Polskim ratownikom w tureckim mieście Besni udało się wydobyć spod gruzów kobietę - poinformował w piątek wieczorem w mediach społecznościowych Andrzej Bartkowiak, komendant główny Państwowej Straży Pożarnej. Uwięziona spędziła pięć dób pod zawalonym budynkiem, w sypialni. To 12. uratowany przez polską grupę ratunkową człowiek.
Polskim ratownikom z grupy HUSAR udało się w piątek wieczorem uratować kobietę, która pięć dób spędziła uwięziona pod gruzami zawalonego budynku w tureckim mieście Besni.
"Mamy to!!!!! 12 uratowany człowiek. Wiele godzin walki :-) Brawo!!!!!! Mistrzowie!!!!" - napisał na Twitterze w piątek późnym wieczorem komendant główny Państwowej Straży Pożarnej Andrzej Bartkowiak.
- Dotarliśmy do osoby poszkodowanej tunelem o długości około dziewięciu metrów. Wykuliśmy w wyższym stropie otwór, którym nasz ratownik się dostał. Miał kontakt fizyczny z osobą poszkodowaną - relacjonował wcześniej akcję ratunkową młodszy brygadier Jarosław Wojtkowski w rozmowie z korespondentem TVN24 Pawłem Łukasikiem. Wraz z nim w Turcji przebywa operator TVN24 Tomasz Burdal.
- To jest kłębowisko gruzu, rur, zbrojeń, mebli, łóżek, krzeseł, framug, szyb, kabli, wszystkiego, co można mieć w mieszkaniu - powiedział Łukasik.
Kobieta jest piątą dobę pod gruzami
Według tłumaczki Ewy Shokri, kobieta ma uwięzioną rękę.
- Pani jest w dosyć dobrym stanie, mamy z nią kontakt, możemy z nią rozmawiać, cały czas reaguje na nasze próby kontaktu. Wiemy, że jest gdzieś przytrzaśnięta pod tymi ruinami, oczy ma zamknięte, sklejone od kilku dni, nie może się ruszać - powiedziała w rozmowie z Reporterem TVN24 Shokri. - Myślę, że się do niej zbliżamy - dodała. - Nasi ludzie czołgają się, aby wejść do środka budynku, jest bardzo mało przestrzeni, warunki są trudne. Nasi bohaterzy z HUSAR-u ryzykują życie w każdej chwili, bo jest też ryzyko zawalenia się tego budynku - mówiła.
Polscy ratownicy zostaną do 16 lutego
Jak poinformował w mediach społecznościowych Andrzej Bartkowiak, w piątek rano podjęto decyzję o przedłużeniu akcji polskich strażaków w Turcji. Ratownicy będą na miejscu co najmniej do czwartku 16 lutego. "Nadal są szanse na wydobycie żywych" - napisał Bartkowiak.
Ratują kobietę
O nawiązaniu kontaktu z żywą osobą poinformował w piątek rano Andrzej Bartkowiak. "Trwa akcja ratowania kolejnej osoby! Ratownik w języku tureckim następnie w języku angielskim "czy możesz ze mną rozmawiać? W odpowiedzi usłyszano cztery stuknięcia. "Jest nadzieja" - napisał.
- Akcja trwa od wielu godzin. Momentami jest przerywana, kiedy nawiązywany jest kontakt z kobietą, która cały czas - piątą dobę - jest pod gruzami. Bardzo trudna jest ta akcja - opowiadał Łukasik. - Kilkoma różnymi sposobami strażacy próbują wgryźć się do tego budynku - opowiadał.
Choć nie ma wstrząsów wtórnych, budynkowi, pod którym znajduje się kobieta, grozi zawalenie.
- Budynek na początku pracował nam troszkę więcej, teraz praca tych elementów konstrukcyjnych, które śledzi tachimetr troszkę się uspokoiła, ale cały czas monitorujemy te punkty, które ma zadane urządzenie, także jest teraz dużo lepiej. Dużo łatwiej jest ratownikom pracować - opowiadał jeden z ratowników kpt. Wojciech Broda. - Gdyby urządzenie nam pokazało, że któryś parametr zostałby przekroczony, w tym czasie załącza się alarm, ja podejmuję decyzję o ewakuacji osób ze strefy - dodał.
- Nie może się ruszać, natomiast daje sygnały, udało nam się z nią porozmawiać - wyjaśniła wcześniej na antenie TVN24 Shokri, Polka, która rozmawiała z pogrzebaną w gruzowisku kobietą. - Możliwe, że przy niej są jeszcze dwie osoby, ale nie była w stanie potwierdzić, czy są żywe czy nie.
Shokri opowiedziała również, jak mieszkańcy Turcji zareagowali w obliczu tragedii. - To jest niesamowite, w takich warunkach wszyscy trzymają się razem, wszyscy starają się pomóc - przekazała. - Ja przyjechałam z dwoma autobusami ochotników, 80 osób. Cały czas są wysyłane autobusy z chętnymi, TIR-y z pomocą, dostawą żywności, środków higienicznych. We wszystkich miastach są prowadzone zbiórki, w niektórych hotele otworzyły swoje drzwi, żeby przyjąć osoby, które ucierpiały.
"Dajcie znać, stuknijcie w cokolwiek"
Jak wyjaśniał wcześniej na antenie TVN24 Paweł Łukasik, istnieją różne kategorie szukania ocalałych - wskazanie psa, wskazanie geofonu oraz ta najcenniejsza, czyli bezpośredni kontakt z żywą osobą.
- Strażacy mają specjalne urządzenia, które wkładają do środka, które są w stanie usłyszeć szpilkę spadającą z biurka w takim gruzowisku - powiedział rano korespondent. - Polacy mają też do pomocy tych, którzy mówią po turecku. [Osoba ta - red.] wzywa przez megafon "dajcie znać, stuknijcie w cokolwiek, upuśćcie coś", bo nie każdy ma siłę krzyczeć, nie każdy jest w stanie przebić się przez te gruzy swoim głosem po ponad czterech dobach.
Walka o każde życie
Łukasik dodał, że akcja będzie trwała, dopóki nie uda się zlokalizować wszystkich żywych osób. Z innych miast Turcji wciąż dochodzą informacje o odnalezionych pojedynczych osobach, jednak na niekorzyść ratowników działa czas i warunki atmosferyczne, przede wszystkim zimno. Na ulicach Besni rozpalane są ogniska, przy których starają ogrzać się mieszkańcy i zwierzęta domowe. Bloki, które nie zawaliły się całkowicie, są popękane i nie nadają się do zamieszkania.
- Jest ciemno, zimno, nie ma ogrzewania, nie ma wody - opowiadał Łukasik, wskazując na sznur zaparkowanych samochodów, w których śpią ludzie z Besni.
Korespondent opowiedział również o kolejnej fazie poszukiwań. Na gruzowisko w Besni powoli wjeżdża ciężki sprzęt.
- Z punktu widzenia osób, które są pod gruzami, to bardzo ryzykowne, ale innej metody już nie ma. Żadne sprawdzenia już nie dają rezultatu - wyjaśniał Łukasik. - Jeżeli chodzi o całą Turcję, z doniesień medialnych wynika, że po tym, kiedy wjedzie taki sprzęt, on odkopie, trochę odsłoni, trochę wpuści powietrza, przez które może przedostać się ludzki głos. Wtedy też jest szansa, żeby rzeczywiście do tych osób dotrzeć.
Trzęsienie ziemi w Turcji i Syrii
Epicentrum trzęsienia ziemi o magnitudzie 7,8, które w poniedziałek nad ranem nawiedziło południowo-wschodnią Turcję i północno-zachodnią Syrię, znajdowało się w tureckiej prowincji Kahramanmaras. Niecałe 12 godzin później, kilkadziesiąt kilometrów na północ, miało miejsce drugie trzęsienie o magnitudzie 7,7. Obu zjawiskom towarzyszyła seria ponad 100 wstrząsów wtórnych. W Turcji w piątek wieczorem liczba ofiar śmiertelnych żywiołu przekroczyła 20 tysięcy. W Syrii zginęło 2166 osób.
Dotknięty trzęsieniem ziemi rejon południowo-wschodniej Turcji i północno-zachodniej Syrii jest aktywny sejsmicznie i często dochodzi w nim do wstrząsów. Jednak to ostatnie jest najpotężniejszym tego typu kataklizmem w tym regionie w ostatnim czasie. W 1999 roku na skutek trzęsienia w tureckim Izmit zginęło 17-18 tysięcy osób. Jak pokazały pomiary, wstrząsy miały magnitudę 7,6.
Najtragiczniejsze w historii pomiarów sejsmicznych trzęsienie ziemi odnotowano w 1976 roku w chińskiej prowincji Tangshan. Oficjalne dane władz mówiły o 250 tysiącach ofiar. Prawdopodobnie były mocno zaniżone, bo niektóre źródła podawały liczbę nawet 650 tysięcy zabitych. Trzęsienie ziemi w Tangshan miało - według oficjalnych danych - magnitudę 7,5, choć inne pomiary wskazywały nawet na magnitudę 8,2. Z kolei magnitudę wynoszącą 9,5 miało najsilniejsze w historii odnotowane pomiarami trzęsienie, w 1960 roku, w Chile. Zginęło wtedy ponad 1650 osób.
Źródło: TVN24, PSP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, Andrzej Bartkowiak/Twitter