Krzysztof Wielicki pozbawia złudzeń i mówi wprost, że nie ma już szans, by któryś z zaginionych himalaistów jeszcze żył. - Prawdopodobnie osłabiony wspinacz mógł popełnić jakiś błąd techniczny, mógł spaść kawałek, wpaść do szczeliny - ocenia Aleksander Lwow, który 25 lat temu wspinał się z Maciejem Berbeką na ten sam feralny szczyt - Broad Peak.
- Na ośmiotysięcznikach obowiązuje praca indywidualna - twierdzi Lwow. - Na takich wysokościach, w takim stanie fizycznym i psychicznym jakakolwiek pomoc partnerowi nie wchodzi w grę - ocenia polski himalaista.
"Nietrudno o drobny błąd"
- O popełnienie nawet drobnego błędu w takich warunkach nie jest trudno - ocenia himalaista. Nawet prosta czynność jak założenie sprzętu może z kilku sekund wydłużyć się do kilku minut.
- Jeśli widzimy szczyt i marzymy o nim latami, wydaje nam się, że nie ma problemu aby na niego wejść - mówi Lwow. Decyzję o ewentualnym powrocie podejmuje się tylko z powodu nadchodzącego zmroku lub pogarszającej się pogody. - Niektórzy himalaiści nie podejmują takiej decyzji. Wtedy wpadają w pułapkę która sprawia, że nie mogą zejść do bazy - ocenia.
Idą własnym tempem
Lwow tłumaczy też, że himalaiści podczas wspólnego zdobywania góry, nawet jeśli idą w parze, to nie wiążą się linami.
- Każdy idzie własnym tempem. Widok partnera niekiedy pomaga psychicznie, a niekiedy jest zupełnie obojętny. Znam takie sytuacje gdy idzie się swoim tempem. Dochodzi się do wierzchołka, potem schodzi i mija się swojego partnera, który dopiero na szczyt dochodzi. Idzie się dalej w dół nie oglądając na niego - mówi Lwow.
25 lat temu "każdy ruszył w swoją stronę"
- Generalnie, każdy w życiu walczy przede wszystkim o siebie. Najwyższe góry dają nam takie sytuacje, że nie ma alternatywy. Wymienia się tylko krótkie zdania, tak jak my wtedy 25 lat temu. Ja schodziłem w dół, bo robiło się późno i nadchodziła burza. Maciej powiedział, że spróbuje jeszcze kawałek. I poszliśmy. Każdy w swoją stronę. On w górę, a ja w dół - dodaje.
- 25 lat temu mieliśmy jeden radiotelefon. Kiedy Maciej poszedł w kierunku szczytu to przez kolejnych dwadzieścia kilka godzin czekałem. Byłem odcięty od świata, w dodatku w środku potwornej burzy. Nie wiedziałem czy wszedł, czy żyje, czy zginął. To sprawiło, że po dwudziestu kilku godzinach stwierdziłem, że zginął, ale on wtedy wrócił - wspomina Lwow.
- Historia gór zna wiele takich przypadków, gdzie alpiniści wchodzili na szczyt, tam tracili siły i nie mogli już ruszyć w dół - podsumowuje himalaista.
Zabrakło kilkanaście metrów
Aleksander Lwow i Maciej Berbeka w 1988 roku razem próbowali zdobyć szczyt Broad Peak. Lwow wycofał się przed przełęczą Broad Col na wysokości 7850 m. Berbeka zaszedł 185 metrów wyżej i wrócił do namiotu szturmowego mocno wyczerpany po biwaku w wichurze i całodniowym zejściu. Wówczas zabrakło mu 12 metrów do zdobycia szczytu.
We wtorek Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Tomasz Kowalski i Artur Małek stanęli na szczycie góry, ale na początku schodzenia zaczęły się problemy. We wtorek Berbeka i Kowalski zostali uznani za zaginionych. Artur Małek z Pakistańczykiem Karimem Hayyatem zszedł szczęśliwie z obozu czwartego z wysokości 7400 m do bazy (4900 m). Los Kowalskiego i Berbeki jest nadal nieznany.
Autor: balu/k / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Polski Himalaizm Zimowy | A.Bielecki