29-letni Mateusz Rambacher w listopadzie zachorował na COVID-19. Choroba miała u niego błyskawiczny i ostry przebieg. Lekarze prawie nie dawali mu szans na przeżycie. Ratunkiem miał być przeszczep płuc. W ostatnim momencie pracę podjęły jego własne. Dziś mężczyzna wciąż boryka się ze skutkami zakażenia koronawirusem. A bliscy, by spędzić z nim Boże Narodzenie, czekali aż do majówki.
Mateusz Rambacher na COVID-19 zachorował w listopadzie. Najpierw trafił do szpitala w Wałbrzychu, a gdy jego stan się pogorszył, został przetransportowany do placówki w Dzierżoniowie, a później do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Pacjent był najpierw podłączony do respiratora, później - tuż przed Bożym Narodzeniem - zdecydowano się na zastosowanie wobec niego terapii ECMO. Wigilii pan Mateusz nie pamięta. Był w śpiączce. Miał też sepsę. - Sytuacja w sylwestra była krytyczna – wspominał anestezjolog Jakub Śmiechowicz z USK we Wrocławiu. Z pacjentem było tak źle, że rodzina dostała szansę na pożegnanie się z 29-latkiem. OGLĄDAJ TELEWIZJĘ NA ŻYWO W TVN24 GO >>>
"Przespał święta", więc Wigilię zorganizowali mu w majówkę
Lekarze orzekli, że życie mężczyzny uratuje przeszczep płuc. - Profesorowie mówili, że mam mniej niż jeden procent szans na przeżycie. Szansą miał być przeszczep. Znaleziono dawcę, moje rzeczy ponoć były już w karetce, ale płuca podjęły pracę - mówi dziś Rambacher. Ze szpitala wyszedł wiosną. A 1 maja rodzina zorganizowała dla niego wigilijną wieczerzę. Wszystko dlatego, że w grudniu - gdy większość Polski świętowała - oni czekali na to, aż poprawi się stan zdrowia mężczyzny. - Spałem w trakcie zwykłej Wigilii, przespałem święta. To było bardzo miłe, gdy powiedzieli, że święta beze mnie to nie święta - podkreśla 29-latek. I dodaje, że w majówkę w jego domu była nie tylko choinka, ale też prezenty, opłatek, bożonarodzeniowe potrawy i najbliżsi.
"Nie bójmy się małej igiełki, bójmy się wirusa"
Boże Narodzenie w maju było odmianą od trudów dnia codziennego. Mężczyzna wciąż nie może wrócić do aktywnego trybu życia, który prowadził wcześniej. Nie może też jeszcze powrócić do pracy. Po przejściu choroby COVID-19 stracił sprawność. Nie mógł ruszać rękami i nogami. Początkowo nie mógł też mówić. Teraz przechodzi rehabilitację. Wciąż ma niesprawną lewą nogę i skostnienie stawów biodrowych. Porusza się o kulach. - Jestem zadowolony, że mogę być w domu, a nie we własnej celi, czyli szpitalnej sali - podkreśla mężczyzna. I dodaje, że COVID-19 to nie żarty. - Byłem pewien, że mnie to aż tak mocno nie dotknie. Zawsze byłem w maseczce, zawsze dezynefkowałem ręce. Po wyjściu ze szpitala słyszałem już, że jestem opłacony i pewnie chowałem się przez te wszystkie tygodnie. CZYTAJ RAPORT TVN24.PL O KORONAWIRUSIE Na antenie TVN24 zaapelował też do wszystkich tych, którzy nie chcą się szczepić. - Gdybym mógł się zaszczepić, to na pewno bym to zrobił. Jeżeli chcemy iść do restauracji, do kina, a przede wszystkim jeśli chcemy żyć, to się zaszczepmy. Nie bójmy się małej igiełki, bójmy się wirusa, bo to on jest śmiertelny - mówi Rambacher.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Rambacher/ archiwum prywatne