Wszystkie ślady i dowody wskazują na to, że był to zimny profesjonalizm - mówi o bomberze z Wrocławia były antyterrorysta. Do wybuchu doszło w ubiegły czwartek na jednej z wrocławskich ulic, nieopodal Dworca Głównego.
Mężczyzna, który w autobusie komunikacji miejskiej pozostawił ładunek wybuchowy, jest wciąż poszukiwany przez policję. Do Wrocławia ściągnięto 400 dodatkowych funkcjonariuszy, także z Niemiec.
- Dla policji to kwestia czasu. Używają specjalistycznych sił i środków - zapewniał na antenie TVN24 Grzegorz Mikołajczyk, były antyterrorysta. I dodawał, że jego zdaniem śledczy na pewno dysponują już śladami mężczyzny pozostawionymi m.in. w autobusie. - Ta wiedza jest nieujawniana dla dobra śledztwa i tak powinno pozostać - uważa ekspert.
"Nie wiemy, czy było to zamierzone, czy wynikało z braku wiedzy"
Zdaniem Mikołajczyka na filmach z monitoringu "mocno zauważalne jest, że mężczyzna czekał aż autobus zapełni się ludźmi". Dopiero później, zdaniem Mikołajczyka, miał przystąpić do uruchomienia ładunku. - Na nagraniu widać, że się rozglądał, był poddenerwowany, nie chciał dotykać siedzeń, barierek i szyb. Wszystkie ślady i dowody wskazują jednak na to, że był to zimny profesjonalizm - stwierdził były antyterrorysta. Jak podkreślał zastanawiający jest fakt, dlaczego nie doszło do wybuchu, tylko gwałtownego spalenia. - Nie wiemy, czy to było zamierzone, czy wynikało z braku wiedzy - przyznał Mikołajczyk.
- Postępowanie trwa. Jest bardzo zaawansowane - powiedział Mariusz Błaszczak, minister spraw wewnętrznych i administracji, który był gościem programu "Jeden na Jeden". Zapewniał, że służby "robią wszystko żeby doprowadzić do ujęcia sprawcy". - Zagrożenia terrorystycznego w Polsce nie ma - podkreślał minister.
Do eksplozji doszło w centrum Wrocławia:
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: dolnośląska policja