Ulewy, które w ostatnich dniach nawiedziły Polskę, mają wiele cech ulew tropikalnych. W środę w Zamościu w ciągu doby spadło ponad 140 litrów na metr kwadratowy, czyli 260 procent normy miesięcznej. "To coś niewiarygodnego" - pisze synoptyk tvnmeteo.pl Arleta Unton-Pyziołek.
- Ostatnie ulewy w Warszawie i w Zamościu przypominają te występujące w klimacie tropikalnym.
- Grubość chmur nad Warszawą była 19 sierpnia prawie taka sama jak w Indiach czy Meksyku, gdzie w sierpniu po prostu nie pada, a leje.
- Takie ulewy w przyszłości mogą pojawiać się częściej, generując ogromne straty i będąc ogromnym wyzwaniem dla prognostów.
Ostatnie ulewy w Polsce wywołały zdumienie. Takie "zawalenie się" nieba można zobaczyć w krajach o klimacie tropikalnym. Choć mamy klimat umiarkowany o wprawdzie nieumiarkowanej zmienności i kapryśności, to daleko nam jeszcze do tropików. Ale jak inaczej opisać to, co się zdarzyło na Zamojszczyźnie i w Kotlinie Warszawskiej?
Nawalne opady w Zamościu i Warszawie
Z pomiarów Instytutu Meteorologii wynika, że w Zamościu spadło w ciągu 12 godzin prawie 150 litrów na metr kwadratowy. To około 260 procent normy miesięcznej, która dla Lubelszczyzny wynosi około 60-70 l/mkw. Przez chwilę natężenie opadów w środę 21 sierpnia wyniosło tam 88 litrów na godzinę.
To, co zdarzyło się i w Warszawie, i w Zamościu tego lata to coś niewiarygodnego. Do takich opadów przyzwyczaiły nas letnie burze w górach i na przedgórzu, ale nie na nizinach. Silne, punktowe opady w Zamościu oraz Warszawie (na Okęciu spadło 94 l/mkw., a na Bielanach 120 l/mkw.) wyglądają niesamowicie na tle okolicznych miejsc, w których przecież deszcze nie były tak nawalne. Podobnie zresztą było w ostatnich dniach w Wiedniu, Pradze i Dreźnie - na terenie tych wielkich miast sumy opadów dobowych oscylowały wokół 100 l/mkw., podczas gdy kilkadziesiąt kilometrów dalej potrafiły nie przekroczyć 10 l/mkw.
Chmura jak nasączona wodą gąbka
Ulewy z ostatnich dni mają wiele cech ulew tropikalnych, a więc silnych opadów przypominających ścianę deszczu na Filipinach, nie do opanowania przez europejską infrastrukturę miejską. Do takich wniosków doprowadza rzut oka na ciekawie wyglądający sondaż pionowy atmosfery, czyli pomiar wartości wielkości fizycznych, wykonany za pomocą radiosondy, w pionowym profilu atmosfery nad Warszawą po południu 19 sierpnia oraz w nocy z 19/20 sierpnia.
Niewielkie urządzenie pomiarowe, unoszone przez balon meteorologiczny do górnych warstw troposfery, pozwoliło zbadać słup powietrza nad stolicą. W czasie przechodzenia po południu 19 sierpnia deszczowej fali nad stolicą zalegała gruba kołdra z chmur, do wysokości 13 kilometrów, jak w tropikach. Diagramy warszawskie, pokazujące zmianę temperatury powietrza wraz z wysokością (linia czerwona) oraz temperatury punktu rosy (linia niebieska), czyli wartość do jakiej trzeba wychłodzić porcję powietrza, by para wodna uległa skropleniu, wykazały, że linie obu były zbieżne bądź bardzo sobie bliskie. To oznacza, że nad miastem warstwa powietrza o grubości kilkunastu kilometrów była nasączona wodą jak gąbka w kąpieli. Takie diagramy otrzymujemy po pomiarach w miastach o klimacie tropikalnym. Wystarczy porównać nasze pomiary z sondażem z hinduskiego Ahmadabadu, czy z Meksyku. Miejsca zupełnie różne, w zupełnie innych warunkach klimatycznych, a wszędzie taka sama gruba kołdra z chmur. Co Warszawa ma wspólnego z indyjskim miastem, którego pogodę teraz kształtuje letni monsun, z typowymi dla tego okresu ulewami? Czy z Meksykiem, w którym w sierpniu i wrześniu z nieba lecą wiadra wody?
Nocna ulewa w Warszawie
Meteorolodzy zadają sobie pytanie, co spowodowało wyrzucenie z atmosfery takich ilości wody nad Warszawą i Zamościem. Modele meteorologiczne zakładały obfite opady, ale nie takie sumy. Czy Kotlina Warszawska, gęsto zaludniona, krajobraz mocno zmieniony przez człowieka, miejska wyspa ciepła, wymusiła silne wypiętrzenie się chmur deszczowych - nimbostratus i cumulonimbus? To możliwe. Nocna ulewa w Warszawie wystąpiła w wyniku rozkręcenia się niewielkiego wiru powietrza nad Kotliną Warszawską. Bo zanim chmury napęczniały nad stolicą, były strzępkiem, z którego między Łodzią a Warszawą występowały opady rzędu 20-30 l/mkw. Dopiero w obniżeniu warszawskim zmieniły się w stacjonujący, lekko kręcący się w miejscu wir przypominający burzę tropikalną.
Linie nawałnic przeszły nad Polską
Na falującym froncie, rozciągającym się 19 sierpnia nad Polską, w strefie ścierania się mas zwrotnikowych i polarnych, pojawiły się dwie fale deszczowe, które przyniosły letnie ulewy w Jeleniej Górze, Ostrowie Wielkopolskim i Warszawie. Wytłumaczeniem dla tak obfitych opadów mogą być: działanie gór w przypadku Jeleniej Góry, oraz miejskiej wyspy ciepła w Ostrowie Wielkopolskim i Warszawie.
Ale jak tłumaczyć opad w Zamościu? Dość szybko przemierzający się front burzowy, letnia linia nawałnic, miał przynieść opady rzędu 40-80 l/mkw., co latem jest typowe. Wiadomo, że fronty wędrujące nad Polską z zachodu w głąb kraju na ogół zwalniają nad wschodnimi regionami, więc i więcej wody spaść może w jednym miejscu. Ale front burzowy 21 sierpnia postępował konsekwentnie, choć wolniej, na wschód. Czy nagrzana, usiana wielkimi żyznymi polami Wyżyna Lubelska podbiła opady, czyli wspomogła wypiętrzanie się chmur po upalnym dniu, z temperaturą maksymalną 30 stopni? Czy miała w tym swój udział Dolina Bugu? Znane nam modele meteorologiczne nie wyliczały tak obfitego opadu na Zamojszczyźnie. Ta ulewa przeszła wszelkie oczekiwania. Temu fenomenowi trzeba będzie dokładnie się przyjrzeć i zastanowić, na ile lokalne warunki mają tu znaczenie, a ile w ekstremalnym zjawisku jest udziału współczesnej zmiany klimatu.
Zjawisko jest nie tylko ciekawostką meteorologiczną, ile przestrogą na przyszłość. Takie ulewy generują ogromne koszty oraz zagrożenie dla zdrowia i życia. Bardzo prawdopodobne, że rozrastające się miasta, rozwój przedmieść i powstawanie rozległych osiedli, a także wielkie uprawy rolnicze, tereny niezalesione i monokultury, mogą być w nadchodzących latach impulsem do rodzenia się burz quasi-tropikalnych. Czy prognozowanie takich zjawisk latem będzie musiało opierać się o krótkoterminowe przewidywanie i aktualizowanie prognoz z godziny na godzinę, tak jak ma to miejsce w przypadku analizowania drogi i rozwoju trąb powietrznych czy cyklonów tropikalnych w Ameryce? Tam ostrzeżenia na konkretny punkt często wystawiane są dopiero na 30 minut przed wystąpieniem zjawiska. Ulewy i coraz gwałtowniejsze burze generują i generować będą ogromne straty, szkody dla gospodarki, ludności. I są oraz będą wielkim wyzwaniem dla prognostów. Zmienił się nam klimat.
Źródło: tvnmeteo.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, Eumetsat