Pożary na Hawajach trwają. Jak relacjonował korespondent TVN24 w USA Marcin Wrona, liczba ofiar śmiertelnych może jeszcze wzrosnąć, gdyż około tysiąca osób jest zaginionych. W czwartek prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden wydał decyzję o wprowadzeniu stanu klęski żywiołowej.
Jak przekazał Marcin Wrona, korespondent TVN24 w USA, na wyspie Maui, gdzie pojawiły się największe pożary, nie przeszukiwano jeszcze zgliszczy budynków. Oznacza to, że liczba ofiar śmiertelnych - wynoszących aktualnie 55 - może jeszcze wzrosnąć.
- 1000 osób uznanych jest za zaginione, przy czym musimy pamiętać, że na Maui nie działa komunikacja i w większości przypadków telefony, zatem trudno się odnaleźć, trudno zgłosić, że wszystko jest w porządku, że nic nam się nie stało - powiedział Wrona.
Na samym Maui doszło do czterech niezwykle rozległych pożarów. Na razie żaden nie został jeszcze w pełni ugaszony, jednak strażacy są zdania, że sytuacja jest już opanowana. - Dobra wiadomość jest taka, że ten potężny wiatr o prędkości 100-130 kilometrów na godzinę, który wiał w związku z przechodzącym koło Hawajów huraganem, już ustał. Dzisiaj również możliwe, że pojawią się pierwsze opady deszczu, to kolejna dobra wiadomość - przekazał Wrona.
Dlaczego tak wiele osób zginęło?
Jak zauważył Wrona, tragiczny bilans ofiar śmiertelnych może być tak duży ze względu na nieprzebiegającą sprawnie komunikację.
- Pojawiają się informacje, i to liczne, że mieszkańcy głównie Lahainy, to jest starej, historycznej stolicy Hawajów, która praktycznie doszczętnie została zniszczona, nie dostali nakazów błyskawicznej ewakuacji. Takie komunikaty w ich telefonach się nie pojawiły. I jeszcze jedno - Hawaje mają największy na świecie system syren alarmowych. [...] To są syreny, które mają ostrzegać głównie przed tsunami, ale nie tylko, również przed innymi zagrożeniami i kataklizmami. W tym przypadku system syren nie został włączony, ale na razie nie wiemy, dlaczego. Zatem ludzie byli absolutnie zaskoczeni tym błyskawicznie przenoszonym przez wiatr ogniem. Dlatego jest tak dużo ofiar śmiertelnych, dlatego ta tragedia na Hawajach jest tak ogromna - podsumował korespondent.
Szukają zaginionych
Szacuje się, że pożary zdewastowały ponad tysiąc budynków, zmieniając malownicze regiony w tlące się gruzowiska. Wiele tysięcy ludzi jest bez dachu nad głową. W piątek wznowiono akcje poszukiwawcze, ze stanów Kalifornia i Waszyngton przysłano psy ratownicze, które mają usprawnić dotarcie pomocy lub - co bardziej prawdopodobne - znalezienie ludzkich szczątków.
- Zrozumcie - miasto Lahaina jest teraz uświęconą, świętą ziemią. Musimy ich wydostać - mówił w kontekście potencjalnych ciał ofiar śmiertelnych szef policji na Maui John Pelletier.
Strażacy wciąż pracują nad ugaszeniem pożarów i odnalezieniem zaginionych. Policja i władze próbują opracować plan rozmieszczenia bezdomnych już ludzi w hotelach oraz nieruchomościach, które przetrwały. Uruchomiono cztery tymczasowe schroniska.
Największa klęska żywiołowa w historii stanu
Gubernator Hawajów Josh Green powiedział, że pożary są prawdopodobnie "największą klęskę żywiołową w historii stanu". - To, co widzieliśmy dzisiaj, było katastrofalne. Widzimy ofiary śmiertelne. Jak wiecie, liczba ich rośnie - mówił w czwartek gubernator. Na Maui tysiące ludzi pozostaje poza miejscem zamieszkania. Prawie 11 tysięcy mieszkańców wciąż nie ma prądu. Green ocenił, że pożary są już najbardziej śmiercionośną klęską żywiołową na Hawajach od 1960 roku.
Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden wydał decyzję o wprowadzeniu stanu klęski żywiołowej. Wszystko po to, by zapewnić szybszą i większą pomoc federalną poszkodowanym mieszkańcom "raju na ziemi". Pomoc ma obejmować między innymi dotacje na tymczasowe mieszkania i naprawy domów, pożyczki na pokrycie strat majątkowych oraz inne programy.
- Nasze modlitwy są z mieszkańcami Hawajów, ale nie tylko nasze modlitwy - każdy zasób, jaki mamy, będzie dla nich dostępny. Widzieli swoje domy, zniszczone firmy, niektórzy stracili bliskich, a to jeszcze nie koniec - powiedział Biden w czwartek. Zapewnił, że każdy potrzebujący "natychmiast" otrzyma pomoc.
Generał dywizji Kenneth Hara z Departamentu Obrony stanu Hawaje poinformował, że trwają prace nad przywróceniem łączności i dystrybucją wody pitnej. Dodał, że śmigłowce Gwardii Narodowej zrzuciły na ogniska pożarów 568 tysięcy litrów wody.
"To było traumatyczne"
Wiele osób w pośpiechu opuszczało swoje domy. Jak mówił Jeff Melichar, jeden z mieszkańców Maui, wraz z sąsiadami musieli bardzo sprawnie się ewakuować, gdyż porywy wiatru błyskawicznie rozprzestrzeniły płomienie w jego okolicy. Jak dodał w rozmowie z CNN, mieszkańcy zostali zaskoczeni pożarem i nie mieli wiele czasu, by zabrać swoje rzeczy.
On sam był na spacerze, gdy zobaczył szybko zbliżające się płomienie.
- Musieliśmy biec z powrotem przez okolicę, ponieważ byliśmy przytłoczeni dymem i żarem. Pobiegliśmy z powrotem do domu i mieliśmy kolejne 10-15 minut, zanim okazało się, że zostaliśmy dogonieni [przez płomienie - przyp. red.]. I wtedy musieliśmy po prostu wskoczyć do samochodu. To było traumatyczne - opowiadał mężczyzna.
Melichar wynajmuje dom na Maui. Jak przekazał, jego lokatorzy są już bezpieczni, ale byli zmuszeni zostawić swoje dwa labradory. Z uwagi na dynamicznie rozwijającą się sytuację i zamknięte drogi, nie byli w stanie po nie wrócić. Zwierzęta prawdopodobnie zginęły.
Szpitale są przeciążone liczbą pacjentów poparzonych lub zatrutych dymem - poinformowała wicegubernator stanu, Sylvia Luke. Przeładowane są także schroniska, dokąd zbiegli zarówno mieszkańcy, jak i turyści.
Grupa Polaków uwięziona na wyspie
Jak podało w czwartek radio RMF FM, grupa Polaków utknęła na wyspie Maui. - Nasze wszystkie rzeczy zostały w miejscowości Lahaina. Całe miasteczko spłonęło. My jesteśmy w strojach kąpielowych. Nasze wszystkie rzeczy spłonęły. Z naszego ośrodka zostały jedynie sprężyny z materacy - powiedziała w czwartek w rozmowie z RMF FM jedna z Polek. Dodała, że internet działa bardzo słabo, Polacy czują się odcięci od świata. - Nie możemy dostać się do lotniska dlatego, że tutaj między miasteczkiem Lahaina, gdzie wszystko się spaliło do zera, nie ma jak przejechać - relacjonowała.
"Z kurortu na Hawajach uciekli Polacy, wiem o 14 osobowej grupie, która znalazła schronienie poza Lahainą" - napisał w mediach społecznościowych Paweł Żuchowski, amerykański korespondent stacji. "Wszystko, co mieli ze sobą, spłonęło" - dodał.
Niezwykła skala
Amerykańska Narodowa Służba Pogodowa (NWS) wyjaśniła, że pożary były rezultatem połączenia wysuszonej roślinności, silnego wiatru związanego z z huraganem Dora i niskiej wilgotności. Zgodnie z informacją Uniwersytetu Hawajskiego pożary nie są zjawiskiem wyjątkowym w niektórych częściach archipelagu hawajskiego, ale skala obecnych jest jednak niezwykła.
Źródło: Reuters, PAP, RMF FM, CNN