W środę około godziny 11 częściowo zawalił się budynek wielorodzinny w miejscowości Rząśnik pod Złotoryją (woj. dolnośląskie). Strażacy przekazują, że do zdarzenia doszło, kiedy dwóch pracowników przebywało w wykopie przy remontowanym budynku. Obaj zginęli przysypani gruzem. - Pierwszą osobę znaleźliśmy około godziny 14. Do drugiej dotarliśmy dwie godziny później. Niestety, w obu przypadkach lekarz stwierdził zgon - przekazał starszy kapitan Marcin Grubczyński ze złotoryjskiej komendy straży pożarnej.
W miejscowości Rząśnik pod Złotoryją (woj. dolnośląskie) zawalił się budynek wielorodzinny. Od początku akcji ratunkowej strażacy mówili o dwóch osobach poszukiwanych - dwóch mężczyznach pracujących w wykopie obok domu, którzy zostali przysypani. Na miejsce wypadku oprócz kilkudziesięciu strażaków pracowali funkcjonariusze dwóch specjalistycznych grupy poszukiwawczych: z Lubina i Wałbrzycha. W gotowości byli też między innymi ratownicy z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, którzy przylecieli z Wrocławia.
Rząśnik. Dwie ofiary katastrofy budowlanej
Strażacy podkreślali, że akcja była skomplikowana. - Musieliśmy w pierwszej kolejności działać w taki sposób, żeby funkcjonariuszom nic nie zagrażało. Musieliśmy między innymi zabezpieczyć za pomocą ciężkiego sprzętu dach, który wisiał nad miejscem zdarzenia - opowiadał o akcji starszy kapitan Marcin Grubczyński ze złotoryjskiej komendy straży pożarnej. - Ofiary tego zdarzenia zostały przysypane. Dotarcie do nich wymagało ciężkiej pracy kilkudziesięciu strażaków - dodał strażak.
Około godziny 14.00 strażakom udało się dotrzeć do pierwszej ofiary katastrofy. - Staraliśmy się do niego jak najszybciej dotrzeć. Niestety, kiedy się to udało, lekarz mógł stwierdzić jedynie zgon - przekazał kpt. Grubczyński.
Informację o znalezieniu drugiej osoby i jej śmierci strażacy przekazali przed godziną 17.
- Została namierzona niedaleko miejsca, gdzie stała ściana szczytowa budynku. Niestety, również ta osoba zginęła na miejscu - powiedział kpt. Grubczyński.
Budynek wyłączony z użytkowania
Niedługo po zdarzeniu w Rząśniku pojawili się też przedstawiciele Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. Jak przekazał około godziny 14 st. kpt. Dąbrowa ze straży pożarnej, według ich wstępnej oceny, druga część budynku, w której mieszkały dwie osoby dorosłe i czwórka dzieci, najprawdopodobniej będzie nadawać się do użytku. Późniejsze informacje były jednak już mniej optymistyczne.
- Decyzją inspektorów nadzoru budowlanego gmach został wyłączony z użytkowania. Sześcioosobowa rodzina, która mieszkała w budynku obecnie przebywa u krewnych - raportuje Tomasz Mildyn, nasz reporter obecny na miejscu tragedii.
Uniknąć chaosu
O tym, jak wyglądały działania straży pożarnej na miejscu tragedii, opowiadał na antenie TVN24 Przemysław Rembielak z poznańskiej grupy poszukiwawczo-ratowniczej. Podkreślał, że w pierwszej kolejności strażacy muszą zadbać o to, że nie było tak zwanych zagrożeń wtórnych.
- Nad strażakami w Rząśniku wisi dach. Nie wolno dopuścić do tego, żeby runął na ludzi niosących pomoc. W ramach zabezpieczania miejsca zdarzenia należy też między innymi odciąć prąd, żeby nie doszło do porażenia funkcjonariuszy - przekazywał ekspert.
Zaznaczył, że na miejscu akcji ratowniczej musi panować spokój i względna cisza. - Osoby poszkodowane muszą być słyszalne, jeżeli są w stanie wydać z siebie jakiś dźwięk. Czas jest kluczowy dla skuteczności akcji - podkreślił Rembielak.
Co jednak w sytuacji, kiedy poszkodowani są nieprzytomni? Rozmówca TVN24 podkreślił, że w takiej sytuacji kluczowa jest praca psów.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24