W środku lasu na Dolnym Śląsku mieszka człowiek, który od ponad 20 lat walczy o przywrócenie przyrodzie najrzadszego polskiego motyla - niepylaka apollo. Gatunek ten praktycznie wyginął. A życiową misją Jerzego Budzika stało się ocalenie zagrożonego owada. – Motyl wymiera na naszych oczach i to człowiek się do tego przyczynił – podkreśla.
Niepylak apollo to jeden z największych polskich motyli dziennych, rozpiętość jego skrzydeł sięga 8 centymetrów. Jeszcze 100 lat temu występował na obszarze niemal całej Polski. Szybko jednak wymierał. - Na początku lat 90. jego populację w naszym kraju oszacowano na mniej niż 30 osobników. Na Dolnym Śląsku został wytępiony przez ludzi, którzy praktycznie na masową skalę wyłapywali go w celach kolekcjonerskich oraz wypierali z jego naturalnych siedlisk – opowiada Jerzy Budzik, hodowca rzadkiego motyla. Mężczyzna kilka lat temu wraz z naukowcami z Uniwersytetu Wrocławskiego opracował projekt czynnej ochrony niepylaka apollo.
"Los motyla dosłownie spędza mi sen z powiek"
Teraz sam pracuje nad wdrożeniem w życie założeń projektu. Hodowca sadzi specjalne rośliny, sam dokarmia motyle, oraz je rozmnaża. Budzik wybudował specjalne woliery z siatki, w których mieszkają owady. Wewnątrz woliery rozmieszczone są specjalne pojemniki, w których znajdują się samice motyla, składające jaja. Na początku lipca było ich około 50.
- To dzięki temu motyl nie złoży jaj w trawie, a my będziemy mieć je pod kontrolą. Ich jaja są bardzo duże, mogą mierzyć nawet 1,5 milimetra. Teraz możemy je wszystkie liczyć i ważyć – wyjaśnia.
Ta praca wymaga wielu poświęceń i jest czasochłonna. Budzik zbiera nawet motyle z ziemi, gdy te na niej usiądą. Wszystko po to, by nie zjadły ich np. żaby. - To jest walka samego ze sobą. Trzeba nie dojeść, nie dospać, żeby mieć te motyle na uwadze w dzień i w nocy. Jego los dosłownie spędza mi sen z powiek – śmieje się.
"Bardzo wybredny w menu"
Kluczowym problemem w przywróceniu niepylaka przyrodzie jest jego pożywienie. Człowiek skutecznie pozbawił go miejsc żerowania, co prawie przyczyniło się do całkowitego wymarcia gatunku na terenie Polski. - Gąsienice motyla są bardzo wybredne jeśli chodzi o menu. Są monofagami to znaczy, że żywią się tylko jedną rośliną. W ich przypadku jest to rozchodnik wielki. Bez zasadzenia tej rośliny na planowanych siedliskach motyla, nie da się go uratować – podkreśla Budzik.
Sadzą dla motyli
W akcję ratowania niepylaka włączyli się przyrodnicy z Karkonoskiego Parku Narodowego. Teraz trwa przygotowywanie gruntu pod wypuszczenie podopiecznych pana Jerzego.
W miejscu historycznego stanowiska występowania motyla m.in. w rejonie Chojnika zaczęto nasadzać roślinę żywicielską rozchodnika wielkiego.
- W naszym banku roślin w Jagniątkowie mamy ich ponad 30 tysięcy. Wszystkie powoli nasadzamy. Jest to jednak proces długotrwały i jeszcze trochę zajmie nim będziemy mogli wypuścić motyle – mówi Dariusz Kuś, główny specjalista do spraw ochrony przyrody Karkonoskiego Parku Narodowego.
Wojna światów
Budzik pytany o to dlaczego zdecydował się poświęcić wiele lat życia na ratowanie wymierającego gatunku owada, odpowiada, że jest to jego życiową misją. - Niepylak wyginął przy udziale człowieka. To prawdziwa wojna światów. Często słyszę, że przyroda poradzi sobie sama, ale to my także jesteśmy jej częścią. Ten gatunek sobie teraz bez nas nie poradzi – zaznacza hodowca.
Niepylak apollo jest wpisany na światową listę ochrony, tzw. Konwencji Waszyngtońskiej CITES, która zabrania połowu, zabijania i preparowania zwierząt, ale także ich przewozu przez granice i handlu.
Pan Jerzy hoduje motyle w okolicy Sycowa:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: Piotr Piotrowski / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | D. Rudnicki