Nie chce pokazać twarzy, bo boi się o własne bezpieczeństwo. Ale ze szczegółami opowiada o tym jak przez kilka lat nieświadomie sprzedawała - jej zdaniem - podrabiane drzwi przeciwpożarowe. - Nikt z nas, pracowników, nie wiedział, że to co robimy, to oszustwo - mówi Magda, była pracownica firmy. Właściciele odpierają zarzuty i twierdzą, że drzwi miały atesty, były przeciwpożarowe, a licencja nie była wymyślona.
Poznańska firma Polporta podpisała umowę z włoskim producentem drzwi Locher kilka lat temu. Wtedy zaczęli ściągać atestowane produkty i sprzedawać wykonawcom robót na terenie całego kraju. Włoskie drzwi przeciwpożarowe trafiły do dużych galerii handlowych, szpitali, osiedli mieszkaniowych, garaży. Wszędzie tam, gdzie zgodnie z prawem muszą znajdować się specjalistyczne drzwi, które w razie pożaru ochronią klientów, pacjentów czy mieszkańców.
- Pracowałam w tej poznańskiej firmie - mówi w rozmowie z dziennikarką TVN24 Magda. Nie chce pokazać twarzy, bo ukrywa się przed byłymi pracodawcami.
"Ludzie mogą być w niebezpieczeństwie"
Nam zdecydowała się opowiedzieć swoją historię. - Robię to po to, żeby ludzie wiedzieli, że mogą być w niebezpieczeństwie. Żeby sprawdzili, czy drzwi, które im dostarczyli moi byli pracodawcy, nie są podrobione. I czy w razie pożaru nie stworzą dla nich ogromnego zagrożenia - mówi.
- Ale zacznę od początku. Otóż rzeczywiście na samym początku drzwi, które dostarczaliśmy, były bez zarzutu. Ściągaliśmy je od włoskiego producenta, z którym mieliśmy podpisaną umowę - przypomina.
Drzwi powstawały we włoskiej fabryce, tam były testowane, potem odpowiednio znakowane tabliczkami znamionowymi, które dla każdych drzwi były unikalne. - Tabliczka jest potrzebna, bo producent za każdym razem może dzięki numerowi zidentyfikować, gdzie jego produkt został wstawiony - tłumaczy kobieta. Dopiero tak przygotowane produkty trafiały do Polski, do poznańskiej firmy Polporta. Ta sprzedawała je dalej.
Wszystko zmieniło się, zdaniem Magdy, na początku 2013 roku. Wtedy jej pracodawcy, zamiast ściągać drzwi z południa Europy, zaczęli je produkować sami. - Ale zapewniali nas, że dostali po prostu licencję. Że firma Locher o wszystkim wie, że są podpisane umowy. Nie mieliśmy więc powodów, żeby im nie wierzyć - mówi Magda.
Masowa produkcja podrabianych drzwi?
Jej firma zatrudniła pracowników, kupiła sprzęt i zaczęła masowo produkować drzwi.
Po roku "produkcji na licencji" kobieta jednak nabrała podejrzeń. - Bo przecież nie robili tym drzwiom testów. A wszystkie drzwi przeciwpożarowe, każdy konkretny model, muszą je przejść. To kosztowny, długotrwały proces. A u nas nikt tego nie robił. Tak mi się wydawało. Później jednak wyszło na jaw, że owszem, drzwi miały badania, ale ich nie przechodziły pozytywnie - mówi kobieta.
Bez pozytywnych wyników drzwiom nie można przybić tabliczek znamionowych, takich jakie przyjeżdżały na produktach z Włoch. - Nie mieli swoich certyfikatów, aprobaty technicznej. Zaczęli więc nabijać tabliczki Lochera. To, jak one wyglądają, wiedzieli doskonale, bo przecież niejedną taką w życiu widzieli. Skąd je brali? Każdy może takie blaszki zamówić, musi tylko wiedzieć, co na nich powinno być, żeby wyglądały jak prawdziwe - mówi.
Zdaniem kobiety to miało dać klientom wrażenie, że ich drzwi rzeczywiście pochodzą z Włoch. A co za tym idzie, że ich cena jest odpowiednia do jakości. - Tymczasem koszty produkcji drzwi bez atestów były dużo niższe. Różnicę w cenie właściciele brali do kieszeni - twierdzi Magda.
Kobieta, gdy nabrała podejrzeń, postanowiła sprawdzić, czy jej firma nie oszukuje ludzi. Najpierw wpisała numery z tabliczek znamionowych w bazę. Okazało się, że drzwi o takich numerach, owszem, istnieją. - Ale zostały wstawione trzy, cztery lata temu w Turcji czy Austrii - twierdzi Magda.
Włosi: te drzwi nie są nasze
Napisała do Włochów. - W odpowiedzi dostałam jasne stanowisko: nasza firma nie miała prawa produkować tych drzwi i znakować ich jako produktu firmy Locher - mówi.
- Klienci kontaktowali się z nami i mówili, że polska firma wyjaśniała, że miała naszą zgodę na produkcję drzwi. To nieprawda. Nigdy nie wydawaliśmy takiego pozwolenia, bo nie możemy tego zrobić. Pozwalaliśmy im jedynie na pomalowanie naszych drzwi, nie na ich wykonywanie - podkreślił Andreas Masoner, przedstawiciel firmy Locher.
O tym że drzwi kupione od poznańskiej firmy nie spełniają kryteriów wie już główny wykonawca Nowego Szpitala Wojewódzkiego we Wrocławiu. Właśnie do tego budynku zostało zakupionych 191 sztuk. Teraz wszystkie będą musiały zostać wymienione, a koszt wymiany to prawie milion złotych.
- Wszyscy mówią o Wrocławiu. Ale tamten problem to mały problem, bo to budynek jeszcze nie oddany do użytku, w którym nie ma ludzi. Tam nie ma więc zagrożenia. A co z tymi budowami w całej Polsce, gdzie na co dzień ktoś korzysta z podrobionych drzwi bez atestów? Budynków użyteczności publicznej, dużych osiedli mieszkaniowych? Przecież jeśli tam dojdzie do pożaru, a te drzwi nie spełnią swojej funkcji, to mieszkańcy, urzędnicy, klienci danych pomieszczeń mogą się żywcem ugotować - denerwuje się Magda.
Polporta pisze oświadczenie
Przedstawiciele firmy Polporta odpierają zarzuty. Nie chcą o sprawie rozmawiać osobiście, stanowisko prezentują jedynie w oficjalnym oświadczeniu. Można w nim przeczytać, że "nieprawdą jest, iż dostarczone i zamontowane przez naszą firmę drzwi w obiekcie Nowy Szpital we Wrocławiu nie były drzwiami przeciwpożarowymi".
Jak zapewniają, wykonali "szereg badań ogniowych". Te miały potwierdzić, że "drzwi spełniły kryteria w zakresie szczelności ogniowej i izolacyjności termicznej". Przekonują, że wyniki badań przesłali przedstawicielowi głównego wykonawcy szpitala.
Ten potwierdza, że wyniki otrzymał. - Przeprowadzono badania drzwi dostarczonych nam przez firmę z Poznania. Wnioski? Nie spełniają wszystkich stawianych tego typu drzwiom wymagań przeciwpożarowych - mówi Krzysztof Kozioł, rzecznik Budimeksu, głównego wykonawcy.
Ale i na to firma Polporta ma odpowiedź. Jak można przeczytać w oświadczeniu, niezaliczenie testów to wina nie poznańskiej spółki, ale właśnie głównego wykonawcy szpitala. "W ocenie Spółki nie można w sposób rzetelny i odpowiedzialny sprawdzać poprawności funkcjonowania drzwi podczas pożaru, przeprowadzając testy na drzwiach wykutych ze ścian po rocznym użytkowaniu, ponadto bez zapewnienia prawidłowego ich transportu, jak i magazynowania próbek do czasu montażu" - piszą.
Polporta odniosła się również do zarzutów, jakoby miała podrabiać drzwi Włochów. Przedstawiciele poznańskiej firmy twierdzą, że mieli licencję na produkcję. "Była ona możliwa na podstawie licencji udzielonej przez producenta – włoską firmę Locher. Nieprawdziwe są zarzuty, jakoby firma Locher nie wiedziała o produkcji przez Spółkę drzwi przeciwpożarowych na podstawie udzielonej licencji" twierdzą.
Sprawą zajęła się poznańska prokuratura. - Prowadzimy wstępne śledztwo. Ekspertyza biegłych będzie dla nas punktem wyjścia do dalszych działań i ewentualnego sprawdzenia innych budów w Polsce. Docierają do nas informacje, że tego rodzaju drzwi były montowane w innych miejscach kraju - wyjaśnia Paweł Barańczak z Prokuratury Rejonowej Poznań-Wilda. I dodaje, że decyzja wykonawcy o wymianie drzwi w Nowym Szpitalu Wojewódzkim we Wrocławiu dla prokuratury na razie nic nie oznacza.
Autor: bieru//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24