Pani Anna - jak sama mówi - poświęciła Egistowi całe życie, wspólnie odnosili międzynarodowe sukcesy. Ich kilkunastoletnia relacja była wyjątkowa. Przerwana została drastycznie, strzałem z broni długiej, kiedy koń przebywał w zagrodzie obok stajni.
- Nocowałam w samochodzie, w stajni. Trenowałam do pokazu, który miał się odbyć w Karpaczu w ten weekend. Kończyłam trening o 23, rano robiłam kolejny trening, żeby się odpowiednio przygotować. Akurat tej nocy nie mogłam zasnąć, było mi zimno. O pierwszej w nocy stwierdziłam, że odpuszczam i jadę do ośrodka, w którym jestem zakwaterowana - relacjonuje ostatnie godziny przed śmiercią konia Anna Zenl, jego właścicielka.
- Rano otrzymuję telefon od właściciela stajni, że najprawdopodobniej myśliwy postrzelił przypadkiem mojego konia. Nie mogłam w to uwierzyć, pytałam, czy żartuje, nie dopuszczałam takiej możliwości. Powiedział, że policja jest w drodze i prosi o jak najszybszy przyjazd do stajni. Egist leżał, miał dwie rany postrzałowe. Jedną przy pyszczku, drugą ogromną na klatce piersiowej. Zakrwawiony. Przytulałam się do niego. Chciałam się pożegnać - opowiada pani Anna.
Trening przeplatany zabawą
Kobieta przyznaje, że Egistowi poświęciła całe życie. Razem tańczyli do muzyki, robili całe układy. Odnosili sukcesy. Dwukrotnie zwyciężyli w Mistrzostwach Świata w ujeżdżaniu bez ogłowia. Zdobyli dwa srebrne medale w konkurencji trail.
- Egist dawał z siebie wszystko, był koniem bardzo oddanym, uwielbiał ludzi. Miałam go od źrebaczka, kiedy miał ledwie 10 miesięcy. Kupiłam go ze swoich oszczędności, bo mama nie zgadzała się na konia. Potajemnie odkładałam każdą złotówkę z kieszonkowego czy prezentów. Przed 15. urodzinami wyjęłam ten plik banknotów i pokazałam mamie. Była tak zszokowana, że się zgodziła. Pojechałam do stadniny, znalazłam źrebaczka, malutkiego, arabskiego. Zawsze chciałam właśnie takiego. I tak się zaczęła nasza przygoda. To było spełnienie marzeń - wspomina Anna Zenl.
A potem było wiele lat treningu. Przeplatanego z zabawą. Egist lizał swoją właścicielkę po buzi, zaglądał przez okno do jej pokoju. Nawet pranie pomagał wieszać.
"Nie sądzę, żeby w Europie, czy w świecie, była druga taka para"
Znajoma właścicielki Egista, Małgorzata Gorczyca-Woźniak, miała wiele okazji, aby oglądać duet zarówno w treningu, na zawodach, jak i w codziennym życiu.
- Ich relacja była niezwykła. To było coś magicznego, coś bajecznego. Coś takiego ulotnego, co można tylko oglądać w pięknych baśniach i czytać o tym w bajkach. Pokazywała to na swoich pokazach, ubrana w piękną, za każdym razem inną suknię. Wykonywała bardzo trudne ewolucje, gdzie było potrzebne sto procent zaufania do tego konia. Ten koń był dla niej tak niesamowicie delikatny - wiadomo, że jest to ekspresyjne zwierzę - z lekkością motylka i ostrożnie wykonywał zadania (...). Kiedy Ania się okręca o 360 stopni i trzyma go za kopyto, wystarczył większy jego nacisk na jej rękę i groziło to złamaniem kręgosłupa - albo utratą jego równowagi - i byłaby kaleką. Miała do niego stuprocentowe zaufanie, a on cały był skupiony na niej, żeby wszystko robić tak, żeby nie zrobić jej najmniejszej krzywdy - opowiada Gorczyca-Woźniak.
- To było coś przepięknego. Nie sądzę, żeby w Europie, czy w świecie, była druga taka para - dodaje.
Śledztwo trwa
W niedzielę rano w zagrodzie przy stajni w Budzowie-Kolonii (Dolnośląskie) znaleziono martwego konia rasy arabskiej. W okolicy policzka miał ranę, która wyglądała na postrzałową. Na miejsce wezwano policję. Właścicielka wartość konia wyceniła na 100 tysięcy euro, czyli prawie pół miliona złotych.
Prokuratura Rejonowa w Ząbkowicach Śląskich wszczęła śledztwo w kierunku artykułu o uśmierceniu zwierzęcia z ustawy o ochronie zwierząt. Martwego konia przewieziono do Wrocławia, gdzie przeprowadzono sekcję zwłok. Jej wyniki potwierdziły początkowe przypuszczenia.
- Koń zmarł w wyniku postrzału z broni długiej. Jak ocenił biegły z zakresu balistyki, strzał został oddany z odległości ponad stu metrów - przekazał Tomasz Orepuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.
Śledczy na tak wczesnym etapie mają kilka hipotez co do okoliczności zdarzenia. Jedna z nich zakłada celowe bądź przypadkowe postrzelenie konia z broni myśliwskiej. Tamtego dnia w sąsiedztwie odbywało się polowanie. Zabezpieczono książki polowań.
Myśliwi zaprzeczają, aby któryś z nich mógł mieć coś wspólnego ze śmiercią konia. - Ogrodzenie przy zagrodzie jest bardzo rozległe. Sama zagroda znajduje się w odległości około 50 metrów od zabudowań. Najbliższa ambona, z której ktoś mógłby oddać strzał, oddalona jest o 400 metrów. Ale tam nikogo nie było - zaznacza łowczy Koła Łowieckiego "Wrzos" Jacek Pawłowski, zajmujący się sprawami związanymi ze szkodami łowieckimi.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Facebook Zosia Samosia