MOPS o rodzinie wygłodzonego dziecka: "Wzorowa". Lekarz: "Ono umierało"

Odmienne zdania na temat rodziny dziecka
Odmienne zdania na temat rodziny dziecka
Źródło: D.Wudniak | TVN 24 Wrocław

Lekarz ze szpitala w Nowej Rudzie, który przyjmował skrajnie wygłodzonego chłopczyka twierdzi, że dziecko było w stanie agonalnym. - Przez 40 lat swojej pracy nie widziałem takiego przypadku - twierdzi. Zdaniem sąsiadów, w mieszkaniu rodziny chłopca wielokrotnie interweniowała policja. Z kolei pomoc społeczna nie miała żadnych zastrzeżeń co do opieki nad dzieckiem. Dlaczego więc roczny chłopiec ważył zaledwie 5 kg? To już sprawdza prokuratura w Kłodzku.

Roczne niemowlę w ubiegłym tygodniu trafiło do szpitala w Nowej Rudzie (woj. dolnośląskie). Stamtąd zostało przewiezione do kliniki we Wrocławiu, a potem do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie.

- Ledwo je uratowaliśmy. Dziecko było w stanie agonalnym. Ono po prostu umierało - wyjaśnia Dariusz Zabłocki, ordynator oddziału dziecięcego noworudzkiego szpitala, który przyjmował chłopca. - Całą dobę walczyłem, aby utrzymać go przy życiu. 12-miesięczne dziecko ważyło tylko 5 kilogramów. W całej swojej karierze, przez prawie 40 lat pracy nie widziałem takiego przypadku. To było przerażające - dodaje.

"Przez ostatnie 2 tygodnie nie jadł"

Jak tłumaczy lekarz to, że dziecko nie umarło to prawie cud. Jego zdaniem było całkowicie wyniszczone.

- Chłopiec łapał ostatnie oddechy. Jego temperatura wynosiła 30 stopni Celsjusza. To wstrząsające. Podobne widoki widziałem tylko w albumach z Oświęcimia. Takich dzieci nie widzi się w XXI wieku - relacjonuje. - Zapytałem matkę kiedy ostatni raz jakiś lekarz widział to dziecko. Odpowiedziała, że po porodzie. Dodała, że przez ostatnie dwa tygodnie w ogóle nie jadł, tylko pił. Nie wiem jak ten pacjent w Europie Środkowej, człowiek, który ma pesel zginął z systemu. Gdzieś przecież powinna być jego karta szczepień, powinna doglądać go pielęgniarka środowiskowa. Przecież ta rodzina nie żyła na Marsie, ktoś powinien tego pilnować - denerwuje się.

"Dzwoniłem na policję"

O zaniedbaniach ze strony matki mówi także jej sąsiad. Według jego wersji nawet wizyty policji w domu rodziny nie pomagały.

- Rodzice lubią wypić, dlatego pewnie nie mają pieniędzy na wyżywienie. Nikt nic z tym nie zrobił, chociaż nie tylko ja dzwoniłem na policję. Rodzice zawsze się wykręcali jak już policja przyszła. Nawet jeśli trwała libacja to tłumaczyli, że dzieci są pod opieką sąsiadki – opowiada Dawid Wojdyła, sąsiad rodziny, której skrajnie wygłodzony, roczny syn trafił do wrocławskiego szpitala. CZYTAJ WIĘCEJ

Sąsiad o sytuacji rodzinnej w domu chłopca:

Sąsiad rodziny chłopczyka o sytuacji w domu

Sąsiad rodziny chłopczyka o sytuacji w domu

Nie było awantur i bicia

Mężczyzna przekonuje, że tym, co działo się w czterech ścianach, nie interesował się - ani Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, ani szkoła, do której chodzi rodzeństwo zagłodzonego malucha. – Obie te instytucje twierdziły, że rodzina jest wzorowa. Nigdy nie widziałem żeby przyszedł tu jakiś opiekun. Ta matka nie prosiła o pomoc. Mówiła, że sobie radzi – stwierdza mężczyzna.

I dodaje, że rodzina mieszka w strasznych warunkach, w jednym pokoju, bo innych nie chce się nikomu ogrzewać. – Nigdy nie słyszałem, żeby ojciec tam sprzątał czy coś remontował. Ale nie słyszałem też awantur czy żeby dziecko bili – stwierdza kategorycznie.

Nie płakało, bo nie miało sił?

Wojdyła wspomina, że nieraz dziecko leżało w wystawionym na dwór i pozbawionym opieki wózku. – To dziecko nawet nie płakało. Albo wiedziało, że nawet płacz nie skutkuje, że ono i tak nie dostanie jedzenia, albo po prostu nie miało siły – zastanawia się mężczyzna. Mimo, że mężczyzna sytuacją dzieci był już wcześniej zaniepokojony, a teraz dziecko trafiło do szpitala skrajnie wygłodzone, to sąsiad uważa, że nie ma sobie nic do zarzucenia. – Ja zrobiłem dużo dla tych dzieci, ale sam świata nie zbawię. Tym powinny zająć się służby, a oni umywają ręce. Twierdzą, że jeśli nie płacili im zasiłku, to nie musieli sprawdzać – uważa Wojdyła.

MOPS: "Dzieci zadbane"

Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Nowej Rudzie nie ma sobie jednak nic do zarzucenia.

- To nie jest rodzina patologiczna, a matka dziecko sama zawiozła do szpitala. Reszta jej rodzeństwa chodzi do szkoły, są zadbane. To wręcz wzorcowa rodzina, nie było z nią problemów - twierdzi Anna Frankowska, kierownik MOPS.

Według opiekunów, którzy rodzinę odwiedzali, w domu nie pojawiał się alkohol, a dzieci były prawidłowo odżywione.

Policja: "nie było zgłoszeń"

Również policjanci nie pamiętają żadnych interwencji w tamtym mieszkaniu. Mimo że sąsiad zarzeka się, iż nie raz alarmował funkcjonariuszy o libacjach.

- Nie mieliśmy nigdy żadnych zgłoszeń dotyczących tej rodzinie - ucina podinsp. Wioletta Martuszewska z policji w Kłodzku i odsyła do Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.

- Policjanci wielokrotnie dostawali niepokojące sygnały z tego mieszkania - twierdzi natomiast Ewa Ścierzyńska ze świdnickiej prokuratury.

Śledztwo w prokuraturze

Dlaczego roczne dziecko trafiło do noworudzkiego szpitala w tak złym stanie i skąd tak rozbieżne zdania na temat tej rodziny? Sprawą zajęła się już prokuratura w Kłodzku.

- 28 marca tamtejsi prokuratorzy dostali powiadomienie o dziecku, które miało nie przyjmować pokarmu. Prokuratura Rejonowa w Kłodzku wszczęła śledztwo w kierunku narażenia dziecka na utratę życia i zdrowia - wyjaśnia Ewa Ścierzyńska.

Teraz wygłodzone dziecko przebywa w krakowskim szpitalu na Prokocimie:

Mapy dostarcza Targeo.pl

Autor: tam, mir/b / Źródło: TVN24 Wrocław

Czytaj także: