczna.
Wrocław mógł mieć także trzeci budynek z tej samej serii. Studio architektoniczne Jarząbka opracowało projekt kolejnego Solpolu, który miał powstać na działce obok pierwowzoru. Ostatecznie do budowy jednak nie doszło.
"Trzeba mieszać"
Co na głosy krytyki mówi projektant? – W dziedzinie sztuki nowatorstwo zawsze jest potępiane. Później historia weryfikuje to w różny sposób. Chciałem zaprojektować coś, czego tu jeszcze nie było, coś wyjątkowego i chyba się udało – twierdzi Jarząbek.
I dodaje, że dla niego w architekturze najważniejsze jest mieszanie różnych wątków. – Nie lubię klasyfikacji. Dziś style nie obowiązują. Trzeba z tego korzystać i mieszać wątki, bo to daje najlepszy efekty – wyjaśnia swoją filozofię autor Solpolu.
Jak by tego efektu nie oceniać, okazał się nietrwały. Po kilku latach świetności dom towarowy podupadł. Nie zniósł konkurencji wielkometrażowych centrów handlowych, a ruchome schody ze sklepu przy ul. Świdnickiej przestały być wyjątkowe. Nie pomogło mu nawet reality show realizowane w jego podziemiach i publiczne wyznanie Dody, że jest świeżo po seksie w tutejszej toalecie.
Od kilku lat mówi się o tym, że legendarny obiekt będzie wyburzony. W jego miejscu miałby stanąć budynek, który łączyłby funkcje hotelową, biurową i butikową.
- Nie ma pośpiechu. Czekamy na rozwiązanie spraw właścicielskich budynku, który stoi obok, od strony ul. Kazimierza Wielkiego. Wtedy będziemy wiedzieć czy uda nam się stworzyć podziemny parking pod dwoma działkami – informuje mecenas Józef Birka, prawa ręka Zygmunta Solorza-Żaka, właściciela obiektu.
Jeden z 25 wybitnych
Na razie Solpol wciąż stoi. Widać już po nim oznaki upływającego czasu. Ale czas zadziałał też na jego korzyść - doczekał się uznania. Niedawno w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie można było oglądać wystawę polskiej architektury współczesnej, zorganizowaną przez miesięcznik "Architektura-Murator". Prezentowano tam makiety 25 obiektów, które powstały po 1989 roku i zostały uznane za wybitne. Obok Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie i PGE Areny w Gdańsku stanęła makieta wrocławskiego domu towarowego. "Ten pełen ironii i zabawy formą budynek nawiązuje zarówno do gotyckiego kościoła św. Doroty, jak i neobarokowego hotelu Monopol"- opisali budynek architekci.
Broni go też Filip Springer, reporter i fotograf. Jego zdaniem Solpolu nie należy oceniać w kategoriach estetycznych, bo to że komuś się on nie podoba, nie jest argumentem za likwidacją obiektu. - Jest pomnikiem swoich czasów i pewnego okresu historii. Czasu entuzjastycznej transformacji prowadzonej przez bardzo bogatych ludzi. Jest cenny, bo nie ma zbyt wielu takich budynków - twierdzi Springer.
I dodaje, że budynek jest dla stolicy Dolnego Śląska tym czym dla Warszawy Pałac Kultury i Nauki, który też ciągle budzi skrajne emocje. I choć reprezentuje inną epokę, też ciągle powraca pomysł, by go wyburzyć.
Autor: Tamara Barriga /r / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Wratislaviae Amici