Wyruszyli w ekstremalną podróż, chcą pobić rekord świata. "Bardziej na południe się nie da"

W ekspedycji bierze udział 11 osób
W ekspedycji bierze udział 11 osób
Źródło: arch. prywatne/kpoł
Polski jacht jako pierwsza na świecie jednostka żeglowa może wpłynąć do Zatoki Wielorybów u wybrzeży Antarktydy. 11 osób rozpoczęło właśnie walkę z lodem i mrozem. Wcześniej długo przygotowywali się do tej historycznej chwili. - Nie chcemy niczego pozostawić przypadkowi - wyjaśniał kapitan.

- To jedno z absolutnie ostatnich wielkich wyzwań, dużych rzeczy do zrobienia w żeglarstwie. My chcemy się z tym wyzwaniem zmierzyć - powiedział tuż przed odpływem Piotr Kuźniar, kapitan Selma Expeditions. Jego jacht ruszył z Tasmanii na południe w nocy z środy na czwartek czasu polskiego.

Cel: Zatoka Wielorybów

Wraz z 10-osobową załogą chce pobić rekord świata i dotrzeć tam, gdzie jeszcze nigdy nie udało się dopłynąć jednostce żaglowej. Cel: Zatoka Wielorybów na Morzu Rossa. Jest to część Oceanu Południowego u wybrzeży Antarktydy Zachodniej. - Bardziej na południe już się nie da - wyjaśnia Kuźniar.

"Dla nas coś więcej niż Mont Everest"

Do samego Morza Rossy w historii dotarły tylko cztery jachty. Żaden z nich nie dotarł jednak do Zatoki Wielorybów. - Jest odcięte od oceanu pasem lodu, przez który trudno się przedostać - deklaruje Kuźniar.

Tłumaczy, że Morze Rossa jest wymagającym przeciwnikiem. - To biegun południowy dla żeglarzy, to coś więcej niż Mont Everest. Niezwykle sztormowe, trudne, odcięte pasem lodu trudnym do sforsowania. - mówi.

"Zaatakujemy lód"

Jak wyglądać będzie rozpoczęta właśnie ekspedycja? W liczbach: jeden jacht, sto dni, 11 osób i 6 tysięcy mil. W praktyce będzie to jednak o wiele bardziej złożona wyprawa. - Najpierw będziemy żeglować 2 tysiące mil przez Ocean Południowy, później dotrzemy do kier, które będą nas dzielić od Morza Rossa. Będziemy szukać przejścia, czekać na odpowiedni moment, zmagać się z lodem. Zaatakujemy go i przez kilkaset mil będziemy płynąć wśród kier. Później kolejny etap: nawet 900 mil, by dopłynąć do Zatoki Wielorybów - opisuje kolejne kroki.

Wszystko odbyć się musi w ekspresowym tempie, ponieważ na początku marca w tamtych okolicach zaczyna się zima. - Wtedy morze zamarza błyskawicznie - wyjaśnia.

Droga powrotna może się dla nich okazać zatem jeszcze większym wyzwaniem.

Intensywne przygotowania przed wypłynięciem

Aby nic nie zaskoczyło ich podczas żeglugi, przygotowywali się do niej bardzo długo. - Sprawdzaliśmy różne sytuacje awaryjne, żeby nie obawiać się, że sobie z czymś nie poradzimy. Mieliśmy ćwiczenia w porcie w specjalnym kombinezonach i sprawdziliśmy sprzęt - opowiadał Krzysztof Jasica, uczestnik wyprawy. CZYTAJ WIĘCEJ O PRZYGOTOWANIACH

Na dzień przed wypływem pakowali ostatnie pudła z żywnością i rzeczami. - Zabieramy 40 bochenków chleba, ale dla jedenastu osób to nie starczy nawet na dwa tygodnie. Potem sami będziemy piekli na pokładzie - zapewniał Jasica.

-To olbrzymie zadanie logistyczne dla nas wszystkich. Nie chcemy niczego pozostawić przypadkowi - przyznał Kuźniar przed wypływem.

Zobacz zdjęcia z przygotowań i wyprawy:

Polacy chcą dotrzeć tam, gdzie nie pojawił się żaden załogowy jacht. Kierunek: Zatoka Wielorybów

Autor: mir / Źródło: TVN24 Wrocław

Czytaj także: