Niszczą ogrodzenia, łamią gałęzie i wyjadają co najlepsze z działkowych grządek. Najpierw był tylko odyniec i locha. Teraz pojawiły się młode. Zwierzęta za nic mają sobie przepędzających ich właścicieli, bo w ogródkach czują się wyjątkowo dobrze. Wrocławscy działkowcy od ponad miesiąca walczą z dzikami.
- Zaalarmowała nas sąsiadka. Była przestraszona. Podszedłem z widłami i próbowałem przegonić. Ale jak go zobaczyłem to się cofnąłem. On się w ogóle nie bał - relacjonuje Lucjan Odrozek, działkowiec z ogródków przy ul. Hallera we Wrocławiu, który kilka dni widział dzika. - Poprosiłem żonę, żeby podała mi telefon i nakręciłem film jak dzik plądruje działkę obok naszej - dodaje.
Obgryzione korzenie, zniszczone grządki
Podobnie jak pan Lucjan inni działkowcy wskazują miejsca, które zniszczyły zwierzęta. Grządki warzyw, owoce i kwiaty to ulubione pożywienie dzików. Jak twierdzą właściciele ogrodów, problem pojawił się ponad miesiąc temu. Gdy emeryci próbowali je przepędzić, dziki stały się agresywne i atakowały.
- Dlatego jak zobaczyłem dzika to krzyczałem do innych "uważajcie na niego" - wspomina pan Lucjan. - Według mnie ten okaz miał nawet 150-200 kg. Można się przestraszyć takiego zwierzaka - dodaje i zaznacza, że zwierzęta najczęściej żerują w nocy.
- W ciągu dnia śpią lub wylegują się na słońcu. Najpierw był jeden duży dzik. Ostatnio ktoś widział też młode. Nie dość, że dewastują działki to jeszcze niszczą ogrodzenia - wtrąca pani Zofia, która razem z mężem spędza czas na działce.
- Jakiś czas temu posadziłam astry. Obok rosły dwa krzaki paprotki. Dzik wyrył taką dużą dziurę, że kwiaty leżały obok. Na drugi dzień było to samo. Wyryta duża dziura i pełno śladów. Paprotka miała obgryzione korzenie - dodaje wskazując na zniszczoną roślinę.
Dzika nie złapali
Prezes ogródków działkowych twierdzi, że zgłaszała problem do Centrum Zarządzania Kryzysowego we Wrocławiu. Informowała też wydział ochrony środowiska, koło łowieckie, straż miejską i policję. Nikt jednak nie zareagował i kazał działkowcom problem rozwiązać samemu.
- Jesteśmy zarządcą terenu i dlatego nikt nie chciał nam pomóc. W CZK powiedzieli nam, że sami mamy złapać dzika i wynieść za teren działek. Wtedy nam pomogą - wyjaśnia Ewa Szajneman, prezes Rodzinnych Ogródków Działkowych Rezeda we Wrocławiu. Jak mówi działkowców samych nie stać na sfinansowanie odłowu, bo koszt złapania dzika to nawet od 3,5 do 7 tys. złotych.
Po licznych prośbach i apelach w końcu zapadła decyzja, że to miasto przeprowadzi akcję odłowu.
- Dostaliśmy zgłoszenie, że dziki stały się niebezpieczne, dlatego postanowiliśmy przeprowadzić akcję - wyjaśnia Julia Wach, rzecznik CZK we Wrocławiu.
W poniedziałek na ogródkach pojawili się policjanci z weterynarzem. Niestety po kilkugodzinnej akcji nie udało się złapać zwierzęcia.
"Nie będziemy karmić dzików"
- Sąsiadujemy z parkiem, dalej są pola orne. Dziki przychodzą od strony południowej, bo tu jest bardzo dużo pożywienia. Ale ja nie będę się zaprzyjaźniać z dzikiem, ani nikt z nas. Ich miejsce jest gdzie indziej. Nie po to uprawiami ogródki, żeby karmić dziki - denerwuje się Szajneman.
Akcja ponownego odłowu dzików ma być przeprowadzona w najbliższy weekend.
Autor: balu//ec / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Wrocław