Obraz z przełomu XVII/XVIII wieku został znaleziony w jednym z wrocławskich magazynów. Był zawinięty w dywan. I tylko cudem nie trafił na śmietnik. Po niemal roku pochodzenie obrazu jest wciąż nieznane. Jednak, jak przyznają naukowcy, pojawił się nowy trop. Dzieło może pochodzić z niewielkiego kościoła w Płóczkach Górnych (woj. dolnośląskie).
W listopadzie 2016 roku właściciel firmy przeprowadzkowej z Wrocławia odnalazł w swoim magazynie sporych rozmiarów rulon. Przypominał dywan. Gdy "dywan" został rozwinięty, pracownicy pana Pawła zobaczyli obraz. Na oko kilkusetletni. Malowidło przedstawia scenę ukrzyżowania Jezusa Chrystusa. Obraz został zabezpieczony przez specjalistów i przewieziony do Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Historię dzieła bada policja.
Swoje śledztwo prowadzą też konserwatorzy i historycy sztuki. Próbują odkryć, kto jest autorem obrazu, kiedy dokładnie powstał i gdzie pierwotnie był eksponowany. Wiadomo, że dzieło powstało na przełomie XVII i XVIII wieku. W jego dolnej partii znajduje się herb rodziny von Herberstein. Czytaj więcej na ten temat
"Widziałem, jak wisiał w tym kościele"
Wciąż nie wiadomo jednak, gdzie przed laty obraz był wystawiony. Choć tu pojawił się pewien trop. Wskazówkę naukowcom dał mieszkaniec Bolesławca, który po obejrzeniu materiału TVN24 o znalezisku zgłosił się do miejscowych policjantów.
- To były mieszkaniec Płóczek Górnych. Mężczyzna twierdzi, że obraz około 1956 roku znajdował się w tamtejszym kościele. Przekonuje, że go tam widział i doskonale zapamiętał - mówi dr hab. Andrzej Kozieł z Instytutu Historii Sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim. I dodaje: według mężczyzny pod koniec lat 50. XX wieku w kościele św. Bartłomieja rozpoczęto remont.
To właśnie wtedy obraz wraz z innymi miał być przewieziony do parafii w Lwówku Śląskim. Jednak prawdopodobnie, w przeciwieństwie do innych malowideł, nigdy tam nie dotarł. - Tego typu zniknięcia nazywamy rozsypującym się transportem. To sytuacja, gdy podczas przewozu dzieł sztuki jedno z nich "wypada" i się "gubi" - wyjaśnia Kozieł.
Mają trop, szukają dowodów
Czy obraz został skradziony? Czy było na niego zlecenie? Tego wciąż nie wiadomo. W niewielkim kościele w Płóczkach Górnych nie ma archiwaliów, które pozwoliłby na zweryfikowanie opowieści mężczyzny. Dlatego teraz naukowcy szukają czegoś, co mogłoby ją potwierdzić. - Mamy trop, ale na razie to za mało. Próbujemy znaleźć dowód, oprócz tej relacji, że obraz rzeczywiście tam był. Chodziliśmy po domach najstarszych mieszkańców miejscowości, by zapytać, czy pamiętają takie dzieło - przyznaje historyk sztuki. Ze spotkań z mieszkańcami na razie niewiele wynikło.
W poszukiwania zaangażowała się też szkoła podstawowa w Płóczkach Górnych. "(...) proszę mieszkańców Płóczek, by może spróbowali dotrzeć do seniorów i pozyskać jakieś informacje na ten temat, być może w rodzinnych fotografiach, na których uwieczniano uroczystości kościelne ten obraz będzie widoczny (to byłby najlepszy dowód)" - apeluje dyrektorka szkoły na Facebooku.
Na razie obraz przechowywany jest w muzeum
Część obrazów, które z powodu remontu z końca lat 50. trafiły do kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Lwówku Śląskim, wciąż tam są. - Znajdują się na emporze. Stoją oparte o ścianę - mówi Kozieł.
Odnaleziony w magazynie tajemniczy obraz przechowywany jest w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. Jeśli okazałoby się, że kiedyś rzeczywiście wisiał w świątyni w Płóczkach Górnych niewykluczone, że tam powróci. Najpierw jednak taka wersja musi zostać potwierdzona. Dlatego badacze proszą o kontakt wszystkich, którzy mogą mieć wiedzę na temat tego malowidła.
Według relacji mieszkańca Dolnego Śląska obraz miał wisieć w kościele w Płóczkach Górnych:
Autor: tam/gp/jb / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24