Relacje jego klientów są zgodne: przyjmował pieniądze na poczet spraw, które miał prowadzić, a potem kontakt się z nim urywał. Znany wrocławski adwokat miał podejmować się nowych zadań, choć sąd dyscyplinarny zawiesił go w czynnościach służbowych.
- Poszłam do adwokata Artura Ł., bo chciałam założyć sprawę o alimenty. Za usługi, które miał wykonać, wziął ode mnie 3600 zł - zaczyna swoją historię Agnieszka Montesano, samotna matka.
Wybrała akurat tego prawnika, bo był znany we Wrocławiu. Jak relacjonuje kobieta, mecenas honorarium na poczet sprawy pobrał, ale do rozprawy nie doszło. Najpierw zapewniał, że sprawa jest w toku. Później przez rok nie odbierał telefonów bądź odpisywał, że nie może rozmawiać.
"Nie odbieram, bo mam problemy ze zdrowiem"
Jak opisuje Montesano, po roku udało jej się spotkać prawnika, ale nie w jego kancelarii, a... w gabinecie stomatologicznym. To tam miał przyjmować swoich klientów.
Adwokat nie przypomniał sobie sprawy, za którą pobrał honorarium. Nie czuł się również zobowiązany, aby wytłumaczyć, dlaczego po roku od pierwszej rozmowy nie udało mu się sprawy załatwić.
- Ja nie unikam z panią kontaktu, ja mam problemy zdrowotne - tłumaczył się przed klientką.
"Nie ma prawa wykonywania zawodu"
Okazało się, że Artur Ł. jest zawieszony w prawach do wykonywania zawodu. - Wobec tego pana skarg jest kilka. Postępowanie dyscyplinarne jest w toku - przyznaje dr Jacek Kruk z Okręgowej Rady Adwokackiej we Wrocławiu.
Oprócz tego, Wyższy Sąd Dyscyplinarny skazał Artura Ł. na karę półrocznego zawieszenia.
Jednak o tych problemach klienci adwokata dowiadywali się zwykle dopiero po wpłacie na konto. Jedna z klientek sprawę postanowiła zgłosić do prokuratury. Tam okazało się, że nie jest jedyną poszkodowaną.
- Prowadzimy postępowanie w sprawie niekorzystnego rozporządzania mieniem i przywłaszczenia mienia przez Artura Ł. - informuje Małgorzata Klaus z wrocławskiej prokuratury okręgowej.
"Brutalnie nas oszukał"
Poszkodowanym w tej sprawie ma być Piotr L. Miał przekazać swojemu adwokatowi 5 tys. zł, które ten obiecał przekazać sądowi jako nawiązkę dla jego klientów. Piotr L. o sprawie zdążył już zapomnieć, gdy przyszło pismo od komornika. O tym, że pieniądze nie trafiły do adresatów, dowiedział się bowiem po pięciu latach.
- Otrzymałem zawiadomienie o wszczęciu egzekucji. Okazało się, że Artur Ł. kwoty nie wpłacił - utrzymuje Piotr L.
I choć ma potwierdzenie, że pieniądze przekazał na konto mecenasa, teraz musi dowieść, że jest niewinny.
- Powinien nas reprezentować, a wykorzystał, że byliśmy w trudnej sytuacji. Byłam samotną matką, liczyłam na jego pomoc, a on brutalnie mnie oszukał - kończy rozgoryczona pani Agnieszka Montesano.
Autor: mir/b / Źródło: TTV Blisko ludzi
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Archiwum