Wojskowa komisja, która bada przyczyny wrześniowego wypadku na poligonie w Świętoszowie (woj. dolnośląskie) ma gotowe wstępne hipotezy. Co zawiniło? - Mógł to być błąd ludzki, albo problem techniczny z amunicją, która już została czasowo wycofana z eksploatacji - mówią przedstawiciela wojska. W wyniku odniesionych w pożarze czołgu ran zmarł 23-letni żołnierz.
Do wypadku doszło w połowie września. Przedstawiciele wojska lakonicznie informowali o "nieszczęśliwym zdarzeniu z udziałem czołgu". Później okazało się, że podczas ćwiczeń ogniowych zapalił się Leopard 2A4. Ranni zostali czterej żołnierze. Kilkanaście dni po pożarze, w wyniku odniesionych obrażeń, zmarł szeregowy Michał Pawlicha.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Garnizonowa we Wrocławiu. To jak doszło do wypadku wyjaśnia też specjalna komisja. Wnioski w tej sprawie mają być przedstawione do końca października.
- Mamy już gotowe wstępne hipotezy. Główne z nich to błąd ludzki albo problem techniczny z amunicją - mówi ppłk Artur Goławski, rzecznik Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. I dodaje, że do czasu wyjaśnienia sprawy amunicja, z której feralnego dnia korzystali żołnierze "została wycofana z eksploatacji".
Wiadomo, że podczas wypadku w czołgu była ćwiczebna amunicja, która została wyprodukowana w Polsce. Generalny dowódca sił zbrojnych gen. broni Mirosław Różański podkreślił, że wojsko szkoli się dalej, a amunicja tego samego producenta z innych partii produkcyjnych, która jest dostępna i ma wszystkie atesty, będzie używana na poligonach. - Ta amunicja została dodatkowo sprawdzona przed użyciem - powiedział generał.
"Od zakładu do czołgu jest długa droga"
Do wypadku doszło na poligonie w Świętoszowie:
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław/PAP
Źródło zdjęcia głównego: Hiuppo/CC BY 3.0