To, co potrzebne jest w polskiej polityce, to oczywiście realna władza, żeby zatrzymać to, co jest złe i żeby starać się znowu Polskę wyprowadzić na pozytywne tory. Prezydentura byłaby częściowo tego typu mandatem, metodą, ale zdecydowanie niewystarczającą - powiedział w "Faktach po Faktach" przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej Donald Tusk.
Były polski premier Donald Tusk został w 20 listopada wybrany na stanowisko przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej (EPL) na trzyletnią kadencję. W czasie kongresu frakcji w Zagrzebiu poparło go 93 procent głosujących delegatów. Polak nie miał kontrkandydata.
Wcześniej, na początku listopada, Tusk ogłosił, że "po głębokim namyśle" zdecydował, iż nie będzie kandydatem w wyborach prezydenckich w Polsce.
"Kolejny nowy rozdział w moim życiu się zaczął"
O powodach decyzji w sprawie wyborów prezydenckich i swojej nowej funkcji Donald Tusk mówił w poniedziałek w "Faktach po Faktach" w TVN24 w rozmowie z Grzegorzem Kajdanowiczem. Rozmowę przeprowadzono w Brukseli.
- Dokładnie dzisiaj rano po raz pierwszy wkroczyłem do swojej nowej siedziby szefa Europejskiej Partii Ludowej - powiedział.
- Kolejny nowy rozdział w moim życiu się zaczął - dodał, stwierdzając, że "pewnie będzie bardziej polityczny, może bardziej kontrowersyjny czasami, twardszy w przekazie, ale wciąż zanurzony w tych sprawcach, w jakich zanurzony jestem od lat".
Tusk: to, co potrzebne jest w polskiej polityce, to realna władza
Pytany, czy z prezydenturą w Polsce pożegnał się na zawsze i definitywnie, wskazał, że jeśli chodzi o ten polityczny sezon, "wszystko jest jasne". - Prezydentura to nie był przedmiot mojego pożądania czy obsesji - przekonywał Tusk.
Jak mówi, "to, co potrzebne jest w polskiej polityce, to oczywiście realna władza, żeby zatrzymać to, co jest złe i żeby starać się znowu Polskę wyprowadzić na pozytywne tory". - Prezydentura byłaby częściowo tego typu mandatem, metodą, ale zdecydowanie niewystarczającą. Jeśli zapowiadałem tak otwarcie, że będę chciał wrócić do takiej aktywności publicznej w Polsce, godząc to z tą nową funkcją, jaką mam tutaj w Europie, to nie z myślą o tym, żeby marzenie o prezydenturze przenieść na czas przyszły - powiedział.
- Te zaszczyty, prestiż - uzasadniony - jaki wiąże się z funkcją głowy państwa, to nie było coś, co mnie w jakikolwiek sposób w życiu ekscytowało czy pociągało - przekonywał.
Ocenił jednak, że "to, co jest takim mechanizmem sprawczym, to, co daje pozycję silną, samodzielną, ale mającą wpływ na to, co dzieje się w kraju, to jest to, co powinno być przedmiotem marzeń każdego polityka w tym konkretnym momencie".
Tusk: trzeba wybudować na nowo siłę polityczną, która przedstawi atrakcyjniejszą ofertę
- Te wybory prezydenckie (zapowiedziane na wiosnę 2020 roku - red.) były o tyle ważne, że przecież przez długi czas, rok temu, dwa lata temu rozważałem taką możliwość kandydowania w sytuacji, w której byłoby jasne i oczywiste, że ja daję największe gwarancje na wygranie tych wyborów - kontynuował były szef RE.
Jak mówił, politycy opozycji wiedzieli, że "to założenie musi nam przyświecać". - Jeśli miałoby się okazać - a okazało się inaczej i o tym jestem przekonany - że ja i tylko ja daję szansę na zwycięstwo, to bym się nie wahał, ale nie dlatego, że to (prezydentura - red.) było moje marzenie z dzieciństwa - wyjaśnił.
- Przez najbliższe ponad trzy lata rządzić będzie ekipa, która moim zdaniem (...) narobiła Polsce bardzo dużo szkody i narobi jeszcze dużo szkody - mówił Donald Tusk. Przekonywał, że "dlatego tak ważna jest ta perspektywa najbliższych trzech, czterech lat". - Trzeba naprawić, trzeba wybudować na nowo taką siłę polityczną, która będzie nie tylko w stanie pokonać PiS, ale też rzeczywiście przedstawić ofertę (...) atrakcyjniejszą niż do tej pory - ocenił.
"Nie będę ronił łez"
Na uwagę, że pojawiały się oczekiwania, aby powrócił do polskiej polityki, Donald Tusk odpowiedział, że od momentu, kiedy wybrano go po raz drugi na szefa Rady Europejskiej widać, iż "władza PiS-owska, przede wszystkim media publiczne, postanowiły zapobiec temu scenariuszowi".
- Zainwestowano w to bardzo dużo czasu, bardzo dużo pieniędzy i bardzo dużej złej woli, żeby ograniczyć do minimum szansę mojego powrotu, szybkiego powrotu do polskiej polityki i moim zdaniem w dużym stopniu skutecznie - dodał. - Nie będę ronił łez nad tym faktem, bo chłopaki nie płaczą, chociaż dużo mnie to kosztowało i szczególnie rodzinę, bo to nie jest nic przyjemnego od rana do wieczora praktycznie każdego dnia słyszeć o sobie możliwie najgorsze rzeczy - przyznał. Jak ocenił, "takie są narzucone warunki gry".
- One przyniosły ten efekt, że prawdopodobnie - jestem o tym ciągle, absolutnie przekonany - są kandydaci, którzy mają większe szanse w tych wyborach, bo mają mniejszy bagaż, jaki wytworzono w przestrzeni publicznej - wyjaśniał.
"Problemem jest raczej to, co nazwałbym nastrojem społecznym"
Pytany, czy podczas rozważań o ewentualnym starcie zaczął obawiać się porażki w starciu z obecnym prezydentem Andrzejem Dudą, odparł: - Nie chcę, żeby to zabrzmiało arogancko, ale nie sądzę, żeby tutaj realnym problemem była konkretna kandydatura pana prezydenta Dudy.
Zdaniem Tuska "jego prezydentura nie dała żadnych przewag jemu jako kandydatowi w wyborach prezydenckich".
- Problemem jest raczej to, co nazwałbym nastrojem społecznym, wytworzonym przez obiektywny kontekst, ale też używanie władzy przez PiS w sposób przekraczający wszystkie dotychczasowe miary. Mówię tutaj nie tylko o mediach publicznych, ale też o pieniądzach publicznych - przekonywał.
Jak ocenił, "w związku z tym to nie jest pytanie o to, jak groźnym konkurentem mógłby być pan prezydent Duda". - Uważam, że nie jest on najgroźniejszym z możliwych, żeby delikatnie się wyrazić. Nie zbudował jakiegoś szczególnego rodzaju respektu dla sposobu, w jaki sprawuje tę funkcję i staram się tu być naprawdę delikatny - dodał.
- Natomiast pytanie brzmi, czy ta fala, jaka wyniosła prezydenta Dudę i PiS do władzy, opada? Czy są kandydaci, którzy są w stanie w tym momencie, być może zatrzymania tej fali, przyspieszyć trochę ten proces? Ja prawdopodobnie takiej możliwości bym nie miał - kontynuował.
Tusk o zaangażowaniu w polską politykę. "Staram się planować swoje działania"
Tusk mówił również o tym, jak w praktyce miałoby wyglądać jego zaangażowanie w polską politykę. - Staram się planować swoje działania. Od dłuższego czasu przygotowywałem taki plan, którego w jakimś sensie częścią była decyzja o niekandydowaniu w wyborach prezydenckich - przyznał.
- Uważam, że rzeczą najważniejszą jest dobrze przygotować Polaków - tych, którzy mają i będą mieć dosyć tego bezprawia, jakie się w Polsce dzieje. Ale nie tylko bezprawia, bo tutaj jest więcej rzeczy do naprawienia, nie tylko kwestia systemu sprawiedliwości - mówił.
Wskazywał, że bardzo by chciał, aby doszło "nie tylko do odświeżenia, ale i redefinicji tego, co można by nazwać umiarkowaną prawicą". - Trzeba zacząć od bardzo praktycznych, powiedziałbym politycznie prostych i intelektualnie prostych kroków. Moim zdaniem, pierwszym takim oczywistym krokiem jest próba zbudowania syntezy, trwałego porozumienia - tak jak to ma miejsce w kilku krajach w Europie - między Platformą (Obywatelską - red.) a Polskim Stronnictwem Ludowym - mówił. Jego zdaniem, "ostatnie wybory (parlamentarne - przyp. red.) pokazały, że jeśli obie partie pójdą w dryf, także ideowy, to prędzej czy później źle skończą".
- Wiem, że radykalnie lewicowa myśl może być alternatywą dla PiS-u, ale w mojej ocenie nie będzie wcale korzystna dla Polski i że tak naprawdę rzeczą być może najważniejszą z punktu widzenia polskiej polityki jest odbudowa umiarkowanego centrum, ale z elementami tradycji konserwatywnej, liberalnej. Po to, aby jedyną alternatywą dla PiS-u nie była inna radykalna wizja świata - przekonywał były premier.
Jego zdaniem, "czasami bywa tak, nie tylko w Polsce, że dla prawicowej wersji socjalizmu jedyną alternatywą jest lewicowy socjalizm". - Wolałbym uniknąć tego dość dramatycznego scenariusza - przyznał. - Tego typu pomysłów mam sporo, w jaki sposób zbudować ten rdzeń, ale to byłby i tak dopiero początek - stwierdził.
Tusk: obiecałem Małgorzacie Kidawie-Błońskiej, że będę ją wspierał z całego serca
Przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej odniósł się także do przyszłorocznych wyborów prezydenckich w Polsce. - Chyba rzeczywiście jednak pierwsza tura będzie formą realnych prawyborów - ocenił.
- Tak czy inaczej, z pełnym przekonaniem zagłosuję w drugiej turze na kandydata opozycji i proponowałbym, żeby przyjąć - oczywiście dla tej części, która podziela mój pogląd - tę zasadę jako oczywistą - dodał.
Pytany o to, kto może liczyć na jego poparcie, Tusk zwrócił uwagę, że jesteśmy jeszcze przed rozstrzygnięciem prawyborów w PO. - Nie chciałbym wpływać własnym, publicznym sądem na ten temat. Nie jest to ucieczka od odpowiedzi na to pytanie. Jestem przekonany, że Małgorzata Kidawa-Błońska i prezydent (Jacek) Jaśkowiak to są różne atuty, ale oboje mają poważne szanse - stwierdził. Przyznał jednak, że obiecał Małgorzacie Kidawie-Błońskiej, że będzie ją wspierał "z całego serca", jeszcze zanim pojawiła się kandydatura Jacka Jaśkowiaka.
"Władzę się bierze, o władzę się walczy"
Tusk pytany, czy jego zdaniem lider PO Grzegorz Schetyna powinien przekazać ster w partii, odparł: - Kiedy patrzę na losy partii politycznych nie tylko w Polsce, ale też w całej Europie, to muszę powiedzieć, że jak ktoś komuś przekazuje ster, to z tego z reguły nic nie wychodzi.
Jak podkreślił, "władzę się bierze, o władzę się walczy, to musi być zawsze jakaś oczywista determinacja". Pytany, czy nie widzi takiego kandydata wskazał, że "takiego kandydata się widzi wtedy, kiedy on staje do boju i zabiera to, co uważa, że powinien zabrać". - Wtedy będzie jasne, czy jest godny następca czy nie - ocenił.
- Ludzie nie oddają władzy. Ludzie tracą władzę, ale nie oddają tak po prostu z dobroci serca - podkreślił.
Autor: akr/adso/kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24