Do zdarzenia doszło na początku października. - Dostałem telefon od matki, żebym przyjechał pomóc ojcu. Mdlał, wymiotował. Pierwszy raz w życiu doszło do takiej sytuacji, więc zadzwoniłem na pogotowie. Dyspozytorka powiedziała, że nie mają w tym momencie wolnych karetek i nie przyjadą - powiedział Muzycznemu Radiu syn mieszkańca Jeleniej Góry.
Mężczyzna musiał wracać do pracy. Przy rodzicach zastąpiła go siostra, która przejęła też wzywanie pomocy. - Kazałem siostrze co chwilę dzwonić na pogotowie, żeby po prostu po ojca przyjechali. Ojciec non stop mdlał. Siostra dzwoniła, płakała i prosiła - relacjonuje syn mężczyzny.
Bezskuteczna reanimacja
Dyspozytorka pogotowia poprosiła o rozmowę z chorym. To wtedy miały paść słowa, by ten nie udawał i nie straszył rodziny. Miały, bo tego, że takie słowa padły, nie potwierdza dyrektor pogotowia ratunkowego w Legnicy. - Dyspozytorka powiedziała, żeby pacjent się położył i uspokoił. Poinformowała, że karetka przyjedzie w najbliższym możliwym czasie - relacjonuje Andrzej Hap, dyrektor pogotowia.
W sumie rozmów z dyspozytorką było pięć. W końcu w domu chorego pojawili się ratownicy medyczni. - Po godzinie przyjechała karetka bez lekarza - podkreśla syn mężczyzny.
Dyrektor pogotowia: - Karetka przyjechała, do żywego pacjenta, 50 minut po pierwszym telefonie. - Co działo się dalej? - Ratownicy rozpoczęli normalne czynności medyczne, które zawsze wykonują. W trakcie tych czynności doszło do zatrzymania pacjenta. Podjęto czynności reanimacyjne, wezwano dodatkowy zespół specjalistyczny. Kontynuowano reanimację, ale niestety z negatywnym skutkiem - opisuje Hap. Mężczyzna zmarł.
"Nie było żadnej wolnej karetki"
Hap podkreśla, że nie można mówić o opóźnieniu przyjazdu. Dlaczego? - Bo karetka nie przyjechała do pacjenta nieżywego. Można mówić o tym, że pacjent czekał więcej, niż powinien czekać standardowo - zaznacza dyrektor. Jednocześnie wyjaśnia, że nie stało się tak bez powodu.
- W najbliższym zasięgu nie było żadnej wolnej karetki. W tym czasie wszystkie zespoły tego rejonu były zajęte, realizowały inne zdarzenia. Natychmiast po zwolnieniu pierwszej karetki została ona przekierowana do pacjenta - wyjaśnia Hap. W mieszkaniu jeleniogórzanina ambulans ze Szklarskiej Poręby pojawił się, jak deklaruje dyrektor, po 13 minutach od zadysponowania.
Prokuratura sprawdza
Zawiadomienie w tej sprawie rodzina zmarłego złożyła do Prokuratury Rejonowej w Jeleniej Górze. Na ustalenia śledczych czekają też władze pogotowia.
- Wszczęto śledztwo w sprawie bezpośredniego narażenia na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia w związku z nieudzieleniem pomocy, co skutkowało zgonem mężczyzny - informuje Tomasz Czułowski z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze. W sprawie przeprowadzono już sekcję zwłok zmarłego. Jednak biegli uznali, że niezbędne jest przeprowadzenie dodatkowych badań. - Zabezpieczana jest dokumentacja i nagranie z dyspozytorni. Przesłuchano już część świadków, w tym rodzinę zmarłego - mówi prokurator.
Dyspozytornia w Legnicy obejmuje swoim zasięgiem teren byłego województwa legnickiego, powiat zgorzelecki, kamiennogórski, lwówecki, jeleniogórski, lubański i górowski. Do dyspozycji medyków i chorych jest ponad 40 karetek.
Sprawę badają śledczy z Jeleniej Góry:
Mapy dostarcza Targeo.pl
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław, Muzyczne Radio
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | A. Stefańczyk