Koszenie trawy na miejskich zieleńcach - jak często, i czy w ogóle, takie zabiegi powinny być przeprowadzane? Zdaniem prof. dr. hab. Mirosława Ratkiewicza, biologa z Uniwersytetu w Białymstoku, niewykaszanie lub rzadsze koszenie trawy wpływa na łagodzenie skutków zmian klimatycznych i zwiększa odporność miejskiego ekosystemu. Wśród konkretnych korzyści naukowiec wymienił oszczędność wody i większą bioróżnorodność.
Profesor Mirosław Ratkiewicz przytoczył dwa główne powody, podawane jako argumenty na rzecz koszenia miejskich trawników. Pierwszy to taki, że starannie utrzymana trawa ma być "symbolem statusu". Drugi to bezpieczeństwo w ruchu komunikacyjnym. Ekspert stwierdził, że o ile trzeba zwracać uwagę na względy bezpieczeństwa, o tyle "obsesja na punkcie koszenia trawników" nie jest niczym dobrym. - Mamy syndrom zielonej trawy. Mianowicie nam się wydaje, że ładnie skoszony trawnik jest symbolem statusu - stwierdził naukowiec w rozmowie z PAP. Człowiek o takim przekonaniu "będzie (trawnik) kosił, a później podlewał, żeby mu nie wysechł, i będzie zużywał zasoby".
Koszenie trawników? Byle nie na pokaz
Ratkiewicz podkreślił, że na koszenie zieleńców należy spojrzeć w kontekście zmieniającego się świata i zmian klimatu. - We wszystkich obszarach, gdzie uświadomimy sobie, że koszenie jest na pokaz, że koszenie jest po to, żeby coś udowodnić, to możemy świadomie tego koszenia zaniechać - doradził. Przyznał, że własny ogródek jest kwestią indywidualnych wyborów, ale na tereny miejskie należy spojrzeć pod kątem wspólnych korzyści.
Wyjaśnił, że niekoszone trawniki, gdzie rośliny rosną w dużym zwarciu obok siebie, generują sporą wilgotność, w związku z tym mniej i wolniej transpirują (czyli wolniej paruje woda zawarta w ich nadziemnych częściach - red.), a zasłaniana przez nie gleba nie wysycha. - Zatem niewykaszanie to oszczędność wody, większa wilgotność w tych miejscach gleby i powietrza, i więcej życia, i większa odporność na to, co się dzieje. To jest po prostu łagodzenie zmian klimatycznych - przekonywał Ratkiewicz.
Trawnik to nie tylko trawa
Biolog zwrócił uwagę, że trawniki to nie tylko trawa, ale też inne gatunki roślin, takie jak koniczyna, stokrotki czy wyka polna. One nie tylko cieszą oko, ale są też źródłem nektaru dla owadów, a dzięki rozbudowanemu systemowi korzeniowemu lepiej akumulują wodę, dwutlenek węgla, poprawiają też strukturę gleby.
Podał przykład koszenia trawników w lipcu czy sierpniu, gdy jest sucho. - Gleba gwałtownie zaczyna wysychać, trawa robi się bardzo sucha i uruchamiane zostają procesy murszenia gleby. Coraz więcej pyłku w upalne dni dostaje się do powietrza, co powoduje alergie. Dodajmy do tego spaliny i mamy po prostu piekło na ziemi. Piekło dla alergików, piekło dla osób z problemami oddechowymi, tak naprawdę dla wszystkich - wyjaśnił.
Zyskuje przyroda, zyskują ludzie
Dlatego - jak mówił - warto promować rezygnację z koszenia zieleńców.
- Tu przyroda zyskuje, tu zyskują też ludzie. (...) Miasta są bardziej odporne na zmiany klimatu, a to w miastach żyje większość obywateli Europy i świata. (...) W tych miejscach, gdzie nie ma ograniczenia widoczności pojazdów komunikacyjnych, (należy) pozwalać przyrodzie rozwijać się w sposób niezaburzony - zachęcał Ratkiewicz. -To wszystko łagodzi wahania temperatury, obniżenie wilgotności powietrza w upalne dni, pozwala przyrodzie rozwijać się obok nas, mówiąc wprost: pozwala realizować model ochrony przyrody polegający na koegzystencji - argumentował.
W jego ocenie miasta, jeżeli będą umiejętnie zarządzane również pod kątem ochrony przyrody, mogą stać się współczesnymi arkami Noego, "gdzie ocalimy nie tylko siebie, ale również pozostałe gatunki". - Ja wyznaję zasadę: wystarczy nie niszczyć, między innymi nie kosić trawy jak jest sucho, nie zabudowywać dolin rzecznych, nie wycinać lasów w miastach, zostawiać na jesień liście, pozwalać, żeby dzika przyroda mogła wkraczać wszędzie tam, gdzie konflikty z tą dziką przyrodą potencjalnie nie zaistnieją - wyliczał naukowiec z Uniwersytetu w Białymstoku.
Jak to robią w Białymstoku
Od kilku lat w Białymstoku część zieleńców nie jest koszona, a inne kosi się rzadziej. W tym roku w mieście jest 50 hektarów zieleńców niekoszonych, to o kilkanaście hektarów więcej niż w ubiegłym - informowały władze miasta.
W ocenie miasta te działania są ważne ze względów przyrodniczych. Jak wyjaśnił dyrektor departamentu gospodarki komunalnej w białostockim magistracie Andrzej Karolski, wpływają na oczyszczanie powietrza, zatrzymywanie wilgoci i ochronę gleby. Wskazał też, że na zieleńcach rozsiewają się rodzime gatunki roślin, przyciągając nie tylko owady, ale też inne drobne zwierzęta.
Źródło: PAP, tvnmeteo.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock