Najpierw walczyli o to, by pociągi na trasie Lubin-Legnica-Wrocław zatrzymywały się na stacjach w ich miejscowościach, a teraz stanęli za to przed sądem. W Lubinie dziś rozpoczął się proces 21 osób obwinionych między innymi o blokowanie torowiska. Wnioski do sądu skierowała policja. - To jest śmieszne. W ogóle nie czuję się winny - mówi jeden z obwinionych.
Pociągi na trasie Lubin-Legnica-Wrocław początkowo miały nie zatrzymywać się na czterech wyremontowanych stacjach kolejowych w niewielkich miejscowościach.
Przewoźnik, Koleje Dolnośląskie, uzasadniał, że pociągi nie zatrzymują się na wszystkich stacjach na trasie, bo testowane było wprowadzenie kolei przyspieszonej. A postoje w Chróstniku, Gorzelinie, Raszówce i Rzeszotarach wydłużyłyby czas podróży o 10 minut. Taka argumentacja kolejarzy nie spodobała się jednak mieszkańcom tych miejscowości.
Chcieli pociągów, podpadli policji
Na początku czerwca zebrali się na torach w Raszówce, by sprzeciwić się decyzji o omijaniu ich miejscowości. Zgromadzenie uniemożliwiło przejazd pociągu, którym podróżowali lokalni politycy i przedstawiciele Kolei Dolnośląskich. - Tylko Wrocław jest ważny? Legnica i Lubin? A motłoch z wioski jest nieważny? - denerwował się jeden z mieszkańców. A inna z protestujących mówiła: - Chcemy tylko, żeby nasze dzieci mogły dojeżdżać do szkół. Jest jeden bus, który jedzie, kiedy chce, jak chce i gdzie chce. Dojazdu tutaj naprawdę nie ma. Potrzebujemy, żeby pociągi się zatrzymywały, bo to nie jest Trzeci Świat.
W trakcie protestu doszło do przepychanek między mieszkańcami a policjantami, którzy pojawili się na miejscu.
- Funkcjonariusze interweniowali w związku z zablokowaniem przejazdu kolejowego. Mieszkańcy zostali wezwani do zachowania zgodnego z prawem - relacjonował Krzysztof Zaporowski, rzecznik dolnośląskiej policji. Część osób opuściła przejazd, ale dziewięć z nich nie zastosowało się do policyjnych poleceń. Zostali więc przez mundurowych wylegitymowani. Wnioski o ukaranie ich, a także 12 innych osób, policja skierowała do sądu.
21 obwinionych
5 grudnia przed Sądem Rejonowym w Lubinie stanęło 21 osób obwinionych o blokowanie torowiska i nieopuszczenie zbiorowiska publicznego pomimo wezwań policji.
Za popełnione wykroczenia grożą im nagany i grzywny. Dlaczego policja zdecydowała się na skierowanie wniosków do sądu? - Te osoby nie przyznawały się do popełnienia wykroczenia, odmawiały też składania wyjaśnień - wyjaśnia Sylwia Serafin z policji w Lubinie.
"Postąpiłbym tak samo"
Osoby, z którymi rozmawiał reporter TVN24, winne się nie czują. - Nic nie zrobiłem. To było po to, żeby pociągi stawały. Państwo wydało tyle pieniędzy i jak to, miały nie stawać pociągi? - zastanawiał się jeden z obwinionych mężczyzn. A drugi dodawał: - Szczerze mówiąc, to jest śmieszne. W ogóle nie czuję się winny, a gdyby taka akcja miała być drugi raz, to tak samo bym postąpił.
21 osób przed sądem reprezentuje jeden obrońca. - Ci państwo walczyli o swoje prawa. Mają prawo do wyrażenia swoich poglądów i to zrobili w tym dniu - komentował adwokat Łukasz Mika. Jego zdaniem to, co się stało, to "błąd komunikacyjny między zarządem Kolei Dolnośląskich a mieszkańcami Raszówki". Czego będzie się domagał przed sądem? - Ta sprawa powinna zakończyć się umorzeniem - podkreślił Mika.
Mieszkańcy postawili na swoim
I choć sprawa trafiła na wokandę, to mieszkańcy szybko osiągnęli to, czego się domagali. Już kilkadziesiąt godzin później przygotowano rozkład uwzględniający zatrzymania się pociągów na stacjach w czterech niewielkich miejscowościach. Z 12 par pociągów, które przejeżdżają przez Chróstnik, Gorzelin, Raszówkę i Rzeszotary, zatrzymuje się tam 10.
Proces toczy się przed Sądem Rejonowym w Lubinie:
Autor: tam/gp/kwoj / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24