Ma 203 lata i jest jednym z najstarszych ogrodów botanicznych w Polsce. Ale mógłby w ogóle nie powstać, gdyby nie rozkaz Napoleona Bonaparte. W trakcie oblężenia Wrocławia jako nieosłonięty teren w centrum miasta służył do zrzutów żywności i amunicji. Później długo borykano się z jego odbudową. Dziś jest oazą spokoju i zieleni w samym sercu stolicy Dolnego Śląska.
- Powstanie ogrodu zawdzięczamy Napoleonowi. Gdy jego wojska w 1807 roku zdobyły Wrocław, cesarz Francuzów nakazał zburzyć fortyfikacje. Dzięki temu miasto zyskało nowe tereny do zagospodarowania - mówi dr Magdalena Mularczyk z Ogrodu Botanicznego we Wrocławiu. Wtedy jedną z parceli, przy dzisiejszej ul. Sienkiewicza, król Fryderyk Wilhelm III przekazał właśnie na stworzenie zielonego terenu dla naukowców. Placówkę, pod zarządem ówczesnego Uniwersytetu Wrocławskiego, otwarto cztery lata później.
Najpierw księżycowy krajobraz
Wówczas na 5-hektarowej działce stało kilka budynków, którymi przed powstaniem uniwersyteckiego obiektu zarządzali duchowni. To właśnie w tych zabudowaniach stworzono mieszkania dla ogrodników i dyrektora.
- By przystosować teren do działalności Ogrodu, potrzeba było dużo czasu. Pierwsze władze zastały tu pozbawiony roślinności księżycowy krajobraz. Wyjątkiem były dwie stare topole, jedyne drzewa sprzed założenia ogrodu – przypomina naukowiec.
Mimo początkowych trudności, już wkrótce na działce stanęły przestronne szklarnie, a we Wrocławiu pojawiły się pierwsze rośliny tropikalne. W tym czasie prowadzono wymianę roślin i nasion z ponad 30 podobnymi placówkami z Niemiec i innych państw.
Modelowy profil węgla
W połowie XIX wieku prof. Heinrich Göppert, ówczesny dyrektor ogrodu, stworzył profil geologiczny pokazujący w miniaturze układ warstw skalnych w Wałbrzyskim Zagłębiu Węglowym.
- To unikatowy element, jedyny taki na świecie – chwali się Mularczyk. Dziś profil ma ponad 150 lat i wygląda niemal identycznie jak wtedy, gdy powstawał. Jednak w trakcie II wojny światowej systematycznie wybierano z niego węgiel na opał. Później został odtworzony.
Nie sprzyjał artystom, inwalidom i dzieciom
Według regulaminu, który w ostatnim niemieckim przewodniku z 1914 roku opisał dyrektor prof. Ferdynand Pax, dzieci mogły przychodzić do ogrodu tylko pod opieką rodziców lub nauczycieli. Dyrekcja placówki sprzyjała naukowcom; do swoich badań mogli otrzymać specjalnie dla nich ścięte pędy roślin.
Z kolei dla artystów władze nie były tak łaskawe. Fotografowanie i rysowanie, bez specjalnych pozwoleń, było zabronione. Obowiązywał też zakaz wstępu dla wózków dziecięcych i inwalidzkich. Każdy kto działał wbrew regulaminowi musiał liczyć się z koniecznością opuszczenia ogrodu.
Początek trudnych czasów
- Wraz z I wojną światową zakończyły się najlepsze dla placówki czasy – uważa botanik. I wskazuje, że mimo tego, iż ogród nie ucierpiał podczas działań zbrojnych, to jednak późniejszy kryzys ekonomiczny odbił się na jego działalności.
W tym czasie uczelnia miała trudności finansowe, także odwiedzających było coraz mniej niż wcześniej. Zamknięto Muzeum Botaniczne, które działało na terenie ogrodu, bo brakowało pomieszczeń na zajęcia ze studentami. Obiekt przestał też pełnić ważną rolę jako placówka naukowa, ponieważ zmieniły się zainteresowania botaników, którzy przenieśli się do laboratoriów.
Niszczycielskie Festung Breslau
Przez większość wojennego okresu Ogród Botaniczny działał bez przeszkód. Sytuacja pogorszyła się dopiero w ostatnich miesiącach II wojny światowej, gdy miasto ogłoszono twierdzą. W sierpniu 1944 roku pojawiły się pierwsze problemy personalne: siedmiu ogrodników, bez wiedzy ówczesnego dyrektora, zostało powołanych do wojska. Ten złożył skargę, ale w odpowiedzi usłyszał, że "zostanie oskarżony o sabotaż służby wojskowej w stanie wyższej konieczności".
Zniszczenia materialne przyniosły dopiero późniejsze walki o Wrocław. To tu mieściły się stanowiska artylerii przeciwlotniczej i bunkry z uzbrojeniem, tutaj też przyjmowano zrzuty żywności i amunicji.
- Podczas wojennego oblężenia miasta ogród doznał olbrzymich zniszczeń. Bombardowany w trakcie działań zbrojnych teren przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy. Wszystkie budynki były uszkodzone albo całkowicie zburzone, z budynku dzisiejszej dyrekcji została jedna ściana, a ze szklarni jedynie szkielety – wspomina Mularczyk. Stan liczebny drzew i roślinności zmniejszył się o połowę.
Miny i leje po bombach
Gdy w połowie 1945 roku do Wrocławia przyjechali polscy naukowcy, Ogród Botaniczny zupełnie nie przypominał placówki, jaką był jeszcze kilkanaście miesięcy wcześniej. Teren był zaminowany i gęsto usiany lejami po bombach. W stawie pływał sprzęt wojskowy i niewypały. W tym czasie, dla pracowników naukowych, ważniejsze od ratowania skarbu botaników było zabezpieczenie ocalałych uniwersyteckich zabudowań. Rośliny musiały poczekać na swoją kolej.
- Z tego powodu teren ogrodu oddano miastu. Jego odbudowa przekraczała możliwości finansowe uczelni – twierdzi Mularczyk. Dopiero po kilku latach, dalszego niszczenia parkowych pozostałości, zapadła decyzja o jego odtworzeniu. W 1950 roku placówka została ponownie otwarta dla zwiedzających. Jednak ci mogli przemierzać alejki i podziwiać zieleń tylko w weekendy.
Saperska pomoc
Dopiero 13 lat po zakończeniu wojny saperzy całkowicie oczyścili staw. Nad wodą powstał drewniany mostek, który do dziś, mimo zmian, pozostaje jednym z symboli Ogrodu. Od tego momentu obiekt był otwarty dla publiczności przez wszystkie dni tygodnia i stał jedną z większych atrakcji stolicy Dolnego Śląska. Powoli się powiększał i rozbudowywał.
Polityczna zagrywka z puszczą w tle
W latach 70. XX wieku rozpoczęto starania o wpisanie Ogrodu Botanicznego na listę zabytków. Jednak władze miasta miały inny plan.
- Na terenie należącym do placówki włodarze chcieli realizować nowe projekty. Z tego względu dyrekcja zdecydowała się posłużyć pewnym fortelem: zaczęto mówić o tym, że olbrzymie dęby tu rosnące są pozostałością po pradawnej puszczy. To zablokowało nową inwestycję i ułatwiło wpisanie obiektu na listę zabytków – przypomina botanik.
Spór o palmiarnię
Pod koniec lat 80. pod zarząd Ogrodu Botanicznego przeszło arboretum w Wojsławicach, XIX-wieczny park ze słynną kolekcją różaneczników i azalii. Zielony kompleks uczelni rozwijał się. Jednak nie bez problemów.
Zabytkowa palmiarnia, która w czasach świetności była kawałkiem Australii i Afryki we Wrocławiu, w 2006 roku stała się przedmiotem sporu. Konserwator zabytków nie zgadzał się na jej wyburzenie, z kolei nadzór budowlany twierdził, że stan konstrukcji zagraża bezpieczeństwu ludzi. Uniwersytet nie miał pieniędzy na ratowanie niszczejącej historii, sypiącego się tynku i powybijanych szyb.
Wiosną ubiegłego roku ponad 200-letnią palmiarnię rozebrano.
Jeden z dwóch najstarszych w Polsce
- Po kolejnych przyłączeniach ogród we Wrocławiu liczy w sumie 7,5 ha. Na tym terenie uprawiamy niemal 12 tys. gatunków roślin i 28 pomników przyrody. Nasza placówka to typowy, stary uniwersytecki ogród. Dziś jest drugim najstarszym takim obiektem w Polsce. Starszy jest tylko ten krakowski – podsumowuje Mularczyk.
Główne wejście do Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Wrocławskiego znajduje się przy ul. Sienkiewicza:
Autor: Tamara Barriga / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Vratislaviae Amici