Ćwierć wieku minęło, zanim gwałciciel i morderca 15-letniej Ewy usłyszał prawomocny wyrok. We wtorek wrocławski sąd apelacyjny - podobnie jak wcześniej sąd I instancji - uznał Jana G. winnym zbrodni z 1993 roku. Jednak obniżył mu karę z dożywocia na 25 lat więzienia.
Od wyroku Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze G. odwołał się za pośrednictwem swojego obrońcy. Mężczyzna przyznał się do zgwałcenia dziewczyny, ale do jej zabójstwa już nie.
Na wokandę Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu sprawa trafiła we wrześniu 2017 roku, jednak skład sędziowski uznał, że konieczne jest uzupełnienie dowodów. Kiedy warunki te zostały spełnione, wyznaczono datę rozprawy na 13 marca 2018 roku.
Kara obniżona
We wtorek zapadł wyrok, jednak dziennikarze go nie wysłuchali, gdyż jawność rozprawy została wyłączona. Informację o wyroku przekazał nam sędzia Witold Franckiewicz, rzecznik wrocławskiego sądu apelacyjnego.
- Utrzymano w mocy ustalenia sądu okręgowego jeżeli chodzi o sprawstwo oskarżonego. Sąd apelacyjny uznał, że dokonał on zgwałcenia i zabójstwa, zastosował jednak dawne przepisy, obowiązujące w momencie popełnienia czynu, kiedy nie obowiązywało dożywocie. Dlatego wymierzono mężczyźnie karę 25 lat pozbawienia wolności - mówi Franckiewicz.
Jak tłumaczy sędzia, w przypadkach kiedy na przestrzeni lat zmienia się prawo przy orzekaniu wyroków bierze się pod uwagę przepisy obowiązujące w momencie popełniania przestępstwa, a także w momencie orzekania.
Sędzia dodał, że gdyby mężczyzna był sądzony w momencie popełnienia czynu, to sąd wymierzyłby mu karę śmierci lub 25 lat więzienia. - Możemy dywagować, czy wówczas byłaby to kara śmierci, dziś najsurowsza kara to dożywocie. Jeżeli w 1993 roku i 1994 roku sąd nie wymierzyłby kary śmierci, to wymierzyłby 25 lat więzienia, dlatego dziś sąd z przyczyn prawnych musi wymierzyć właśnie taką karę - powiedział sędzia.
Wyrok jest prawomocny.
Nie dotarła z dyskoteki
Sierpniowa noc 1993 roku. 15-letnia Ewa bawiła się ze znajomy w dyskotece w Chmielnie. Do domu w Zbylutowie, nad ranem, wracała jednak sama. Do przejścia miała kilka kilometrów. Jednak trasy nie udało jej się bezpiecznie pokonać. Nie pojawiła się w domu.
Zaniepokojeni rodzice zgłosili zaginięcie córki. Rozpoczęto poszukiwania. Ewy szukali nie tylko bliscy, policjanci i strażacy, ale też sąsiedzi i okoliczni mieszkańcy. Kilkadziesiąt godzin później, w lesie tuż obok polnej drogi, natknięto się na ciało młodej kobiety. Było zmasakrowane. Okazało się, że Ewa przed śmiercią została brutalnie zgwałcona.
Po latach pomogło Archiwum X
Wszczęto śledztwo. O sprawie szeroko informowały lokalne i krajowe media. Jednak zamieszczane w prasie i w telewizji informacje nie pomogły w odnalezieniu sprawcy zabójstwa 15-latki.
Przez lata śledczy wielokrotnie wracali do sprawy. Jednak ich działania nie przynosiły rezultatów. Aż do listopada 2015 roku. Wtedy, ponad 22 lata po śmierci nastolatki, zatrzymano Jana G. Wszystko dzięki pracy funkcjonariuszy z policyjnego Archiwum X.
Jan G.: zgwałciłem, ale nie zabiłem
G. wizytą policjantów w swoim domu był zaskoczony. Wcześniej był karany za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu i składanie fałszywych zeznań. Gdy zaatakował Ewę, miał 19 lat. Dziewczyny wcześniej nie znał.
Usłyszał zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem i gwałtu. Z takim postawieniem sprawy przez śledczych się jednak nie zgadzał. - Mężczyzna przyznał się tylko do zgwałcenia nastolatki. Nie do zabójstwa - informowała po zatrzymaniu G. Ewa Węglarowicz-Makowska, ówczesna szefowa Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze. Gwałt, do którego mężczyzna się przyznał, był już wtedy od dwóch lat przestępstwem przedawnionym.
"Szczególne okrucieństwo i szczególne potępienie"
W lutym 2017 roku przed Sądem Okręgowym w Jeleniej Górze zapadł wyrok w sprawie Jana G. Wyliczenie obrażeń, jakie G. zadał Ewie sądowi zajęło kilka minut. Sędzia podkreślał, że zadane przez mężczyznę rany skutkowały utratą przytomności, krwotokiem, a w efekcie niewydolnością krążeniowo-oddechową i śmiercią 15-latki. Sąd mówił też o szczególnym okrucieństwie, którym cechowało się działanie G. i o tym, że działał "w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie".
Mężczyznę skazano na dożywocie. Rozstrzygnięcie nie było prawomocne.
Sprawą Jana G. zajmuje się Sąd Apelacyjny we Wrocławiu:
Autor: tam, ib//ec / Źródło: TVN24 Wrocław,PAP
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24