- Tłumaczka zmieniała sens wypowiedzi Romów - zarzucają fundacje wspierające Romów z nielegalnego obozowiska, których chce eksmitować miasto. - Dlaczego miasto nie chce mediacji? Gdzie podzieją się Romowie po procesie? - pytają obrońcy praw człowieka.
- Tłumaczka nie znała języka romini, a jedynie rumuński. Dlatego źle tłumaczyła zeznania oskarżonych - mówili przedstawiciele fundacji Nomada po pierwszym procesie w sprawie eksmisji Romów z koczowiska przy ul. Kamieńskiego.
Właśnie dlatego Romowie żądają zmiany tłumacza. Nie rozumieją również, dlaczego sąd nie przystał na proponowane przez obronę mediacje, które miałyby zastąpić proces.
Kartki w akcie solidarności
"Amnesty International wyraża nadzieję, że międzynarodowe standardy praw człowieka zostaną w pełni wzięte pod uwagę przez sąd, by zapewnić, że w wyniku postępowania nikt nie będzie narażony na bezdomność i dalsze łamanie praw człowieka" - napisało w swoim oświadczeniu Amnesty International.
- Jesteśmy zawiedzeni tym, że miasto nie zdecydowało się ostatecznie na mediację. Nasz niepokój budzą dalsze losy tej społeczności przy przedłużającym się procesie i tuż po nim. Władze muszą zapewnić, że wskutek wysiedlenia nikt nie będzie narażony na bezdomność - komentuje Draginja Nadaždin, dyrektorka Amnesty International Polska.
Zapowiada dalsze wsparcie dla Romów. - Podczas tegorocznego Maratonu Pisania Listów będziemy zachęcać uczestników do wysyłania solidarnościowych kartek dla mieszkańców obozowiska. Przed nimi trudny czas i chcemy pokazać, że wiele osób wciąż domaga się poszanowania ich praw - kończą swoje oświadczenie członkowie organizacji.
Proces ws. eksmisji
W piątek 22 listopada ruszył proces 47 Romów w sprawie eksmisji. Oskarżycielem w sprawie jest miasto.
Kilka miesięcy wcześniej, w marcu rumuńscy Romowie z obozowiska przy ul. Kamieńskiego otrzymali od magistratu dwa pisma. W jednym z nich urzędnicy napisali, że mieszkańcy koczowiska łamią prawo, zajmując nielegalnie teren miejski. Drugie pismo zawierało wezwanie do opuszczenia koczowiska.
Romowie nie opuścili jednak placu w wyznaczonym czasie. - Właśnie dlatego zdecydowaliśmy się na drastyczniejsze kroki - tłumaczyła wówczas Anna Bytońska z wrocławskiego magistratu.
Romowie z Rumunii mieszkają na koczowisku przy ul. Kamieńskiego od kilku lat. W barakach, w których nie ma bieżącej wody, a prąd dostarczany jest przez agregaty, mieszka ok. 60 osób, w tym wiele dzieci. Mieszkańcy koczowiska żyją m.in. ze zbierania złomu oraz datków, które zdobywają na ulicy. Pozew o eksmisję złożył w kwietniu wrocławski magistrat. Wcześniej miasto zawiadomiło policję o popełnieniu wykroczenia polegającego na nielegalnym zajmowaniu przez Romów terenu. Grozi za to grzywna.
Autor: mir/b / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24