Do sądu trafił w końcu akt oskarżenia w sprawie Chinki, która miała porzucić dziecko w śmietniku. Zajęło to kilka tygodni dłużej, niż planowano, bo najpierw nie było tłumacza języka, a później biegli nie mogli zgrać swoich terminów.
Akt oskarżenia w sprawie Chinki, która według śledczych usiłowała zabić swoje nowo narodzone dziecko, trafił do legnickiego sądu.
Zimą kobieta zostawiła synka w śmietniku.
Tylko 15 tłumaczy
Śledztwo w tej sprawie przedłużało się, bo prokurator nie mógł odczytać kobiecie zarzutów.
Problemy pojawiły się, gdy okazało się, że kobieta co prawda legalnie przebywała na terenie Polski, ale nie zna języka. Śledczy musieli znaleźć przysięgłego tłumacza języka chińskiego. Tych w Polsce jest tylko 15.
Kobieta w oczekiwaniu na zarzuty pierwsze pięć miesięcy spędziła w areszcie. Później zastosowano wobec niej dozór policyjny.
- Śledczy wysłał do tłumaczy maila z prośbą o pomoc - informuje Liliana Łukasiewicz z prokuratury okręgowej w Legnicy.
Nie mogli się zgrać
Gdy wreszcie zgłosił się tłumacz przysięgły z Lublina, pojawiły się kolejne komplikacje. – Tłumacz mógł dojeżdżać do Legnicy tylko w piątki. Ten termin nie odpowiadał biegłemu psychologowi – klaruje Łukasiewicz.
Zsynchronizowanie kalendarzy znów opóźniło śledztwo. – Wszystko trwało kilka tygodni dłużej – przyznaje Łukasiewicz.
Biegły: miała problem z asymilacją
Biegły psycholog był potrzebny, aby stwierdzić, czy oskarżona była poczytalna. Opinie psychologa i psychiatry są zbieżne – kobieta miała problem z przystosowaniem się do życia w Polsce.
Ich zdaniem mogło mieć to wpływ na jej działanie. Jednocześnie uznali, że kobieta może stanąć przed sądem i odpowiedzieć za swój czyn. Z uwagi na ograniczoną poczytalność w chwili czynu sąd może zdecydować o nadzwyczajnym złagodzeniu kary. W takim przypadku zamiast dożywocia, kobiecie grozić będzie do 8 lat więzienia.
"Chciałam wrócić"
Kobieta do usiłowania zabójstwa się nie przyznała. Najpierw odmówiła składania zeznań w tej sprawie. Później kilkakrotnie zmieniała wersję. - Kobieta tłumaczyła, że nie chciała, aby dziecko umarło. Miała nadzieję, że ktoś chłopca zabierze. W późniejszych wyjaśnieniach podała, że zrobiła to tylko z przyczyn natury ekonomicznej i że kiedy zostawiała dziecko na śmietniku, myślała tylko o tym, że nie ma go jak wychować i że jest w Polsce sama - informuje Liliana Łukasiewicz z prokuratury w Legnicy.
Jak wyjaśnia Łukasiewicz, Chinka twierdzi również, że chciałaby odzyskać swoje dziecko. I dlatego nie chce się zrzec praw rodzicielskich. To komplikuje sytuację jej synka. Ten przebywa na razie w domu dziecka. Dopóki matka nie zmieni zdania, nie można rozpocząć procedury adopcyjnej.
- Prawami dziecka nie można zarządzać bez zgody matki, a nią do momentu odebrania władzy rodzicielskiej jest ta kobieta. Postępowanie przed sądem rodzinnym może być prowadzone równolegle do procesu karnego - wyjaśnia mecenas Krzysztof Budnik.
Bohater, który uratował chłopca
W lutym 2014 roku nowo narodzone dziecko zawinięte w prześcieradło znalazł Eugeniusz Korytko. Według śledczych tego dnia było nieco ponad 5 st. C. Chłopczyk leżał na śmietniku przy jednym z osiedli w Polkowicach (woj. dolnośląskie). - Ja zawsze zajrzę do każdego śmietnika. Słyszałem jakby płacz małego kota albo coś. Zajrzałem do środka. Był tam otwarty karton, a dziecko było owinięte w prześcieradło - relacjonował wtedy Korytko.
Zobacz materiał TTV o porzuconym noworodku:
Dziecko leżało w jednym ze śmietników w Polkowicach:
Autor: mir/r / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław